Dziewczyny z Gross-Rosen

Ks. Przemysław Pojasek

|

Gość Świdnicki 35/2021

publikacja 02.09.2021 00:00

Teren obozu koncentracyjnego pod Strzegomiem wciąż skrywa wiele tajemnic. Od lat skrupulatnie bada je Agnieszka Dobkiewicz, dziennikarka i pasjonatka historii. Tym razem w swojej książce odkrywa prawdę o kobietach w pasiakach.

	Autorka na jednym ze spotkań promujących książkę. Autorka na jednym ze spotkań promujących książkę.
Andrzej Dobkiewicz

Ks. Przemysław Pojasek: Dlaczego zajęła się Pani tematem kobiet w obozie? Od czego zaczęło się szukanie informacji na ten temat?

Agnieszka Dobkiewicz: Napisanie książki „Dziewczyny z Gross-Rosen” zaproponowało mi Wydawnictwo Znak Horyzont jeszcze podczas pracy nad „Małą Norymbergą”. Najpierw odmówiłam, bo wydawało mi się, że nie udźwignę takiego tematu. „Mała Norymberga” była taka moja, świdnicka, znałam miejsca, o których pisałam, i miałam dokumenty procesowe, do których dotarłam i nad którymi spędziłam wiele miesięcy. Byłam wtedy świadoma, że pokazuję czytelnikom nieznaną kartę historii KL Gross-Rosen, ale też historii o moim mieście. To opowieść o tym, jak rodził się tu nazizm, czego konsekwencją był obóz koncentracyjny, a później przyszedł czas na rozliczenie tych, którzy w tym obozie zaprzeczali człowieczeństwu. Na tej samej sali sądowej, w której puszył się w latach 30. Hitler, stanęli w latach 40. ci, którzy go poparli i mu uwierzyli, nie patrząc na konsekwencje. To przypowieść o złu i o tym, że jeśli jest wina, to powinna być też kara. „Dziewczyny z Gross-Rosen” to inna historia. To wielka odpowiedzialność za indywidualnego człowieka, którego historię pokazuję. Na pewno do napisania książki przekonał mnie fakt, że do tej pory takiej zwartej opowieści o kobietach z tego obozu koncentracyjnego nie było. To jest kolejna twarz tego nieludzkiego miejsca, o której niewiele osób wiedziało. A jeśli ktoś wiedział, to bardzo ogólnie: w tej filii było 300 kobiet z Zagłębia Dąbrowskiego, a w tej 240 z Czech czy Węgier. Ja piszę reportaże o konkretnych kobietach. Gdy siadałam do książki, obawiałam się, czy znajdę materiały. A skończyło się tak, że bohaterki wybrałam właściwie jednego wieczoru. Wydrukowałam ich zdjęcia z archiwów, powiesiłam sobie nad biurkiem i przez wiele miesięcy były ze mną. Jedną z historii obdarowała mnie pani Leokadia Lewandowska z Muzeum Gross-Rosen. Ostatnia opowieść sama do mnie przyszła. To jest wywiad, który spina wojenne historie z teraźniejszością.

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.