Sztafeta franciszkańskiej troski o biednych trwa od 70 lat – na Sobięcinie.
▼ Siostra Ewelina z Julitką – dobre kumpelki.
Ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość
Spodobało się Panu nazwać to miejsce cierpienia Betesdą, czyli sadzawką uzdrowienia – przekonuje o. Bogdan Waliczek OSPPE, duchowy opiekun sióstr z Zachodniej 17 w Wałbrzychu. Jak to możliwe? Na Sobięcinie? – Bo przecież każdy z nich potrzebuje najbardziej bycia kochanym – wyjaśnia.
Znak od Pana
Siostra Anna Polanowska RM. Kiedy trzy lata temu przyjechała do Wałbrzycha, po ludzku nie wiedziała, w co włożyć ręce. Działo się wiele, a ona – nowa dyrektorka i przełożona – za wszystko teraz odpowiadała. Dlatego zatrzymała się i… sięgnęła po Biblię, otworzyła i przeczytała. Pan dał znak. Jak zwykle w takich okolicznościach siostry potrzebowały skutecznego przewodnika – św. Józefa. O dziwo w domu nie było figury Cieśli. Rozejrzały się po okolicy i po sąsiedzku, w Boguszowie-Gorcach znalazły: w kościelnym kącie, zapomnianą, piękną rzeźbę świętego opiekuna. Zaprowadziły Józefowe porządki. Tak zaczęła się odnowa Domu Pomocy Społecznej w Wałbrzychu. Na Sobięcinie.
Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.