Radość Ewangelii (29.06.2018)

ks. Wojciech Drab

publikacja 29.06.2018 11:14

Mt 16,13-19: Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A oni odpowiedzieli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków. Jezus zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Na to Jezus mu rzekł: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.

Radość Ewangelii (29.06.2018)

Wszystko sprowadza się do poznawania Jezusa. Do poznawania Jego tożsamości Syna Boga Żyjącego. Tak właśnie mówi Piotr: Ty jesteś TEN Chrystus, TEN Mesjasz - Syn Boga ŻYJĄCEGO. Pismo Święte zna wielu Chrystusów - ale tylko Jeden jest TYM Chrystusem. Chrystusami - czyli Mesjaszami - byli nazywani królowie Izraela. Nawet pogański król Cyrus, który wypuścił Żydów z niewoli babilońskiej, nazwany jest mesjaszem, chrystusem. Bóg mówi w Piśmie Świętym: znalazłem Cyrusa - Mego chrystusa, czyli mego mesjasza. Mesjasz (po grecku Chrystus) to po prostu „Namaszczony”. To o sobie mówił Jezus w Nazarecie: Namaszczony i Posłany… Namaszczony czyli przeznaczony przez Boga i wyposażony do jakiejś misji. Każdy człowiek wyposażony przez Boga i posłany do jakiejś misji jest zwany w Piśmie Świętym mesjaszem, czyli chrystusem. Ale tylko Jeden jest TYM Chrystusem, TYM Mesjaszem. Wszyscy inni nie są w stanie przekroczyć ograniczeń doczesności - wszyscy inni w swojej działalności ostatecznie zamykają się w tym świecie. Zbawiają z niewoli politycznej, zbawiają od kłopotów doczesnych, od suszy itd. Ale jest tylko JEDEN, który zbawia z wszelkiej niewoli, ostatecznie i nieodwołalnie - bo wyprowadza poza doczesność, poza zniszczalność, poza wszelkie granice: wyprowadza ku Bogu Żyjącemu, wyprowadza ku Życiu, bo sam jest Życiem w sobie… Bo jest Synem Boga Żyjącego i niesie Życie w sobie - dlatego wyprowadza nawet ze śmierci i grobu. Właśnie to jest misja Jezusa: wyprowadzać. On wyprowadza - wchodzi w sytuację człowieka poranionego grzechem, utożsamia się z grzesznikiem aż do końca, prócz grzechu, ale ze wszystkimi konsekwencjami grzechu. Utożsamia się ze złoczyńcą we wszystkim - prócz poznania zła. I to jest Miłość niepojęta: On, który nic złego nie uczynił - utożsamia się ze złoczyńcą, zaślubia złoczyńcę, by w Jedności ze złoczyńcą razem z nim przejść przez wszystkie konsekwencje jego zła, wziąć je na siebie, przeprowadzić złoczyńcę ku Ojcu, by Ojciec stworzył złoczyńcę na nowo jako Dobroczyńcę… To jest największy cud jaki dokonuje Bóg: pierwszy wielki cud to stworzenie swojego obrazu i podobieństwa z prochu ziemi, z tego co najniższe w stworzeniu. To jest największy cud w dziele stworzenia. A jeszcze większy cud został dokonany przez Krzyż i Zmartwychwstanie: stworzenie swojego obrazu i podobieństwa, stworzenie Dobroczyńcy ze złoczyńcy, z grzesznika. To właśnie zrobił z nami grzech: cofnął nas poniżej poziomu prochu, do nicości, do otchłani. A Bóg w Chrystusie sięgnął w otchłań, w nicość, w grzech i potępienie - i wydobył, wyprowadził stamtąd swoją niepojętą Miłością swój obraz i podobieństwo… Właśnie tak wyprowadza Chrystus - TEN Chrystus, Syn Boga Żyjącego, Syn Boga Miłującego, który nigdy nie umiera - nigdy nie przestaje kochać, miłować: wchodzi w moje bagno, w moją otchłań, w mój grzech, w cały mój syf, w mój krzyż, w konsekwencje mojego zła i zła całego świata - by mi pokazać jak mnie miłuje… Taka jest Jego Miłość: wchodzi w moje bagno, tam gdzie siedzę po uszy zatopiony w konsekwencjach grzechu mojego i innych ludzi. Tam, gdzie cierpię z powodu samotności, wstrętu do siebie, wstrętu do całego świata… Dzisiejsza scena rozgrywa się w okolicach Cezarei Filipowej - tam, gdzie była świątynia pogańskiego bożka Pana ze szczeliną w skale uważaną za bramę piekła. Jezus jest z uczniami u bram piekła. Właśnie tu przyszedł po mnie: do bram piekła! Właśnie tu! Wchodzi tu - utożsamia się ze mną w tym wszystkim, czego doświadczam - by uwieść mnie Miłością bez miary. Uwodzi mnie tym, co potrafi dla mnie, złoczyńcy, uczynić: potrafi razem ze mną wziąć na siebie krzyż, który uszyłem moimi błędami, grzechami, potknięciami, który włożył mi świat na plecy. On, który nic złego nie uczynił - jest razem ze mną na krzyżu grzesznika. To jest Miłość! To jest Przymierze Nowe! To jest Małżeństwo, które zawiera ze mną, grzesznikiem, Bóg - jak Ozeasz z Gomer. Choć ja Go ranię, zdradzam, odrzucam, ignoruję, wyzywam, zarzucam kłamstwo itd. itd. itd. - On przychodzi i mnie zaślubia. Uparcie, nieustannie utożsamia się ze mną we wszystkim - prócz zła. Jedyne czego nie zna, to zło, grzech - ale zna wszystkie jego konsekwencje razem ze mną, w zjednoczeniu ze mną. Niepojęta Miłość, która uwodzi i porywa - i cierpliwie, krok po kroku, prowadzi mnie za sobą. Ja upadam, błądzę, mylę się, daję się zwodzić - a On uparcie przychodzi i zaślubia. Chwila po chwili, cierpliwie, nieustannie… Nie da się pokonać Jego Miłości, jest uparta i większa od wszystkiego. Jeśli ktoś myśli, że bramy piekła są w stanie pokonać Jego Miłość - to nie wierzy w Boga Żyjącego. Bóg nigdy nie umiera - Jego Miłość nigdy nie przestaje kochać. To my dajemy się sprowokować do wątpliwości - to nasza pycha podpowiada nam, że tym razem popełniłem grzech, który mnie dyskwalifikuje. To jest największy grzech, który nie może być odpuszczony: uwierzyć, że zrobiłem coś większego od Jego Miłości. Że Jego Miłość tym razem już sobie nie poradzi z moim grzechem. Że Jego Duch nie przebije się przez mój grzech. Że Chrystus w to bagno już nie wejdzie, że Jego Miłość się poddała wobec mojego grzechu - że tu nie przyjdzie, w tę otchłań nie wejdzie i nie da mi swojego Ducha. On wszedł nawet na dziedziniec arcykapłana - by spojrzeniem uratować pogrążonego w rozpaczy Piotra… On wszedł nawet na szczyt Golgoty - by tam zawisnąć razem ze złoczyńcami i tam złoczyńcom i szydercom oddać Ducha. Nie ma takiego miejsca, w które by za mną nie poszedł - by dać mi Ducha, stworzyć mnie na nowo. Nie ma ceny, której by nie zapłacił za to, by oddać mi Ducha, wyznać mi Miłość. I to jest największy grzech, największe bluźnierstwo przeciwko Duchowi, którym jest namaszczony Jezus - TEN Mesjasz, TEN Chrystus: twierdzić, że Duch sobie nie poradzi. Że tym razem już sobie nie poradzi… Że Chrystus idący w Mocy Ducha, prowadzony przez Ducha na pustynię mego serca - gdzie głoduje z powodu braku mojej miłości - nie da rady do mnie dotrzeć. Że Moc Ducha, którym namaszczony jest Jezus, jest za mała by Jezusa doprowadzić do mnie. To jest Moc Ducha Boga Żyjącego, Boga który jest Miłością. To jest Duch Miłości - to jest Moc Chrystusa, Syna Boga Żyjącego: Moc Miłości samego Boga. Największe bluźnierstwo przeciwko tej Miłości to twierdzić, że Miłość jest za słaba, by kochać mnie w moim upadku…

Właśnie dlatego Jezus jest TYM Mesjaszem, TYM Chrystusem: bo kroczy w Mocy Ducha, kroczy w Mocy Miłości samego Ojca. Kroczy mając Serce pełne Ojca - kroczy wyznając Ojca, który jest większy od wszystkich. Kroczy i nic Go nie powstrzyma: przejdzie przez Ogród, przejdzie przez strach i lęk, przejdzie przez pojmanie i dziedziniec arcykapłana, przejdzie przez moją zdradę i zaparcie się Go, przejdzie przez tortury i szyderstwa, będzie szedł pod górę pobity, skrwawiony, spocony, wyszydzony, zgnieciony ciężarem Krzyża, upadający i powstający - będzie szedł aż na szczyt Golgoty. Przejdzie przez szczyt Golgoty, przejdzie przez Krzyż, przejdzie przez śmierć, przez grób, przez skałę i pieczęć, straż Go nie powstrzyma - przejdzie przez wszystko i nic nie powstrzyma Jego Miłości kroczącej do mnie. By dać mi Ducha. Taka jest Jego Miłość. I to jest wiara Piotra, która czyni go skałą nie do pokonania. Piotr nie jest skałą dlatego, że nie upada, nie myli się, nie zdradza Jezusa, nie zapiera się Go, nie ma słabości itd. Piotr jest skałą, bo w największym nawet upadku wbrew wszystkiemu rzuca się ku Jezusowi, rzuca się w Jego spojrzenie, w Jego ramiona, w Jego Miłość. To jest siła Piotra, siła Kościoła, której nie przemogą bramy piekła: wiara w Miłość, której nic nie pokona ani nic nie zatrzyma. Wiara, która sprawia, że w największym nawet upadku, zrozpaczony i pobity, pełen wstrętu do siebie i całego świata, wbrew wszystkiemu mogę rzucić się w Jego ramiona i dać się stworzyć na nowo. I to doświadczenie - uparte doświadczanie Jego Miłości większej niż mój grzech - rozpala mnie coraz bardziej miłością do Niego. Do Tego, który kocha mnie bardziej niż ja Go ranię. To uparte napełnianie się Duchem dawanym w odpowiedzi na mój grzech sprawia, że Duch kocha we mnie, żyje we mnie, że jestem coraz bardziej przeniknięty tym Duchem. I to jest potęga Boga Żyjącego: że potrafi wykorzystać nawet mój grzech, nawet mój upadek, by dać mi Ducha, wyznać Miłość, stworzyć mnie jako swój obraz i podobieństwo. Co nie znaczy, że grzech i upadek są konieczne. O nie! Ale na tym polega zbawienie, na tym polega złamanie potęgi piekła: na ukazaniu w Chrystusie Prawdy o Miłości, która jest większa nawet od sumy grzechów wszystkich ludzi od początku aż do końca świata. Wiara w Miłość jest wiarą Kościoła, wiarą Piotra. Kiedy Piotr wierzy w siebie - jest słabiutki i pada, zasługuje na miano szatana. Ale gdy wraca, staje za Chrystusem, wierzy pokornie w Chrystusa, w Jego Miłość - staje się Skałą nie do pokonania. Nie do pokonania nawet przez własne błędy, upadki i słabości. Właśnie tak to działa: im bardziej wierzę w siebie, w swoje zasługi, osiągnięcia, w swoją sprawiedliwość i dobroć - tym bardziej i szybciej padnę. Chodzi o wiarę w Chrystusa, w Jego Moc - w Moc Jego Miłości. O to, by dać się tej Miłości uwieść, pociągnąć - i prowadzić. Prowadzić w codzienności, tu i teraz - bo właśnie tu i teraz do mnie przychodzi. Właśnie tu. I właśnie teraz. Przychodzi by być ze mną - tak pokazuje jak mnie kocha. Dać się wieść Miłości. A gdy dam się zwieść - wracać uparcie wierząc w Miłość. Wbrew rozpaczy, wbrew ciemności, wbrew wszystkiemu co mi podpowiada, że wszystko skończone - pokornie wierzyć w Miłość większą od wszystkiego. Bojaźń Boża: nie odważę się zarzucić Bogu, że kłamie - że nie kocha. To Bóg jest! Jak mogę mieć czelność twierdzić, że On kłamie albo że jest mniejszy od czegokolwiek? Choćby od mojego upadku, od mojego piekła? Ojciec jest większy od wszystkich. To jest Ojciec Chrystusa, którego nam objawił: Ojciec, który w Chrystusie uznał nas za swoje dzieci. Większy od wszystkich. Nasz Ojciec.