Jurta pęka w szwach

ks. Przemysław Pojasek

|

Gość Świdnicki 33/2018

publikacja 16.08.2018 00:00

O posłaniu wolontariuszek z naszej diecezji do Mongolii pisaliśmy na początku wakacji. Czas zapytać, jak wygląda ich codzienna praca.

Pasjonaci gry na gitarze szkolą się niemal każdego dnia. Pasjonaci gry na gitarze szkolą się niemal każdego dnia.
Salezjański Wolontariat Misyjny

Dzień w Shovoo dla mieszkających tu na stałe rozpoczyna się bardzo wcześnie. – O 6.00 proboszcz nowo utworzonej parafii, ks. Mario, wybiega na wioskę i razem z dziećmi uprawia jogging. Po okrążeniu Shovoo biegacze jedzą śniadanie i mają czas na odpoczynek. Do domów rozchodzą się ok. 9.00, aby powrócić tu o 14.00. W tym czasie przygotowujemy się do zajęć. Często mamy go nawet mniej, bo przychodzą już o 13.00. Wtedy bawimy się z nimi i uczymy ich języka polskiego. Część z nich w ramach wymiany ma jeszcze w sierpniu przyjechać do Polski – opowiada Magdalena Kubryńska, misjonarka ze Świebodzic.

O 14.00 ks. Mario zbiera wszystkie dzieci na zajęcia i dzieli na dwie grupy: starsze i młodsze. Maluchy uczą się języka angielskiego, a starsze w tym czasie mają lekcję muzyki. – Uczę ich gry na gitarze. Mam sześciu pilnych studentów, którzy z dnia na dzień robią niesamowite postępy! Reszta grupy ma zajęcia klawiszowe z ks. Andym czy lekcje ukulele z s. Hanako – wyjaśnia Magda. Po godzinie lekcyjnej i pięciominutowej przerwie grupy się zamieniają i na lekcję angielskiego idą starsze dzieci, a muzyki uczą się mniejsze. – Tym razem ograniczamy się jedynie do zajęć na klawiszach, bo gitary są dla tych dzieci zbyt duże – mówi misjonarka. Chwilę po 16.00 rozpoczyna się katecheza, w której biorą udział wszyscy chętni oraz dzieci przygotowujące się do przyjęcia chrztu. – Pół godziny później wszyscy przygotowujemy się do wspólnej Mszy św., którą zwykle rozpoczynamy o 16.50 wspólną modlitwą. Mogą w niej brać udział także nieochrzczone dzieci, jeśli są chętne. Często dzięki temu później ich rodzice albo one same decydują się zostać chrześcijanami. Po Mszy św. mamy wspólną agapę. Nie jest ona może tak obfita, jak byśmy tego chcieli, ale dla każdego się coś znajdzie. Przeważnie jest to miseczka zupy lub mała bułeczka – opowiada Magdalena. Ostatnim punktem dnia jest wspólna zabawa. – Dzieci uwielbiają grę w koszykówkę, piłkę nożną czy skakanie przez sznur. Gdy się zmęczą, układają puzzle lub rysują. To prawdziwe „dziecięce żywioły” i nieraz trudno nad nimi zapanować – uśmiecha się. Wrażeniami z każdego dnia wolontariuszki dzielą się wieczorami przy wspólnej kolacji, którą przygotowują sobie na zmianę. Nieco inaczej wyglądają sobota, niedziela i poniedziałek. W ostatnim dniu tygodnia lekcji nie ma. – Po porannej przebieżce i śniadaniu ruszamy do pracy w ogrodzie. Dzieci poznają w ten sposób rośliny i uczą się je pielęgnować. Pokazujemy im, jak wyrywać chwasty i rozpoznawać dojrzałe warzywa. Takie zajęcia trwają – w zależności od potrzeby – pół godziny, a czasem godzinę. Potem jest czas na katechezę i dodatkowe zajęcia. Zwykle gramy we flagi lub organizujemy zabawy z chustą animacyjną. Sobota z zasady powinna się kończyć o 18.00 wspólnym Różańcem, jednak jak tu wygonić uśmiechnięte dzieci, które proszą, by mogły zostać jeszcze choć chwilę – cieszy się, ale zaznacza, że 20.00 jest zawsze ostatecznym czasem zakończenia zabawy. Niedziela to dzień wspólnotowy. – Do Shovoo na 10.30 przyjeżdżają księża, bracia i mieszkańcy z całej okolicy, aby wspólnie uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Jurta pęka w szwach. Potem jest czas na rozmowy, wspólny posiłek, gry i zabawy. O 15.00 mona ruszyć w podróż powrotną do Ułan Bator – opowiada Magda. Poniedziałek to dzień odpoczynku dla wolontariuszy. – Gromadzimy się tylko na wspólnej modlitwie i posiłkach. Pozostały czas wykorzystujemy na zwiedzanie miasta i okolic. Zbieramy też siły na kolejny tydzień pracy z dziećmi. We wtorek znów przemierzymy 50 km do Shovoo, by wrócić do naszych zajęć – podsumowuje.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.