W Ścinawce Średniej nie będzie już marianek

Joanna Wudyka Joanna Wudyka

publikacja 06.08.2018 13:20

Dwie siostry ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Ścinawce Średniej świętowały rocznice ślubów wieczystych. To ostatnia uroczystość przed likwidacją domu.

Siostry jubilatki w zakonnej kaplicy Siostry jubilatki w zakonnej kaplicy
Joanna Wudyka /Foto Gość

Siostry Chryzostoma Staś i Borgia Drobina 4 sierpnia w czasie Mszy św. podziękowały za 65 lat służby Bogu.

W obchodach towarzyszył im bp Stefan Regmunt, emerytowany ordynariusz diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

Pierwsza z nich, s. M. Chryzostoma Staś, urodziła się 7 stycznia 1930 r. jako jedno z pięciorga dzieci państwa Staś w Rakowie koło Głubczyc. Szkołę podstawową ukończyła w 1944 roku. - W szkole posługiwałam się językiem niemieckim, a dopiero po wstąpieniu do zakonu nauczyłam się języka polskiego - wspomina siostra.

Od 16. roku życia pracowała już w domu zakonnym w Raciborzu. Tam pomagała w kuchni i w ogrodzie. Wiosną 1951 r. odpowiedziała na powołanie, które rosło w jej sercu, i wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Nowicjat s. Chryzostomy rozpoczął się 7 października 1951 r. we Wrocławiu. Wtedy odkryła w sobie talent muzyczny i nauczyła się grać na organach. W 1952 r. złożyła czasową profesję we Wrocławiu, a w 1956 r. - śluby wieczyste w Katowicach. Wówczas odbyła również kurs pielęgniarski w Warszawie, by móc pracować jako pielęgniarka i salowa, najpierw na Psim Polu we Wrocławiu, a później w Żelaźnie aż do 2011 roku. - Podczas pracy często musiałyśmy jeździć do chorych w domach, by podać im zastrzyki czy lekarstwa. Nie mieliśmy samochodów, dlatego musiałyśmy do chorych dojeżdżać na rowerach - wspomina. Ostatnie lata spędziła w domu zakonnym w Ścinawce Średniej.

Druga z sióstr, s. Borgia Drobina, urodziła się we Francji 11 sierpnia 1932 roku. Po siedmiu miesiącach od urodzin wyjechała do Polski, gdzie opiekowali się nią dziadkowie z obu stron. Po wybuchu II wojny światowej dziewczynka została oddana na służbę najpierw do polskiej, a później do niemieckiej rodziny, czym trudniła się aż do momentu wstąpienia do klasztoru. Swoje powołanie nosiła od przyjęcia pierwszej Komunii św. - Musiałam wtedy iść do kościoła 12 km. Nie przeszkadzało mi to. W czasie przyjmowania do serca Najświętszego Sakramentu usłyszałam głos, który powiedział mi, że mam pójść drogą zakonną. Od tamtej pory nosiłam w sercu to pragnienie - wspomina.

Znaczący wpływ miało spotkanie w sklepie z siostrą zakonną. - Kiedy ją usłyszałam, rozmawiała ze sklepikarzem, który pytał się, czemu taka ładna dziewczyna zajmuje się cudzymi dziećmi, zamiast wyjść za mąż i mieć swoje. Zapytałam się wtedy tego pana, dlaczego tak mówi. Powiedziałam mu, że ja również chciałabym wstąpić do zakonu, ale nie mogę, bo nie mam średniego wykształcenia. Wtedy ta siostra zaprosiła mnie do ich domu i powiedziała, że mam przyjść na rozmowę - opowiada jubilatka.

W 1950 r. została przyjęta do zgromadzenia we Wrocławiu. Swój nowicjat rozpoczęła rok później, a profesję złożyła w październiku 1953 roku. Od razu po ślubach trafiła do Ścinawki Średniej, gdzie siostry prowadziły szpital. Pokochała pracę z chorymi i potrzebującymi. 2 października 1954 r. została jednak wywieziona wraz z innymi siostrami do obozu pracy. Wróciła dopiero w roku 1956. - Udało mi się wtedy zrobić kurs pielęgniarski i mogłam jak inne siostry opiekować się chorymi i przyjmować na świat dzieci. Często trzeba było je od razu ochrzcić - mówi z uśmiechem siostra. Często przyjmowała pacjentów po godzinach pracy, a przed domem ustawiały się długie kolejki. - Nieraz było tak, że kładłam sobie kocyk na podłodze w laboratorium, chwilkę odpoczęłam i brałam się z powrotem do pracy - wspomina. Później posługiwała też w Bardzie, ale po latach znów wróciła do Ścinawki Średniej.

Dom marianek w Ścinawce Średniej istnieje od 1907 roku. Inicjatorem sprowadzania sióstr był ks. Herman Schmidt, który chciał stworzyć tu punkt medyczny. W latach 20. i 30. siostry rozwinęły swoją działalność o przedszkole, a klasztor stał się małym przytułkiem dla osób starszych i i chorych na gruźlicę. Dziś kończy się ta historia. - Zmniejszająca się liczba powołań dotyka także naszego zgromadzenia i nie jesteśmy w stanie podejmować posługi wszędzie tam, gdzie dotychczas było to możliwe. Z żalem rezygnujemy z pracy apostolskiej w niektórych miejscowościach, także w Ścinawce Średniej. Jesteśmy wdzięczne za lata współpracy z mieszkańcami i tutejszym proboszczem - mówi s. Justyna Wojcieszak, przełożona prowincjalna.

Nie wiadomo jeszcze, co stanie się z budynkiem, natomiast siostry mieszkające w nim zostaną jeszcze w sierpniu oddelegowane do domów we Wrocławiu i Raciborzu.