Żył w komunii z Chrystusem

ks. Przemysław Pojasek

publikacja 30.07.2020 00:00

Jan Kryśpiak był szafarzem, ojcem proboszcza z Długopola Dolnego. Dla wielu mieszkańców tej miejscowości, ale też Świdnicy czy Wójtowic, był Człowiekiem przez duże „C”.

▼	Przy trumnie stało zdjęcie ze spotkania zmarłego z Janem Pawłem II. ▼ Przy trumnie stało zdjęcie ze spotkania zmarłego z Janem Pawłem II.
Ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość

Mszy św. pogrzebowej przewodniczył 24 lipca bp Adam Bałabuch w asyście syna zmarłego, jak również proboszczów – obecnego i byłego – parafii na osiedlu Młodych. Ten drugi łamiącym się głosem wspominał Jana Kryśpiaka. – To był Człowiek przez duże „C”. Wspaniały chrześcijanin i parafianin, a zarazem dobry i szlachetny człowiek. Tak go rozszyfrowałem, kiedy 31 lat temu przyszedł do parafii. Pamiętam, jak w trudnych sytuacjach widział po mojej twarzy, że coś jest nie tak, że są jakieś problemy. I w takich momentach dodawał mi otuchy, mówił, żebym nie tracił nadziei, ale zaufał Panu Bogu, to będzie dobrze. Swoim optymizmem i poczuciem humoru zarażał innych. Także w tej świątyni zostawił wiele swojego potu, pieniędzy i serca – mówił ks. inf. Kazimierz Jandziszak. 

Urodzony 9 czerwca 1943 r. w Krasnoglinach (ziemia lubelska) Jan pochodził z rodziny wielodzietnej. Kiedy w wieku 12 lat stracił ojca, razem z mamą i starszą siostrą został zmuszony do utrzymywania reszty rodziny. Trafił do Świdnicy, gdzie podjął pracę w fabryce mebli. W wieku 42 lat przyszła choroba wieńcowa i renta, która jednak nie zatrzymała go w domu. Podejmował dorywcze prace, trudnił się obwoźnym handlem i angażował w budowanie kościoła na świdnickim osiedlu Młodych.

– Z serca dzielił się swoim czasem, dobrami materialnymi, np. samochodem. Zawsze był do dyspozycji. Nigdy nie powiedział „nie”. Razem jeździliśmy do pielgrzymów idących pieszo na Jasną Górę, zawoziliśmy im ciasto i inne smakołyki. Nieraz tym, co udało się zorganizować, obdarowaliśmy całą pielgrzymkę – wspominał  emerytowany proboszcz świdnickiej parafii.

Za jego namową pan Jan włączył się także w działania rady parafialnej, przystąpił do pierwszego archidiecezjalnego kursu dla nadzwyczajnych szafarzy Komunii św. i przez wiele lat w ten sposób posługiwał. Zatrzymała go jednak postępująca choroba, uniemożliwiająca samodzielne poruszanie się.

– Pamiętam, jak tato angażował się w tę posługę. Cały nią żył. Kiedyś opowiadał, że przyśnił mu się mały Jezusek przy tabernakulum kościoła, który budował i przy którym służył wiele lat. To w tym miejscu Pan Jezusek zawsze na niego czekał, by mógł zanieść Go chorym. Eucharystia była dla taty najważniejsza, nawet gdy chorował. Zawsze towarzyszyło mu pragnienie więzi z Chrystusem, komunii z Bogiem – przypominał ks. Mariusz.

– Przeżywamy dziś pogrzeb naszego ojca, bo tato księdza jest duchowo ojcem także innych kapłanów. Ja miałem to szczęście poznać pana Jana dużo wcześniej, kiedy z ks. Mariuszem chodziliśmy razem do liceum, do Kasprowicza, i siedzieliśmy w jednej ławce. Już wtedy odwiedzałem jego dom rodzinny i doświadczyłem gościnności pana Jana. Także inni księża pochodzący ze Świdnicy w rodzinie ks. Mariusza czuli się jak u siebie w domu – mówił ks. Witold Hyla.

W 2006 r. pan Jan wraz z żoną podjęli decyzję o przeprowadzce najpierw do Wójtowic, a następnie do Długopola Dolnego, gdzie ich syn Mariusz pełnił funkcję proboszcza. Codziennie starał się uczestniczyć w Eucharystii, a kiedy nie mógł, prosił syna, by przyniósł mu Najświętszy Sakrament.

Po śmierci klinicznej, którą przeżył w 2015 r., jeszcze bardziej przylgnął do Chrystusa cierpiącego na krzyżu. To w Nim upatrywał swą nadzieję, o czym mówił w homilii pogrzebowej bp Bałabuch. – Śmierć straciła swój oścień, bo Chrystus zmartwychwstał. Także my jako ludzie wierzący mamy nadzieję na zmartwychwstanie w Chrystusie. Mamy nadzieję na udział w Jego wiecznym życiu – przypominał biskup. Jan Kryśpiak odszedł do wieczności 21 lipca 2020 r. w domu, w otoczeniu rodziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.