Radość Ewangelii (16.10.2018)

ks. Wojciech Drab

publikacja 16.10.2018 10:52

Mk 3,31-35: Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i którzy są braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką».

Radość Ewangelii (16.10.2018)

Jezus dopiero co został oskarżony o bardzo ciężkie przestępstwo, zagrożone śmiercią: o to, że wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy. A jednak Matka i bracia nie wstydzili się do Niego przyjść i przyznać się: jestem Jego Matką, jesteśmy Jego braćmi… Jednak ci, którzy siedzieli dookoła nie wstydzili się nadal z Nim być i Go słuchać. To jest właśnie ten moment, kiedy okazuje się, kto naprawdę wszedł do Rodziny Jezusa: kiedy zaczyna to kosztować… To właśnie na Golgocie okazało się ostatecznie, kto naprawdę utożsamił się z Jezusem, komu naprawdę zależało na Jezusie - a nie na jakimkolwiek zysku z Jezusa. Wtedy, gdy Jezus już nie ma nic, gdy jest ogołocony i nawet nic nie mówi, nic nie daje prócz samego siebie, swojej obecności - gdy to zaczyna kosztować, bo człowieka wszystko zniechęca, bo jest trudno, bo wszystko jest przeciwko - wtedy się okazuje, czy mi zależy na Jezusie. Czy w tym wszystkim chodzi mi o Jezusa. Jeśli chodzi mi o Jezusa - to On JEST. Ale niestety zazwyczaj chodzi nam o coś, co według nas Jezus mógłby dla nas zrobić. O zdrowie. O powodzenie. O zmianę. O emocje. O to żebym poczuł. Ciągle coś obok Jezusa… ciągle nie trafiamy w Niego… I na tym to wszystko polega: żeby wreszcie zapragnąć Jezusa jako Jezusa, a nie jako Dawcę czegoś.

A gdy jest trudno, to kto otacza przebywających z Jezusem czułą opieką? Matka i ci, którzy już wcześniej uznali się za braci Jezusa. Matka i ci, którzy z Matką są. Św. Jan wszedł na Golgotę tylko dlatego, że trzymał Matkę za rękę. Ci, co tam stali - stali razem z Matką. Apostołowie byli zdolni przyjąć Ducha w Dniu Pięćdziesiątnicy bo byli z Matką. Kościół jest albo z Matką, albo jest niezdolny do niczego, albo upada i zapiera się Jezusa jak Piotr na dziedzińcu arcykapłana. Można sobie wmawiać nie wiadomo co, nie wiadomo co wyobrażać, można sobie snuć nie wiadomo jakie rozważania - ale Jezus uczynił bardzo wyraźny gest tuż przed oddaniem Ducha: dał Matkę. Albo słucham Jezusa i pełnię wolę Ojca przez Niego wyrażoną - albo robię sobie żarty z tego wszystkiego i szukam „chrześcijaństwa po swojemu”. Ale wtedy to nie jest chrześcijaństwo - chrześcijaństwo jest tylko po Jezusowemu. Chrześcijaństwo po mojemu to już nie jest nauka Jezusa, to nie jest wola Ojca. A wola Ojca jest taka: być z Jezusem, słuchać Go - dając się przygarniać do Niego przez Matkę. Dając się przyprowadzać do Niego Matce. Dając się utrzymać przy Nim Matce. Ilekroć chcę sam - pójdę w krzaki, bo tylko Matka wie, jak się słucha i poddaje Duchowi Świętemu. A bez Ducha Świętego jestem tylko prochem…

Tylko że to Jezus pierwszy pokazał, że widzi w nas swoich braci i siostry. On pierwszy przyszedł do nas, istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, ale ogołocił samego siebie przyjąwszy postać Sługi. Stał się jak my. By z nami być. By pokazać nam, że widzi w nas uparcie swoich braci i swoje siostry. A jako Człowiek - uniżył się aż do śmierci i to śmierci krzyżowej… Do ostatka, do ostatniego Tchnienia okazywał, że widzi w nas braci i siostry. Mimo wszystkich prób sprowokowania Go, mimo tortur i szyderstw - ani na chwilę nas się nie wyrzekł. Widzi w nas braci i siostry, którym chce się powierzać - nawet za cenę krzyżowania. By uczynić nas zdolnymi do dawania Go światu tak, jak dała Go Matka.

Właśnie tak się jest bratem, siostrą i Matką Jezusa: gdy się najpierw dostrzeże, co On robi dla nas - a potem się pokornie z tego korzysta. On nie wyparł się mnie, grzesznika. Ale pokazał mi, grzesznikowi, że jestem Jego bratem umiłowanym aż po Krzyż. Jakże ja mógłbym się wyprzeć Jego, Jezusa? Jakże mógłbym nie przyznać się do Niego? A jak się przyznawać do Jezusa? Dawać Go światu. I tak staję się Matką, która daje Jezusa. Dawać światu Jezusa, Boga który jest Miłością Miłosierną. To jest wola Ojca: żeby przez człowieka, przez ludzkie ręce i oczy i usta przychodzić do świata. Dlatego Bóg w Jezusie składa się uparcie w naszych sercach, by czynić nas do tego zdolnymi. O to chodzi: być z Jezusem, słuchać - wypełniać pierwsze przykazanie: SŁUCHAJ!!! - a potem dawać Jezusa, który pierwszy daje się mi - właśnie po to, by mnie uzdolnić do dawania Jego. Rodzina, w której każdy każdemu daje Boga, daje Miłość. Wszyscy mają Pełnię, Boga, Miłość. A to wszystko w ramionach Matki, która pierwsza dała nam Jezusa.

Jeśli Jezus nie wyprał się mnie, łotra powieszonego na krzyżu, ale zamanifestował jedność ze mną wstępując na taki sam krzyż - to jak ja mógłbym się wyprzeć Jezusa tylko dlatego, że robi się trudno? Jak mógłbym przestać czynić Miłość, dawać Jezusa, tylko dlatego, że jest trudno? On mi się dał za cenę Krzyża - a ja jaką cenę jestem gotowy zapłacić, by nie przestać pełnić Jego woli: nie przestać dawać Go braciom i siostrom razem z Matką? Razem z Matką - bo sam niczego nie zrobię, jak Piotr. Piotr jest doskonałym papieżem, doskonale utwierdza mnie w wierze - w wierze w Miłość, do której warto uparcie wracać po najgorszym nawet upadku i wierze w to, że bez Matki nigdzie nie zajdę. Miłość, która przyszła do mnie gdy jeszcze byłem grzesznikiem. Wybrała mnie na swojego brata, gdy jeszcze byłem grzesznikiem. Wybrała mnie na swoje mieszkanie, gdy jeszcze byłem grzesznikiem - i złożyła się w czarnej otchłani mego poranionego i grzesznego serca by zapalić tam Światło Miłości. Ile Jezus potrzebował wycierpieć, żeby złożyć się w moim sercu i uzdolnić je do kochania? Do dawania światu Boga? Tortury i wyśmiewanie, Krzyż i zstąpienie w otchłań mego serca… Trzymać Matkę za rękę i uczyć się od Niej jak się daje światu Jezusa - od Matki, która nie przestała dawać Syna nawet na Golgocie. Dawać Miłość i przyjmować z Miłością.

Bo do tego wszystko się zaczyna: że przyjmę drugiego człowieka jako brata tak, jak sam zostałem przyjęty przez Jezusa. Matka stojąca pod Krzyżem po pierwsze przyjmuje nas wszystkich z Miłością, z Jezusem, za swoje dzieci. I nam, jako swoim dzieciom, nieprzerwanie daje Jezusa - w każdej Eucharystii rękami kapłanów, Jej synów.

I tak otwiera się kolejny temat: czy kapłani wiedzą, kim są? To są właśnie „bracia Jezusa” z dzisiejszej Ewangelii, którzy w szczególny sposób towarzyszą Matce i wraz z Matką przywołują Jezusa dla wszystkich innych ludzi. Którzy wraz z Matką otaczają słuchających Jezusa i strzegą ich jak pasterze trzody. Czasem za cenę wzięcia na siebie ataku. Ale najpierw trzeba dostrzec głębię wybrania, żeby docenić głębię posłania, głębię zaproszenia - zaproszenia, które płynie od Jezusa i od Matki.