Z palcem w prochu

ks. Wojciech Drab

publikacja 08.04.2019 16:09

J 8,12-20: Jezus przemówił do faryzeuszów tymi słowami „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”. Rzekli do Niego faryzeusze: „Ty sam o sobie dajesz świadectwo. Twoje świadectwo nie jest prawdziwe”. W odpowiedzi rzekł do nich Jezus: „Nawet jeżeli Ja sam o sobie daję świadectwo, to świadectwo moje jest prawdziwe, bo wiem, skąd przyszedłem i dokąd idę. Wy zaś nie wiecie, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę. Wy osądzacie według zasad tylko ludzkich. Ja nie sądzę nikogo. A jeślibym nawet sądził, to sąd mój jest prawdziwy, ponieważ nie jestem sam, lecz Ja i Ten, który Mnie posłał. Także w waszym Prawie jest napisane, że świadectwo dwóch ludzi jest prawdziwe...".

Z palcem w prochu

"...Oto Ja daję świadectwo o sobie samym oraz zaświadcza o Mnie Ojciec, który Mnie posłał". Na to powiedzieli Mu: "Gdzież jest twój Ojciec?” Jezus odpowiedział: "Nie znacie ani Mnie, ani mego Ojca. Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i mojego Ojca”. Słowa te wypowiedział przy skarbcu, kiedy nauczał w świątyni. Mimo to nikt Go nie pojmał, gdyż godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

Dzisiejsza mowa Jezusa znajduje się zaraz po wczorajszym fragmencie, po wydarzeniu z kobietą cudzołożną. Jest jakby komentarzem Jezusa do tamtego wydarzenia, w szczególności do pisania palcem po ziemi… Żeby dobrze zrozumieć, o czym Jezus właściwie mówi - co to znaczy, że jest Światłem świata - trzeba zrozumieć wydarzenie z kobietą.

Co oznacza, że Jezus pochylił się i pisał palcem po ziemi? Trzeba by tu widzieć Boga-Stwórcę sięgającego w proch ziemi i "rysującego”, wypisującego na prochu swój obraz i swoje podobieństwo. Jezus stwarza kobietę na nowo - na nowo dźwiga ją z prochu. A trzeba wiedzieć, jak to czyni: pochylając się do nóg uczniów, pochylając się pod ciężarem Krzyża, upadając z wycieńczenia na Drodze Krzyżowej, oddając Ducha z wysokości Krzyża… Właśnie tak Jezus dźwiga z prochu nas, cudzołożnych. Właśnie tak na nowo wypisuje w nas obraz i podobieństwo Ojca: wyznając Ojca aż do końca.

Tu trzeba dogłębnie zrozumieć, że Miłość nie jest ideą, nie jest uczuciem, namiętnością itd. - Miłość jest Osobą. Ojciec. I Syn - współistotny, Jedno z Ojcem. I Duch. Miłość. Osoba. Kiedy Jezus wyznaje Miłość - wyznaje Ojca. Kiedy wyznaje Ojca - wyznaje Miłość. Kiedy składa świadectwo o sobie - wyznaje Miłość. A w ten sposób daje świadectwo o Ojcu, który jest Miłością. I tak Ojciec wyznawany przez Syna daje świadectwo o Synu… Miłość, która jest Osobą. A właściwie Trójosobowa Miłość.

Bo Bóg, w którego wierzymy, to relacje. Relacje między Osobami - i to nie byle jakie relacje, ale relacje Miłości. Relacje, do których zostaliśmy włączeni. Bóg pochylił się i podniósł z Miłością ziarno prochu, którym jestem - i włączył to ziarno prochu do relacji w sobie. Do relacji w Trójcy. Do relacji Miłości. Jestem uzupełniony Bogiem - Trójosobową Miłością. Ten sam Duch porwał mnie - proch - z ziemi ku Bogu samemu i tylko dlatego doświadczam, że jestem osobą. Bo zostałem włączony do Wspólnoty Osób. Pozostając prochem - stałem się osobą.

I właśnie tu jest częsty punkt zaczepienia: zapominam, że nie przestałem być prochem. Że jestem osobą o tyle, o ile pozostaję w relacjach Osób. I daję się wyciągać z tych relacji, sądząc błędnie, że sam z siebie jestem osobą. Że to coś mojego, własnego, samoistnego… Nie. To wynika z relacji, w które zostałem włączony. Gdy tracę relację, gdy wychodzę z tych relacji - tracę byt osobowy. Owszem, relacji Boga nie da się zniszczyć - ale da się z nich nie korzystać. Można pozostać obojętny na propozycję Życia we Wspólnocie Osób i w nieskończoność szukać życia po swojemu. Z jednej strony relacja Boga do mnie się nie zmienia i nie da się jej zniszczyć - to widać na Krzyżu. Ale z drugiej strony ja mogę uparcie tej relacji unikać, nie odpowiadać na nią, nie włączać się - a nawet uparcie się z niej wyłączać. Owszem, Jezus uparcie będzie za mną szedł i szukał mnie - a ja się uparcie mogę gubić. Aż wrócę do prochu, z którego zostałem wzięty. Tylko że razem ze mną wróci On - zakochany do szaleństwa Bóg. Jeśli ja uparcie będę odrzucał relację z Nim - to wrócę do prochu, ale dzięki Jego obecności zachowam świadomość. I będzie to nie do zniesienia… Z jednej strony świadomość - z drugiej jeden wielki brak…

I tyle znaczy Jezus piszący po ziemi: Bóg nieprzerwanie rysujący swój obraz i podobieństwo w prochu. Dzięki czemu proch nieprzerwanie odkrywa, że jest żywy i świadomy, że jest osobą. Bóg wypisujący swój obraz i podobieństwo wyznając siebie, wyznając Miłość ziarnu prochu, swojemu umiłowanemu stworzeniu rzuconemu na powrót w proch… Bóg, który sam rzuca się w proch, przyjmuje postać Sługi i staje się posłuszny aż do śmierci - żeby wypisać na prochu na nowo swój obraz i podobieństwo. Miłością. Wylana na ziemię Krew Chrystusa, spływająca z Krzyża - wylana Miłość…

I to jest Światło Świata: Jezus, który odkrywa przed naszymi oczami tajemnicę naszego Życia, naszego istnienia: relacje Boga. Relacje Miłości. Dlatego Jezus pozostawia jedno jedyne prawo: abyście się miłowali JAK JA WAS. Nie byle jak - nie tak, jak chcemy po ludzku. Jezus dzisiaj mówi do faryzeuszów, że  nasze sądy, nasze wybory, decyzje są tylko ludzkie - a dosłownie rzecz biorąc, mówi, że są według ciała. Według namiętności, zmysłów, popędów, ambicji, według pychy i egoizmu, według pożądliwości… Dlatego nie są Miłością. Nie znamy, nie mamy pojęcia o Ojcu - nie mamy pojęcia o Miłości. Dlatego nieustannie wychodzimy z relacji, nieustannie wchodzimy w niemiłość, w śmierć. I nieustannie trzeba nas ratować, odnajdywać, sprowadzać z powrotem. Miłosierdzie Pana, który z nas - pogubionych - nigdy nie rezygnuje… Każda chwila istnienia jest doświadczeniem Miłosierdzia. Miłości, która nie rezygnuje. Nie mamy pojęcia o Ojcu, nie mamy pojęcia o Miłości - dlatego nieustannie popełniamy błędy w relacjach. A Jezus przychodzi uczyć nas bezbłędnych relacji - dlatego JAK JA WAS. Tylko On sądzi, wybiera, decyduje bezbłędnie - bo jest Jedno z Ojcem, jest Miłością. Wyszedł z Miłości i jest prowadzony Miłością i idzie do Miłości - której my nie znamy. Poznajemy Ojca, poznajemy Miłość w Jezusie. Poznajemy Trójcę, nasz Dom, w relacjach, jakie buduje z nami Jezus. Jezus jest Bramą do Skarbca, do Serca Ojca - do wnętrza Boga, do relacji Boga. On pierwszy buduje relacje z nami - i nigdy z tych relacji nie rezygnuje, nawet gdy Go krzyżujemy.

Nawet gdy Go zabijamy - On wraca Zmartwychwstały, by budować relacje z nami wciąż na nowo. Bez tego po prostu nas nie ma… Każda chwila istnienia jest doświadczaniem przychodzącego Jezusa, nawiązującego relację ze mną. I cała sztuka polega na tym, żeby uparcie wchodzić w relację z Nim. Ćwiczyć się w Życiu - w relacjach samego Boga. Budować relacje między ludźmi na wzór relacji Chrystusa ze mną. To jest Życie. I tak Jezus jest Światłem: przypomina Prawdę i uczy prawdziwych relacji. I to jest Kościół: przedłużenie Wspólnoty Trójcy tu na ziemi. Wspólnota grzeszników, którzy doświadczają, że Jezus, Syn Boży, nie rezygnuje z relacji z nimi, więc nie rezygnują z relacji między sobą. Uparcie i wciąż na nowo wracają do relacji z Panem i ze sobą. I to jest Skarb największy: Pan, który uparcie odbudowuje relację ze mną, i tak czyni mnie zdolnym do upartego budowania relacji z innymi. Relacji Miłości. Aby Bóg-Miłość był wszystkim we wszystkich. Bóg-Miłość, którego poznajemy w Chrystusie - w relacjach, jakie On buduje z nami. I którego my możemy dawać poznawać w naszych relacjach.

Dlatego do świadectwa trzeba dwóch: bo cała Prawda jest w relacjach. Nie da się w pojedynkę budować relacji. Dlatego niedobrze jest być człowiekowi samemu - człowiekowi, który został stworzony do relacji Miłości. Dlatego największym grzesznikiem jest ten, kto odchodzi, idzie radzić sobie sam - a świętym jest ten, który choć upadły jednak zostaje przy Chrystusie. Otwiera się na relację. Wtedy Bóg może zrobić wszystko. Wtedy Miłość może wypisać swój obraz i swoje podobieństwo na obliczu człowieka. I prawdę mówiąc, człowiek rzucony w proch najlepiej się do tego nadaje - człowiek, który doświadcza bezsilności najmniej przeszkadza Bogu. Najtrudniej jest z tymi, co są przekonani o swojej sile i możliwościach… tacy wiele przeszkadzają w działaniu Miłości… Dlatego potrzebujemy wszyscy wrócić do prochu - żeby wypisać na nas Oblicze Ojca, którego nie znamy. Żebyśmy wreszcie przestali rysować Ojca na swoich obliczach po swojemu - z czego wychodzi wyłącznie karykatura - a pozwolili Jezusowi.