Radość Ewangelii (11.09.2018)

ks. Wojciech Drab

publikacja 11.09.2018 12:33

Łk 6,12-19: Pewnego razu Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc trwał na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, któremu nadał imię Piotr, i brata jego, Andrzeja, Jakuba, Jana, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Szymona z przydomkiem Gorliwy, Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowie nie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

Radość Ewangelii (11.09.2018)

Czy Bóg podyktował Jezusowi, kogo ma wybrać na Apostołów? Chyba nie… To jest częsty problem: oczekiwanie od Boga, że On będzie dyktował krok po kroku… To jest judaizm: badanie Pisma, żeby wydobyć z Pisma „dyktando”, które należy krok po kroku spełniać i zaliczać. Żydzi się w tym gubili, stąd ich pytanie do Jezusa o zasadę uniwersalną, najważniejszą, która to wszystko porządkuje i spina. Nie da się podyktować człowiekowi zbioru rozwiązań na każdą okazję. A tego często od Boga oczekujemy: że poprowadzi nas jak na smyczy… Tymczasem Bóg nie chce mieć niewolników, ale przyjaciół. Chce mieć synów i córki, dzieci które myślą i działają jak On. I to robi Jezus na górze: nie otrzymuje od Ojca dyktanda do pospełniania i pozaliczania. Modlitwa Jezusa - i w ogóle modlitwa w Nowym Testamencie - jest określna słowem proseuchomai, co dosłownie oznacza jakby wymienianie się pragnieniami, otwieranie się na to, by Bóg napełniał mnie swoimi pragnieniami, swoimi myślami, swoją mentalnością. To jest istota modlitwy chrześcijańskiej: modlitwa chrześcijańska - w odróżnieniu od pogańskiej - ma za cel przemianę w człowieku a nie w Bogu. Ma za cel „nagięcie” ludzkiego myślenia do myślenia Boga, nagięcie ludzkich pragnień do pragnień samego Boga. Nagięcie nie siłowe, przemocowe - ale cierpliwe przekonanie, jak Ojciec przekonuje dziecko o swojej Miłości i tak doprowadza dziecko do przyjęcia tego, co myśli i pragnie Ojciec - w konsekwencji do przyjęcia tego, co Ojciec czyni. Do poddania się działaniu Ojca. To się dokonuje w Ogrodzie Oliwnym: Syn przychodzi ze wszystkim, co niesie w sobie i pozwala Ojcu przekonać siebie. Nie próbuje przekonać Ojca - ale przychodzi po to, by dać się przekonać Ojcu. Jezus zawsze tak się właśnie modlił - po to szedł na modlitwę, by dawać się formować, przekonywać, kształtować Ojcu. A kiedy Ojciec przekonał Syna - Syn zeszedł na dół i „wypowiedział” Dwunastu. Jakby z wnętrza siebie - jak Ojciec przy stworzeniu wypowiada i to, co wypowiada się staje. Jezus napełniony Ojcem działa - dokładnie tak, jak chce Ojciec. Ojciec nie prowadzi Syna jak na sznurku - Syn na modlitwie dochodzi do „synchronizacji” z Ojcem i w konsekwencji w sposób wolny czyni to, co chce - i to jest dokładnie to samo, czego chce Ojciec. Syn działa w sposób całkowicie wolny - ale ponieważ jest w symfonii z Ojcem, więc dzieła i słowa Syna są dziełami i słowami Ojca. O to Bogu chodzi: nie o niewolników, ale o przekonanych. I do tego trzeba modlitwy, spędzania czasu z Jezusem: żeby On mnie przekonywał wewnętrznie, doprowadzał mnie do symfonii z Nim, a wtedy będę w symfonii z Ojcem. Będę myślał jak On, czuł jak On, widział jak On…. Działał jak On. To się stało z Maryją - dlatego jest Królową Nieba i Ziemi, bo dała się doprowadzić do pełnej symfonii z Bogiem.

Nie wziąłem tego słowa z nikąd. Jezus posługuje się tym słowem w przypowieści o robotnikach ostatniej godziny. Gospodarz winnicy najpierw wychodzi na rynek i dokonuje ze spotykanymi rolnikami procesu, który jest określony słowem symfoneo. Doprowadza ich do symfonii ze sobą i dlatego może ich posłać do swojej winnicy - bo zrobią dokładnie to samo co On by zrobił. Nie na zasadzie domysłów - ale w wolności. Bo dali sobie zmienić myślenie, pragnienia, mentalność. Dali się nawrócić. Sam Jezus nieustannie dawał się nawracać Ojcu, na Ojca - ciągle odchodził na osobność, na modlitwę. I dlatego działa jak Ojciec. W wolności a nie pod dyktando.

No i co się okazuje? Że Jezus wybiera tych, których chce Ojciec. Ludzi. Takimi jakimi są. W Ogrodzie Oliwnym wybiera nas. Nie dlatego, że na to zasługujemy - przeciwnie: przecież jesteśmy zdrajcami, którzy Go sprzedają za trzydzieści srebrników, jesteśmy tchórzami którzy się Go zapierają trzykrotnie w ciągu jednej nocy, jesteśmy zajęci tylko sobą i gdy przychodzi co do czego to bierzemy nogi za pas i zostawiamy Jezusa samego, jesteśmy tymi którzy uknuli spisek na Niego bo nam przeszkadza w naszym „wygodnym” życiu itd. Jesteśmy grzesznikami. Wszyscy zgrzeszyli - a jak ktoś uważa, że nie, to jest kłamcą i czyni z Boga kłamcę. I właśnie takich wybiera Jezus. Dlaczego? Bo tak myśli Ojciec. Tak działa Ojciec. Skoro istniejemy - to znaczy, że Ojciec nieustannie, uparcie nas „wypowiada”. Uparcie sprawia, że Jego słońce wschodzi nad złymi, nad nami, i nad dobrymi, nad Synem i Matką. I dlatego Syn wybiera nas. I jeszcze na dodatek właśnie w takich chce iść do świata - pogrążonego w chorobie. Wybiera chorych by iść i leczyć innych chorych. Chorych, którzy doznali uzdrowienia i oczyszczenia przez słuchanie Go. Dzisiaj w Ewangelii pojawia się słowo iaomai - leczyć, uzdrawiać. Tu pokazane jest, jak się doznaje uzdrowienia, wyleczenia: słuchali Go - i znajdowali uzdrowienie. Słuchaj Izraelu! Jezus zapytany o zasadę porządkującą odpowiedział: pierwsze jest SŁUCHAJ!!! Rozpoczął swoją działalność od wezwania do nawrócenia, przemiany umysłu i mentalności. A to się dokonuje na drodze słuchania Dobrej Nowiny i wiary w Nią. Słuchaj. Trzeba najpierw słuchać - żeby wiedzieć jak mówić. Trzeba najpierw wysłuchać Boga - żeby dać Mu szansę „wypowiedzenia” mnie. Ja jestem w tym, co Bóg ma mi do powiedzenia. Jeśli żyję domysłami - robię z siebie karykaturę. To Bóg wie, kim jestem. I On mnie wypowiada. Wypowiada chwila po chwili, dzień po dniu. Nieustannie aż na wieki. On zna moje prawdziwe Imię. Nowe Imię wypisane na Białym Kamyku. I On je wypowiada - i tak wypowiada mnie. Zasłuchać się w Niego - a wtedy znajdę uzdrowienie. Wszystko mi się w głowie poukłada, wszystko mi się wyjaśni. Dam się doprowadzić do symfonii z Bogiem, przestanę fałszować. Dam się doprowadzić do synchronizacji myśli i pragnień, w konsekwencji decyzji i działań. Będę w Jedności. Nie będę musiał pytać - będę wiedział. Bo się zasłuchałem we właściwy Głos. Pozwoliłem by Miłość wszystko mi wyjaśniła. Wtedy zacznie wychodzić i ze mnie Moc. Z naczynia glinianego, ulepionego z prochu ziemi, w którym raczyła złożyć się Miłość Przedwieczna. O to właśnie chodzi: o odkrycie w sobie Miłości, Emmanuela, który składa się we mnie nieustannie w każdej Komunii Świętej, w każdym rozgrzeszeniu. Odkrycie w sobie Ducha, który woła ABBA! Do Boga samego woła we mnie ABBA! Odkryciu w sobie Syna. A to się dokonuje na modlitwie: tu poznaję Syna i tu uczę się widzieć Go w sobie i w braciach. Tego, który wypowiada mnie  i chce wypowiadać się przeze mnie światu.