Pod skrzydłami Opatrzności

Agnieszka Olipra Agnieszka Olipra

publikacja 20.12.2018 09:50

Hanna i Zbigniew Dąbrowscy w sakramentalnym związku żyją od 66 lat. Ich małżeństwo błogosławił ks. Karol Wojtyła.

Po latach państwo Dąbrowscy mówią ze wzruszeniem: Jesteśmy ciągle razem i Pan Bóg ciągle nam błogosławi Po latach państwo Dąbrowscy mówią ze wzruszeniem: Jesteśmy ciągle razem i Pan Bóg ciągle nam błogosławi
Agnieszka Dochniak/ Foto Gość

Przeżyli II wojnę światową i czasy komunizmu, a w małżeństwie, obok chwil pięknej miłości, także trudne momenty. Swoje dotychczasowe życie podsumowują słowami: „Opatrzność zawsze nad nami czuwała”.

Poznali się w połowie drogi między Krakowem, gdzie mieszkała pani Hanna a Wrocławiem, gdzie studiował pan Zbigniew. W Kostkowie na Opolszczyźnie młody Zbyszek był na praktykach, a Hania przyjechała do przyjaciółki.

- Z mojej strony to było i młodzieńcze zauroczenie i wielka miłość naraz - mówi pani Hanna. Czym uwagę pana Zbyszka zwróciła przyszła ukochana? - Wszystkie inne były brzydkie - z humorem odpowiada dziewięćdziesięciotrzylatek.

W czasie półtorarocznego narzeczeństwa widzieli się łącznie przez miesiąc. Poza tym pisali dużo listów.

Pobrali się 18 października 1952 r. w Krakowie w kościele Mariackim. Pan Zbyszek właśnie skończył studia, a pani Hanna była po maturze.

Przygotowania do ślubu ograniczyły się do wcześniejszego spotkania rodziców i rodzeństwa. Pani Hanna miała piątkę rodzeństwa, a pan Zbyszek dwóch braci. Obie rodziny nie były zamożne, nie planowano wielkiego przyjęcia, tylko skromny obiad dla około dwudziestu osób.

- Moja mama bardzo się przyjaźniła z ówczesnym wikarym w kościele św. Floriana - ks. Karolem Wojtyłą. Poprosiła, żeby on nam błogosławił - wspomina pani Hanna. - Wtedy trzeba było brać ślub we własnej parafii, ale księża między sobą się domówili i nie było żadnych problemów. U ks. Karola byliśmy też u spowiedzi przed ślubem. On wtedy mocno działał w środowisku akademickim. Na jego Mszach u św. Anny zawsze był pełny kościół. Młodzież i studenci go uwielbiali. To był młody, zdolny, szalenie mądry człowiek - mówi pani Hanna.

Zaraz po ślubie, tego samego dnia, pojechali do Koźla, do rodziców pana Zbigniewa, a stamtąd prosto do Liszek na północy Polski, 5 km od granicy z Rosją. Młody mąż, jako zootechnik, został skierowany do pracy w tamtejszej stadninie. Z Koźla rodzice Dąbrowscy nadali wagon z poniemieckimi meblami, garnkami i słoikami, które od roku przygotowywała mama pana Zbyszka. To była wyprawka ślubna młodej pary.

Początki małżeńskiego życia w realiach lat 50. wspomina pani Hanna: - Było szaro, buro i ponuro, ale było wiadomo, że jak mąż dostał nakaz pracy, to będzie miał mieszkanie, deputat mleka, że będzie ogród, który będziemy mogli uprawiać. Elementarny byt był zabezpieczony.

Ze względu na problemy zdrowotne syna, pan Zbyszek poprosił o przeniesienie z Liszek, gdzie trudno było o lekarza. Z czasów studenckich znał Książ, bardzo podobało mu się to miejsce. Nie bez kłopotów, ale udało się. W 1954 r. trafili na Dolny Śląsk. Tu przyszedł na świat ich drugi syn. Gdy dzieci podrosły, pani Hania poszła do pracy. Przez trzydzieści lat pracowała w wylęgarni drobiu w Świdnicy. Pan Zbyszek przez lata odpowiedzialny był za hodowlę, później - jako dyrektor - za całą stadninę.

M.in. o tym, co młodym małżonkom powiedział ks. Wojtyła i jak wyglądała pierwsza Wigilia w domu państwa Dąbrowskich, przeczytać można w świdnickiej edycji świątecznego numeru „Gościa Niedzielnego”, który już od dzisiaj jest w sprzedaży.

Zdjęcie ślubne - młodzi oraz ks. Karol Wojtyła   Zdjęcie ślubne - młodzi oraz ks. Karol Wojtyła
Agnieszka Dochniak/ Foto Gość