Apostołowie w glanach w Pieszycach

ks. Przemysław Pojasek ks. Przemysław Pojasek

publikacja 01.12.2019 15:00

Byli punkowcy spotkali się z młodzieżą przygotowującą się do sakramentu bierzmowania i ich rodzicami. Dali świadectwo poznania żywego Boga.

Małżeństwo prezentowało swoje zdjęcia sprzed lat. Małżeństwo prezentowało swoje zdjęcia sprzed lat.
ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość

Grupa na co dzień działa w Wałbrzychu, przy parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, grając, ewangelizując, ale przede wszystkim dając świadectwo, że Bóg może odwrócić życie do góry nogami. Zaproszeni przez ks. Mateusza Kuliga, który do czerwca był wikariuszem w wałbrzyskiej parafii, opowiadali 30 września nastolatkom w kościele pw. św. Antoniego w Pieszycach o swojej historii.

- Wychowałem się w katolickiej rodzinie. Chrzest i Komunia św. to była świętość w domu. Trzeba było to przejść tak, jak wszyscy robili. Rodzice przyprowadzali mnie do kościoła. Nawet zostałem ministrantem. Ale coś mi nie grało. Miałem trudne relacje z rodzicami, którzy mnie bili i poniżali. Nie radziłem sobie w szkole, czułem się niechcianym dzieckiem. I mając w sercu tę wielką dziurę, nie potrafiłem się odnaleźć w świecie religijności. Zacząłem uciekać z domu, pomieszkiwałem na ulicy, gdzie spotkałem punkowców. Strasznie mi się spodobała ta subkultura, która "ma wszystko gdzieś". Wydawało mi się to prawdziwą wolnością, której nigdzie indziej dotąd nie doświadczyłem. Chciałem wolności od rodziców, od szkoły, od kościoła - opowiadał początki swojego staczania się na dno Arkadiusz, lider zespołu

- Kupiłem sobie glany, wyciąłem irokeza, sam zacząłem się tatuować, bo nie było mnie stać na studio tatuażu. Trafiłem do półotwartego ośrodka wychowawczego - mówił dalej. Potem było już coraz gorzej. Alkohol, narkotyki, bójki.

Tak wyglądało jego życie, w czasie którego poznał Monikę, swoją przyszłą żonę. Ona jednak też wówczas była pogubiona. - Byłam bardzo zakompleksiona. Zawsze uważałam, że jestem gorsza od innych. W domu ciągle wytykano mi tylko to, czego nie potrafię. Do tego ciuchy miałam zawsze z lumpeksu. Wyglądałam byle jak, dlatego bardzo się odnalazłam w środowisku punkowym, bo tam mogłam przedziurawić spodnie, przypalić swetry, wymalować sprayem buty. I mi się do bardzo podobało - wspominała Monika. Mając 15 lat zaczęła jeździć po festiwalach, poznawać ludzi z marginesu. 

Po tym jak zaczęli ze sobą być, pewnej nocy Arka obudził głos, który wypowiedział jego imię. - Patrzyłem przez okno, żeby zobaczyć czy nikt mnie nie woła, bo czasami przychodzili tam moi znajomi, którzy byli tak naćpani, że nie mogli spać po nocach. Ale tam nikogo nie było. Olałem to i poszedłem spać. Ale na drugi dzień poczułem niesamowity pokój, chęć do życia, wręcz euforię. I miałem takie wewnętrzne przekonanie, że to Jezus Chrystus. Początkowo Monika nie chciała mi wierzyć, uważała, że mi odbiło, ale kiedy pewnego dnia wzięła Pismo św. i przeczytała w nim, że Bóg tak umiłować świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy miał życie wieczne, uderzyło ją to słowo "każdy" i zrozumiała, że tylko Bóg może wypełnić pustkę, którą oboje zrobiliśmy w naszych sercach - wspominał moment nawrócenia lider zespołu.

Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów z nawrócenia Apostołów w glanach, sięgnijcie po kolejny (50/2019) numer świdnickiej edycji "Gościa Niedzielnego".