Macie instynkt prawdy

Kamil Gąszowski

|

Gość Świdnicki 39/2023

publikacja 28.09.2023 00:00

Błażej kocha piłkę nożną, biologię i bycie ministrantem, Kasia kocha zatopić się w książce, Wojtek kocha spotykać się z przyjaciółmi, podobnie jak Ola i Agnieszka, która kocha także śpiewanie.

▲	Jakub Blycharz, lider zespołu niemaGOtu, autor hymnu ŚDM w Krakowie, dzielił się swoim doświadczeniem. ▲ Jakub Blycharz, lider zespołu niemaGOtu, autor hymnu ŚDM w Krakowie, dzielił się swoim doświadczeniem.
Kamil Gąszowski /Foto Gość

Na wzgórzu, tuż nad wambierzycką bazyliką, rozpoczyna się koncert zespołu niemaGOtu. To ostatni akcent festiwalu Light for Life, który w tym roku odbył się pod hasłem: „Kocham”. Na koncert, oprócz uczestniczącej w festiwalu młodzieży, przyjechało sporo fanów. Jakub Blycharz, lider zespołu, autor hymnu ŚDM w Krakowie, dzieli się swoim doświadczeniem. A Kuba wie, co mówi: – Macie instynkt prawdy. Nie dajcie sobie wmówić, że w miłość Boga się wierzy. Miłości Boga należy doświadczyć – rzuca ze sceny do młodzieży.

Jakiej miłości dziś doświadcza młodzież? A może wcale jej nie doświadcza? Warto dać młodym głos, w końcu słuchanie jest najwyższą formą miłości. – Kiedy dziecko płacze, to matka wie, czy ono płacze, bo trzeba zmienić pieluchę, czy dlatego, że jest głodne albo może dlatego, że chce spać. Płacz jest taki sam, ale matka wie, co oznacza, bo zna swoje dziecko. Dlatego trzeba słuchać młodych. Nie dlatego, żeby robić to, co chcą, ale żeby ich poznać – mówi o. Tadeusz Iwaszczyszyn, paulin ze Świdnicy.

Emocje, uczucia, gesty

– Miłość to oddawanie się, umieranie za drugą osobę, poświęcanie się dla niej, traktowanie jej w wyjątkowy sposób – mówi Wojtek. – Kocham swoje życie, pomimo że bywa ciężko i często niekoniecznie mi się podoba. Dzięki Jezusowi wszystko staje się jasne. Rozumiem, dlaczego dzieją się poszczególne rzeczy. Mimo że życie jest dla mnie ciężkie, to dzięki modlitwie, słowu Bożemu rozumiem, że to jest potrzebne. Proste życie bez przeszkód byłoby puste i bez jakiegokolwiek sensu – dodaje 15-latek. Wcale nie wygląda na kogoś, kto mówi wyuczoną formułkę. – Tak, mam doświadczenie, że Bóg mnie kocha. W sytuacjach, w których często zawodzę, kiedy grzeszę, kiedy się poddaję, Bóg do mnie przychodzi i czuję Jego miłość, czuję, że mnie kocha – dodaje.

Nad wyraz dojrzałe słowa, jak na nastolatka. Kogoś może kłuć w oczy tylko to słowo „czuć”. A ono pada jak mantra w każdej wypowiedzi młodych ludzi. Ale czy jest coś złego w odczuwaniu? W końcu sam festiwal, jak i wiele innych propozycji duszpasterskich dla młodzieży skupia się na trafianiu w emocje uczestników. A może jednak miłość to jest uczucie? – Uważam, że to jest bardzo ważne słowo. Jednak używane jest stanowczo zbyt często przez ludzi, którzy tego nie czują. Przez to zmniejsza się ważność tego słowa – mówi Ola. – Wydaje mi się, że to jest takie uczucie, kiedy oddaje się drugiej osobie całego siebie. Kiedy dobro drugiej osoby jest ważniejsze niż nasze – tak miłość rozumie Kasia. Obie również mają po 15 lat, właśnie rozpoczynają naukę w liceum.

Trochę inaczej wypowiadają się ci, którzy liceum kończą. – Kochać to znaczy oddawać się drugiej osobie bezwarunkowo, bez żadnych oczekiwań, oddawać to, co jest najcenniejsze, na przykład czas. Miłość jest strasznie trudna, bo jest czymś niekomfortowym. Żeby prawdziwie kochać, trzeba zaprzeć się samego siebie – mówi Agnieszka, maturzystka. – Miłość to troszczenie się o drugą osobę. Obecność w trudnych sytuacjach. Najtrudniej jest kochać, kiedy jest się daleko i nie ma bliskości z kimś – mówi Błażej, uczeń IV klasy liceum. Ma świadomość, że miłość trzeba jakoś wyrazić. – Nie wystarczy, iż powiem swoim rodzicom, że ich kocham, muszę to pokazać przez różne gesty. Samo słowo „kocham” jest okej, ale trzeba je jeszcze udowodnić – dodaje.

Wolność kocham i rozumiem

Kleryk Norbert Rosiński, salezjanin, po koncercie odpoczywa w zaciszu salek parafialnych. Koncert zespołu NoneRhyme, w którym występuje wraz z diakonem Dominikiem Nowakiem, zainteresował szczególnie tę młodszą część publiki. Gdy salezjanie schodzą ze sceny, mieszając się z tłumem, dziewczyny, na oko 13-latki, piszczą. Atmosfera jak na festiwalu muzycznym. Po wszystkim podpisują koszulki i płyty. – Nawróciłem się w wieku 20 lat. Byłem zanurzony w narkotykach, mocno korzystałem z życia. Byłem jednak otoczony modlitwą mojej świętej pamięci babci. Doświadczyłem bezpośrednio Pana Boga. Od tego momentu wszystko zaczęło się zmieniać. Spowiedź, codzienna Eucharystia. Pomogła mi też terapia psychologiczna, dzięki temu mniej cierpię, a miałem w sobie rany. Teraz w wolności wybrałem życie konsekrowane i jestem szczęśliwy – mówi Norbert.

W jego przypadku łatwo dostrzec, że do dojrzałego traktowania miłości trzeba dojść samemu. Trudno od nastolatków wymagać dojrzałej miłości, a czasem w wypowiedziach dorosłych słychać echo takich wymagań. – Nie wiem, czy oni nie muszą się sparzyć. Do wielu nie dociera, że miłość to nie są emocje i przyjemność. Życie nas tego uczy, chociaż wolałbym, żeby unikali tego sparzenia, bo potem dźwiga się konsekwencje grzechów. Mogę jedynie zachęcić ich, żeby czytali Pismo Święte, w którym jest objawiona prawdziwa miłość – dodaje.

W Piśmie Świętym jest napisane, że Bóg daje wolność do tego stopnia, iż pozwala na grzech. Frazes, jednak gdy się nad nim zastanowić, jest to rzecz, która gorszy nawet najbardziej pobożnych chrześcijan. Dorośli chcieliby uchronić młodych od błędów, świadomie lub nie zabierając im wolność. Bóg działa inaczej. Daje wolność i czeka. Ale nie z założonymi rękami. Ma szeroko otwarte ramiona. Na krzyżu.

Ale do tego trzeba dojść samemu. Nie można młodych wepchnąć na siłę na koniec drogi, nie dając im prawa do cierpienia, grzechu, zmagań i krzyża. Miłości nie uczy się z podręczników, same piękne słowa nie wystarczą. Miłości, która ma być doświadczeniem, trzeba... doświadczyć. Doświadczenia miłości nie da się wypracować. Ona jest darem. Darem rodziców, duszpasterzy, małżonków, dzieci, w końcu samego Boga. Co ma zrobić młodzież, jeśli takiego daru nie otrzymała? A może otrzymała, wystarczy po prostu posłuchać...

Doświadczenie w trudności

– Miłość najlepiej odkryć przez Pana Boga. To On pokazuje nam drogę. Mam doświadczenie Bożej miłości najczęściej w momentach trudnych. Przede mną matura, doświadczam wielu trudności. Tutaj potknie mi się noga, źle poszło mi w meczu, coś złego stało się między mną a znajomym. Jedyne, co mi pozostaje, to pomodlić się do Boga, poprosić o pomoc. On, ponieważ mnie kocha, będzie chciał mi pomóc. Nie zawsze dostanę to, co będę chciał i oczekiwał. Dostanę to, co dla mnie najlepsze, bo On mnie kocha – mówi Błażej.

– W momencie, w którym przybliżyłam się do Boga, odcięłam się od toksycznych ludzi. Kocham samą świadomość, że nie jestem już sama, a kiedyś byłam. W moim życiu jest tyle dobrych sytuacji, które chciałam, żeby się spełniły; wierzę, że jest w nich Bóg – mówi Ola.

– Bóg wyrwał mnie z bagna, w które nieświadomie sama się wkopałam. Skąd pewność, że to Bóg? Doświadczyłam Go w słowie Bożym, na rekolekcjach. Wierzę, że to dzięki Niemu – mówi Agnieszka.

Jak siebie samego

Grupa młodzieży z Kłodzka wraz z siostrami dominikankami do Wambierzyc doszła pieszo. Wyszli skoro świt, doszli tuż przed południem. Zdążyli akurat na strefę młodych, podczas której czterech gości – ks. Sebastian Kosecki, s. Judyta Wolnik OP, Marcin Blicharz i kl. Norbert Rosiński SDB – opowiadało o doświadczeniu Bożej miłości.

Ksiądz Kosecki, TikToker, rozpoczyna swoją konferencje od stwierdzenia, że przede wszystkim mamy kochać siebie samego. To znaczy odkryć w sobie konkretne dobro. – Nie wiem, czy dociera do młodzieży, że Bóg nas kocha. Dlatego zachęcam, żeby pokochali siebie. Tylko że akceptacja siebie, dostrzeżenia dobra w sobie to jest proces. Ale trzeba go rozpocząć – mówi. Choć ks. Kosecki znany jest z internetu, przekonuje, że miłości można doświadczyć tylko dzięki relacji, a ta możliwa jest jedynie w realu. – Nie zgadzam się, gdy słyszę, że młodzież jest zła. Jest w niej tyle potencjału, dobra, bezinteresowności, szlachetności... Trzeba się tylko tym zaopiekować. Zawsze powtarzam, że TikTok jest jedynie narzędziem. To jest przestrzeń, żebyśmy się poznali. Gdy piszą do mnie młodzi, staram się ich nakierunkować, że mają wokół siebie ludzi, którzy pokażą im miłość Boga – dodaje.

– Wielu młodych nie akceptuje siebie i innych. Nie spotkali bezinteresownej miłości. O miłości własnej rzeczywiście mało się mówi. Jestem grzeszny, poraniony, popełniam błędy, ale jestem dzieckiem Boga i mam prawo do szczęścia. Bóg powołuje człowieka do szczęścia. On nie chce zdesperowanych księży czy małżonków. Chce ludzi szczęśliwych – mówi o. Iwaszczyszyn. – Dla mnie największa miłość, jaką dostałem, to miłość moich rodziców, którzy dali mi Chrystusa. Moi rodzice są fantastyczni, ale najważniejsze, co mi dali, to wiara. Kochać to dać komuś wiarę – przekonuje.

Żeby siadło

W festiwalu wzięło udział ok. 1200 młodych ludzi. Nie było tłoczno, ale rzadko kiedy diecezjalne wydarzenie przyciąga do wambierzyckiego sanktuarium tak wiele osób. Liczba uczestników nie przytłaczała, dawała możliwość spotkania, jednak to nadal był tłum, a w tłumie nie da się doświadczyć Bożej miłości. – Niektórzy uważają, że to jest spotkanie ewangelizacyjne, ale to nie jest prawda. Nie da rady kogoś „zewangelizować” w 5 godzin i w tłumie. To jest spotkanie w duchu preewangelizacji, na które zapraszamy młodych ludzi, żeby pokazać im, że Kościół jest żywy. W Kościele jest miejsce dla ludzi takich jak oni, poszukujących, pragnących czegoś więcej – przekonuje ks. Paweł Kilimnik, diecezjalny duszpasterz młodzieży i główny organizator wydarzenia.

Hasło: „Kocham”, które zaproponował, sięga do kerygmatu, którego pierwszym punktem jest głoszenie Bożej miłości. A głoszenie kerygmatu należy rozpocząć od spotkania. Choćby takiego, jakie miało miejsce w Wambierzycach.

Ksiądz Kilimnik nie boi się powiedzieć wprost, że często w Kościele mylony jest porządek nauczania. Ten błąd przejawia się później w moralizatorstwie, które dla ludzi, zwłaszcza młodych, jest nie do zniesienia. – Mówi się o indykatywie zbawczym i imperatywie moralnym. Jeśli się odwróci ten porządek, wtedy przepowiadanie nie jest skuteczne. Trzeba najpierw opowiedzieć o tym, że Bóg kocha i przychodzi zbawić grzesznika, a dopiero później zaprasza się człowieka, aby w imię tej miłości zajął pewną postawę. Inaczej to nie siądzie – dodaje.

Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.