Na koniec świata za ks. Bosko

ks. Przemysław Pojasek ks. Przemysław Pojasek

publikacja 27.06.2018 09:57

Magdalena Kubińska ze Świebodzic jest jedną z sześciu dziewczyn, które Salezjański Wolontariat Misyjny posyła z posługą do Etiopii i Mongolii.

Magdalena Kubińska całuje pobłogosławiony wcześniej Krzyż Misyjny. Magdalena Kubińska całuje pobłogosławiony wcześniej Krzyż Misyjny.
Maciej Rajfur /Foto Gość

Przed odlotem w czwartek 28 czerwca zapytaliśmy ją, skąd to zamiłowanie do misji.

- Wszystko zaczęło się dawno temu. Kiedy miałam 12 lat, do mojej rodzinnej parafii przybył ksiądz pracujący w Boliwii. Opowiadał o misjach i pokazywał przedmioty, które stamtąd przywiózł. Wtedy się „zachłysnęłam” misjami. Ziarenko, które we mnie zasiał wzrastało przez wiele lat. W liceum, kiedy byłam na swojej pierwszej pieszej pielgrzymce na Jasną Górę, spotkałam s. Krystynę - klaweriankę, która podczas jednej z konferencji mówiła o misjach. I to mnie tylko utwierdziło w moim postanowieniu. W tym czasie dzięki siostrom udało mi się pojechać do Warszawy na Szkołę Animatorów Misyjnych, organizowane przez PDMD. Tam zobaczyłam różnicę między wolontariuszem misyjnym a świeckim misjonarzem. Kiedy rozpoczęłam studia na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu, stwierdziłam, że coś trzeba z tym zrobić, bo minęło już bardzo dużo czasu, a głos wołający nie cichnie. I tak trafiłam do Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego - wspomina Magdalena.

Tam rozpoczęły się przygotowania. - Można powiedzieć, że one zaczęły się już wcześniej, w czasie duchowego przygotowania i rozeznania. Kiedy pełna zapału trafiłam do SWM, dowiedziałam się, że  szybciej jak za dwa lata nie wyjadę, bo należy się odpowiednio przygotować. Cała formacja, uczęszczanie na cotygodniowe  spotkania, wspólne Msze święte, wyjazdy rekolekcyjne i integracyjne sprawiają, że człowiek może podjąć decyzję o rezygnacji. Ja zdecydowałam się wyjechać - dodaje.

Do Mongolii ze wsparciem

Okazało się, że razem z Agatą Kopańską zostały skierowane do Mongolii, gdzie będą pomagać przy nowo powstałej parafii salezjańskiej w Ułan Bator. Czego się w związku z tym wyjazdem obawia?

- Najbardziej boję się chyba lotu samolotem - uśmiecha się. - Być może różnica czasu i zmiana klimatu mogą dać nam w kość, ale z tym się liczymy. Poza tym, pierwsze dni na końcu świata mają chyba prawo być trudne - przyznaje z uśmiechem.

W pracy na misjach będzie jej towarzyszyć nie tylko koleżanka, ale i święci, którzy są dla niej wzorem posługi na krańcach ziemi.

- Jedną z osób, które mocno cenię jest bł. Maria Teresa Ledóchowska. Wszystkie swoje talenty poświęciła na rzecz misji i walki z niewolnictwem. Potrafiła zrezygnować z wygód i dworskiego życia na rzecz pomocy innym. Oczywiście, pracując na misjach z dziećmi w duchu salezjańskim, wszystko zawierzamy św. Janowi Bosko, który miał prorocze sny o misjach i bez wahania posyłał braci na krańce świata, aby głosili Ewangelię - wyjaśnia wolontariuszka.

Połowa jest od nas

Poza Magdaleną i Agatą do pracy na misjach zostały w archikatedrze wrocławskiej posłane również cztery inne dziewczyny.

Dwie z nich także pochodzą z terenów diecezji świdnickiej, ale na stałe mieszkają już we Wrocławiu. To Agnieszka Chlipała z Dzierżoniowa i Karolina Molendzka z Kudowy-Zdroju. Obie wylatują 6 lipca do Etiopii.

Magda choć uczy się i mieszka na co dzień także we Wrocławiu, wciąż czuje się świebodziczanką.

- Tu się wychowałam, mam tu rodzinę, znajomych i tu też odkryłam swoje powołanie. Zawsze pozostanie sentyment. Jadę z ramienia Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego, więc nie jesteśmy przypisani w naszej pracy do żadnej diecezji. Jedziemy w imieniu tego samego Chrystusa, ale z uśmiechem ks. Bosko, jak to nam tłumaczył w czasie rozesłania ks. Jarosław Pizoń SDB - wyjaśnia Magda. Warto dodać, że w tym roku Salezjański Wolontariat Misyjny obchodzi swoje 10-lecie istnienia.

Na koniec świata za ks. Bosko