publikacja 02.05.2019 00:00
Ks. Roman Tomaszczuk o swoim podążaniu za głosem powołania.
Ksiądz Roman w kaplicy bp. Ignacego Deca.
Ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość
Ks. Przemysław Pojasek: Może od początku. Jak to się stało, że znów można Cię zobaczyć w koloratce?
Ks. Roman Tomaszczuk: Czas mojej formacji nowicjackiej dobiegł końca. W klasztorze w Lubiniu spędziłem 900 dni – wiem to, ponieważ pisałem dziennik, więc łatwo było liczyć. Po czasie rozeznania i wymaganych krokach formalnych związanych z prawem obowiązującym we wspólnocie zapadła decyzja, że nie pozostanę w Lubiniu. Aby móc złożyć tutaj śluby zakonne, potrzebowałem nie zwykłej większości głosów, ale kwalifikowanej – dwóch trzecich. Zabrakło mi jednego głosu.
Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.