Dali Nowe Życie w Pieszycach

ks. Przemysław Pojasek ks. Przemysław Pojasek

publikacja 13.01.2020 15:07

Przez dwa dni Środowisko Nowej Ewangelizacji diecezji świdnickiej głosiło kerygmat w parafii pw. św. Antoniego.

Grupa biorąca udział w kursie w Pieszycach. Grupa biorąca udział w kursie w Pieszycach.
ŚNEDŚ

Rekolekcje ewangelizacyjne trwały od 10 do 12 stycznia. Był to kurs Nowe Życie, zorganizowany i prowadzony przez księży, siostry i osoby świeckie formujące się we wspólnotach Przyjaciół Oblubieńca. Dyrektorem kursu była s. Wirginia Mielcarek, dominikanka, ale osób zaangażowanych w to wydarzenie - zarówno w ekipie, jak wśród uczestników - było łącznie około 70.

- Kurs Nowe Życie to rekolekcje ewangelizacyjne. Głoszony jest kerygmat, czyli chodzi o takie przepowiadanie, które rodzi wiarę. A jak ktoś powiedział kerygmat ma tę słabość, że nie działa, kiedy nie jest głoszony. Stąd, jeśli tylko uczestnicy rekolekcji stwarzają przestrzeń, w której Bóg swoją łaską może działać, to ten czas jest dla tych ludzi głębokim doświadczeniem przemieniającym ich życie. Mają możliwość na nowo doświadczyć Bożej miłości, zdecydować, czy chcą ja przyjąć, zobaczyć, że są uwikłani w grzech, ale nie jest to sytuacja bez wyjścia, bo Źródłem wolności i zbawienia jest Jezus, a także zrozumieć, dlaczego Kościół jest niezbędny w rozwoju życia duchowego – wyjaśnia s. Wirginia.

Dodaje, że kurs Nowe Życie to propozycja dla osób pełnoletnich, niezależnie od wieku, kondycji psychicznej, drogi życiowej, etapu rozwoju wiary. Miejsce dla siebie mogą tu znaleźć nawet osoby niewierzące czy poszukujące, pod warunkiem, że chcą dać sobie szansę na przemianę życia. Podczas takiego spotkania można doświadczyć ogromnego bogactwa Kościoła (są na nim kapłani, siostry zakonne, małżeństwa i osoby samotne) i jego charyzmatów. Można też spotkać ludzi, którzy są prawdziwymi świadkami Chrystusa. To bardzo pomaga w nawróceniu albo ożywieniu wiary.

Siostra Benedykta Baumann, dominikanka, dzieli się swoim świadectwem: - Od razu mówię: nic we mnie nie pękło z hukiem. Nie polały się żadne łzy czyste, rzęsiste. Nie dostałam w pakiecie daru języków, padania na ziemię w Duchu Świętym czy innych tego typu duchowych fajerwerków. A co dostałam? Pewność, że idę właściwą drogą. Że ta droga jeszcze nie raz mnie zaskoczy, ale to jest wpisane w Boży scenariusz i ja na pewno lepszego nie wymyślę. Świadomość, że jeszcze sporo roboty przede mną i bez Jezusa na pewno sobie nie poradzę. Doświadczenie Bożej czułości, której bardzo potrzebuję. I radość z bycia w Kościele. Bo kiedy widzi się szczęśliwych kapłanów i siostry zakonne oraz świeckich ludzi, z taką pasją głoszących kerygmat, to można tylko Panu Bogu dziękować i Go w tym wszystkim uwielbiać. I jeszcze dostałam nadzieję, że Nowe Życie jest tuż obok. Na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko rozpakować ten prezent. Chcieć. Zrobić krok w stronę Jezusa. Odważyć się Mu zaufać. Siostra gorąco poleca to doświadczenie zarówno wierzącym, jak niewierzącym. - Tym, którzy od dawna są w Kościele, i tym, którzy czają się gdzieś w przedsionku. Tym, którzy odnaleźli swoje powołanie, i tym, którzy się pogubili, stoją na rozdrożu, dopadł ich jakiś kryzys... Spróbuj. Daj szansę sobie i Panu Bogu. On nigdy z Ciebie nie zrezygnuje - dodaje.