Na taką śmierć musiał sobie zasłużyć. Pożegnanie ks. Henryka Pragi w Bielawie

ks. Przemysław Pojasek ks. Przemysław Pojasek

publikacja 07.04.2021 16:54

Tak przynajmniej uważa bp Marek Mendyk, ale i ks. Stanisław Chomiak, kanclerz kurii biskupiej. Obaj żegnali byłego proboszcza parafii pw. Ducha Świętego.

Bp Marek Mendyk okadzający trumnę zmarłego kapłana. Bp Marek Mendyk okadzający trumnę zmarłego kapłana.
ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość

Zgodnie bowiem z wolą wyrażoną w testamencie, zmarły kapłan został pochowany w grobowcu rodzinnym w Czyżowie Szlacheckim (diec. sandomierska) 7 kwietnia przez ks. Michała Jaremkę, obecnego proboszcza parafii, której pasterzował przed laty zmarły kapłan.

- 25 czerwca 1985 r. zostałem skierowany tutaj po święceniach jako drugi wikariusz parafii pw. Ducha Świętego w Bielawie. Ksiądz kanonik, który wówczas pełnił tu obowiązki proboszcza, przyjął mnie bardzo życzliwie i ciepło. One promieniowały z niego cały czas. Był dla mnie mistrzem służby kapłańskiej. Uczył obowiązkowości, sumienności, za co jestem mu do dziś bardzo wdzięczny. Przez 6 lat wspaniale układała nam się współpraca. Kiedy zostałem skierowany na kolejną placówkę we Wrocławiu, ksiądz kanonik zapytał, czy sam chciałem zmiany, ale bez wahania odpowiedziałem, że nie. Jednak los tak pokierował, że już po roku trafiłem najbliżej jak mogłem, do sąsiedniej parafii, i kolejne lata mogłem uczyć się tej ogromnej życzliwości i pomocy - wspominał w czasie Mszy św. żałobnej w bielawskim kościele.

Również inni kapłani podkreślali wyjątkową postawę zmarłego ks. Pragi, przywołując słowa jego dawnych parafian, którzy uważali go za "prawdziwego księdza".

- Co to może znaczyć tak naprawdę "prawdziwy ksiądz"? I przypomniała mi się postać św. Józefa, którego rok z woli Ojca Świętego przeżywamy. W Piśmie Świętym jest taki fragment, który pięknie definiuje tę postać, a mianowicie, że był to mąż sprawiedliwy. Pomyślałem, że być prawdziwym księdzem to być na wzór św. Józefa mężem sprawiedliwym, na wskroś przenikniętym prawością serca, wiernością Bogu i Kościołowi. Prawdziwy ksiądz to człowiek o prawym sercu, żyjący na co dzień w bliskości Pana Boga i zasadami Ewangelii - charakteryzował ks. Stanisław Chomiak, dodając, że na śmierć w tak wyjątkowym kapłańskim dniu jak Wielki Czwartek trzeba sobie naprawdę zasłużyć.

- To był bardzo dobry i szlachetny człowiek. Zawsze pragnął być księdzem, choć w seminarium przeżywał niezwykłe trudności. Później też cieszył się z kapłaństwa, bardzo sobie je cenił. I to wyróżniało go wśród wszystkich naszych kolegów. Cieszył się powołaniem i każdym spotkaniem z nami, byciem wśród księży. Jak wiemy, jego brat również poszedł za Chrystusem. Obaj wychowani z odwagą głoszenia Dobrej Nowiny - przypominał ks. Franciszek Głód, kolega kursowy, nawiązując do obecnego stanu powołań do kapłaństwa i jego przyczyn również w rodzinach.

Za służbę w parafii Ducha Świętego dziękowały ks. Henrykowi również miejscowe wspólnoty. - Dał się poznać jako bezgranicznie oddany Kościołowi kapłan. Był skromnym, szlachetnym człowiekiem o nadzwyczajnej osobistej kulturze, ale i dobrym, zapobiegliwym gospodarzem, mającym w swoim dorobku wiele dobra uczynionego na rzecz parafii. Chcemy dzisiaj wyrazić swoją ogromną wdzięczność Bogu, że właśnie ks. Henryka postawił na naszej życiowej drodze - mówiła przedstawicielka parafian.

Przewodniczący liturgii bp Mendyk zwrócił natomiast uwagę na ich tęsknotę wynikającą z miłości. - Im większa miłość, tym większa tęsknota. Im więcej się kocha, tym dłuższe i trudniejsze do zniesienia wydaje się każde rozstanie. A co dopiero mówić o tym najboleśniejszym - gdy ukochana osoba przekracza próg śmierci. Mimo wiary w obcowanie świętych, w życie wieczne tak trudno czasem powstrzymać łzy... Bo przecież dotąd widzieliśmy uśmiech, czuliśmy dotyk, słyszeliśmy głos, a teraz tak pusto - podkreślał, przypominając Marię Magdalenę szukającą ciała Jezusa w wielkanocny poranek. - Dzisiaj, żegnając śp. księdza kanonika, pragniemy Panu Bogu podziękować za jego spełnione życie, za kapłaństwo i wrażliwość na człowieka. Pragniemy mu także życzyć, aby tęsknota za Bogiem - taka, jaką dzisiaj odczytujemy na kartach Ewangelii w osobie Marii Magdaleny - spełniła się po drugiej stronie życia - by ujrzał z radością w całej piękności Chrystusa, za którym tęsknił, którego szukał i któremu tak wiernie służył - zakończył.


Henryk Praga przyszedł na świat 8 lipca 1934 r. w Wólce Chrapanowskiej k. Opatowa (woj. świętokrzyskie). Oboje rodzice - Wojciech i Józefa - należeli do wyróżniających się parafian. Bardzo pobożni, pielęgnujący w swoim domu życie sakramentalne i zdrową pobożność. 2 września Henryk został ochrzczony w kościele parafialnym pw. Wszystkich świętych w Czyżowie Szlacheckim.

Po ukończeniu szkoły podstawowej w 1949 r. dorastający Henryk złożył egzamin do Liceum Pedagogicznego w Ostrowcu. Tam ukończył zarówno liceum, jak i kurs nauczycielski. Zaraz potem otrzymał nakaz pracy do szkoły podstawowej w Kielcach. W kraju potrzebowano nauczycieli. Jedenastą klasę kończył już jako nauczyciel i świadectwo dojrzałości otrzymał w 1954 roku. W tym samym roku został powołany do odbycia dwuletniej zasadniczej służby wojskowej. Przez dwa lata po wojsku pracował jako nauczyciel, a w 1958 r. złożył podanie o przyjęcie do Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu. 28 czerwca 1964 r. w kościele Świętych Stanisława i Doroty we Wrocławiu przyjął święcenia prezbiteratu z rąk abp. Bolesława Kominka.

Pierwszą placówką, do której został skierowany, była parafia Świętej Trójcy w Jedlinie-Zdroju. Stamtąd po dwóch latach został przeniesiony do Dzierżoniowa, do parafii pw. Chrystusa Króla. Zaledwie po pół roku został przeniesiony do Wrocławia, do parafii św. Bonifacego, potem do Długołęki. Na własną prośbę, ze względu na stan zdrowia, poprosił o zwolnienie z obowiązków wikariusza w Długołęce i został skierowany do Bielawy, do parafii pw. Świętego Ducha, gdzie funkcję proboszcza pełnił jego brat ks. Marian Praga. Po nim w marcu 1982 r. przejął odpowiedzialność duszpasterską za parafię. Tutaj pozostał do czasu przejścia na emeryturę w 2009 r., w tej wspólnocie przeżywał swoje kapłańskie jubileusze, tutaj głosił słowo Boże i sprawował święte sakramenty, zwłaszcza Najświętszą Eucharystię. Ostatnie lata spędził w rodzinnym Ożarowie. Zmarł 1 kwietnia w godzinach porannych, po kilku dniach pobytu w Domu Księży Emerytów Diecezji Świdnickiej.