Słowa trzeba dotrzymać

ks. Przemysław Pojasek

|

Gość Świdnicki 25/2018

publikacja 21.06.2018 00:00

Pielgrzymowały do niej jako dzieci. Teraz, 
po 60 latach, znów zobaczyły Matkę Bożą Pocieszenia w Stoszowie.

▼	Wycieczkę do sanktuarium dawnym pielgrzymom zorganizowały panie, które od lat same 
do niego wędrują. ▼ Wycieczkę do sanktuarium dawnym pielgrzymom zorganizowały panie, które od lat same 
do niego wędrują.
ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość

Panie Rosa i Hildegarda mieszkają w Łagiewnikach, gdzie się urodziły. Gdy były dziećmi, przez 10 lat każdego roku maszerowały do Stoszowa. 
– To był piękny zwyczaj, bo już po Pierwszej Komunii Świętej dzieci wyruszały na tę pielgrzymkę. Ruszaliśmy spod krzyża w Heidersdorf, bo tak się wówczas ta miejscowość nazywała, i szliśmy do Stoschendorf, tj. późniejszego Stoszowa – wspomina pani Rosa.

Pani Hildegarda dodaje, że za pielgrzymką jechali wozami gospodarze, którzy po drodze zbierali te dzieci, które nie dawały rady iść. Wspominają, że w pielgrzymce szły z chorągwiami, krzyżem i śpiewem na ustach.
– Przeczytałam, że historia Łagiewnik sięga 1837 r., kiedy to mieszkańcy 2 lipca wyruszyli prosić Matkę Bożą o uchronienie przed panującą wówczas epidemią cholery. Z wdzięczności za ingerencję przysięgli co roku wędrować do jej kościółka – przypomina pani Rosa. 
Historia 
zatoczyła koło
Jak podają źródła, po przeszło 100 latach tradycja umarła. Napływowa ludność nie czuła się związana ze złożoną przed laty obietnicą i zrezygnowała z pielgrzymki. Aż do czasu. 
W 2007 r. Wiesław Najdek, mieszkaniec Ratajna, w kronice Łagiewnik odkrył zapis o pielgrzymce i postanowił ją reaktywować. Z roku na rok przybywa pątników i coraz więcej z nich pochodzi właśnie z Łagiewnik. 
W tym roku, w czasie poszukiwań kolejnych informacji na temat dawnej tradycji pielgrzymowania do Matki Bożej Pocieszenia, udało się dotrzeć do wspomnianych już seniorek. Choć ze względu na stan zdrowia nie mogą po latach znów udać się w drogę, to jednak bardzo chciały jeszcze raz zobaczyć wspomnienie z młodości. – Udało się to dzięki życzliwości organizatorów. Zabrali nas do kościółka, gdzie ostatni raz byłyśmy 60 lat temu. Dużo się w nim zmieniło, wiele elementów wyremontowano. Samą figurę Matki Bożej również odmalowano, ale obraz, który tu trafił jako wotum za uzdrowienie pewnej dziewczyny z kamicy nerkowej, wciąż jest taki, jak go pamiętamy – uśmiecha się pani Hilldegarda. Zachęca też, by każdy, kto może, zdecydował się wyruszyć 30 czerwca o 17.00 spod kościoła św. Józefa w Łagiewnikach do tego wyjątkowego miejsca. 
Miejsce cudów
Licząca 11 km droga prowadzi przez Oleszną i Słupice, gdzie dołączają tamtejsi parafianie. Na wieczorne nabożeństwo docierają również mieszkańcy Jaźwiny ze swoim duszpasterzem ks. Stanisławem Kucharskim. To on sprawuje pieczę nad kościołem pw. Trójcy Świętej w Stoszowie, wspomnianym sanktuarium i celem wędrówki. 
Kult MB Pocieszenia rozpoczął się w roku 1714, kiedy chłopiec pracujący we wrocławskiej karczmie zszedł do piwnicy, gdzie wśród trunków stała figura, i zaczął do niej przepijać. Nagle stracił przytomność, a gdy się ocknął, opowiedział o wszystkim gospodarzowi. Ten zabrał figurę do domu i tam zaczęli ją odwiedzać pątnicy. 
W 1737 r. baronowa Elizabeth Maksymiliana von Glaubnitz, do której dom należał, kazała przenieść figurę do Stoszowa, który należał do jej dóbr ziemskich. I tak od 24 lipca 1737 roku w ołtarzu głównym kościoła ustawiono kamienną figurę Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą lud nazywał Matką Pocieszycielką. Kolejne lata, choć obfitowały w liczne pielgrzymki, przyniosły również przykre niespodzianki. Figura Maryi została okaleczona, a z jej rąk zabrano Dzieciątko Jezus. Dopiero po jakimś czasie uzupełniono ten brak barokową drewnianą figurą. W 2008 r. natomiast głowę Jezusa ozdobiono koroną. Z tym wydarzeniem wiąże się ciekawa historia, którą opowiada ksiądz proboszcz. – Zbieraliśmy wśród parafian złoto na koronę. A ponieważ trwało to jakiś czas, trzymałem zgromadzony kruszec w szafce pod kluczem. Któregoś dnia coś tknęło mnie, by przenieść szkatułę i schować ją w mniej oczywistym miejscu pomiędzy książkami. Bardzo szybko okazało się, że ta myśl pochodziła od Matki Bożej, bo ktoś włamał się na plebanię. Złodziej wyłamał zamek w szafce i przetrząsnął ja. Złota nie znalazł. Pomyślałem wówczas, że Maryi bardzo zależy, by Jej Syn został ukoronowany w znaku tej figury – wspomina ks. Stanisław Kucharski.


Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.