Połamani, lecz wygrani

Kamil Gąszowski

|

Gość Świdnicki 45/2023

publikacja 09.11.2023 00:00

Doświadczają słabości, żeby w końcu stać się silnymi. Nie własną mocą, lecz mocą braterstwa z Chrystusem i sobą nawzajem.

Symboliczny moment przybicia grzechów na drzewie krzyża. Symboliczny moment przybicia grzechów na drzewie krzyża.
Kamil Gąszowski /Foto Gość

Ten weekend miał się nie odbyć. Gdy jednak ekipa mężczyzn z Jaroszowa, która brała udział w poprzednich edycjach Ekstremalnego Męskiego Weekendu, dowiedziała się o tym, wzięła sprawy w swoje ręce. Ostatecznie udało się zebrać 70 mężczyzn, z których ponad połowa brała udział w wydarzeniu po raz pierwszy. – Uczestniczyłem w nim dwa razy. Choć jesteśmy z chłopakami nowicjuszami w organizacji, postanowiliśmy zrobić wszystko, aby męski weekend się odbył, ponieważ widzimy w nim ogromny sens – mówi Krzysztof Kowalczyk z Jaroszowa.

Tak duża liczba uczestników jest zaskakująca, biorąc pod uwagę, że organizatorzy dbają o to, aby nie zdradzać za dużo szczegółów. – Element zaskoczenia jest bardzo ważny. Gdy byłem tutaj po raz pierwszy, nie wiedziałem, z czym się będę musiał zmierzyć i to było dla mnie bardzo dobre. Wpierw przebywamy pewną drogę w grupie, wspierając się nawzajem. Później jest też aspekt duchowy, kiedy indywidualnie przepracowujemy swoje słabości – dodaje.

Zawsze niezłomny

Mężczyźni, którzy ukończyli ten weekend, mogą nazywać siebie niezłomnymi. Ci, którzy stają na szlaku po raz pierwszy, aby otrzymać to miano, muszą przejść pewną drogę doświadczenia słabości. Żeby zostać niezłomnym, wpierw trzeba dać się... złamać. W słabości bowiem jest pewna prawda, której darmo szukać w napiętych muskułach i masce twardziela. – W obecnym świecie męskość realizuje się poprzez bycie samcem alfa, który ze wszystkim sobie poradzi i wszystkich pokona – mówi Mariusz Barber ze Stowarzyszenia Rozwoju Rodziny „Familiaris Consortio”, które jest pomysłodawcą wydarzenia. – Dajemy chłopakom w kość. Poprzez trudy fizyczne staramy się ich złamać. Muszą zobaczyć, że są momenty, kiedy nie dają rady. Dlatego w wydarzeniu uczestniczą jako drużyna, zespół, który pomaga – dodaje.

Tłumaczy, że ideą jest to, aby poprzez doświadczenie słabości odnaleźć własną siłę. Nie dotyczy to oczywiście tylko tych kilku dni, ale powinno przekładać się na całe życie. Stąd zresztą bierze się nazwa – Niezłomny24. – 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, przez cały rok bądź niezłomny – wyjaśnia mężczyzna. – Moja postawa powinna dawać do myślenia mojej żonie, dzieciom, sąsiadom. Jeśli potrafię być w ciągu dnia uprzejmy dla mojej żony, jeśli potrafię spędzić czas z dziećmi, jeśli potrafię uznać, że moja praca jest ważna, ale nie najważniejsza, jestem niezłomny. Bo najistotniejsza jest moja relacja z Bogiem, dzięki której czuję siłę – dodaje.

Na swojej stronie internetowej organizatorzy tłumaczą, że Ekstremalny Męski Weekend to doświadczenie wędrówki, górskiej natury, braterstwa i zmagania się ze sobą. Uczestnikom proponują pot, krew i łzy męskiej radości. Przekonują, że inspiracją jest dla nich Jezus, który był prawdziwie niezłomnym mężczyzną. Podczas tego weekendu nie ma jednak nic z taniej pobożności. Słowem kluczem jest za to pokora. – Ktoś się załamie, ktoś przejdzie kryzys i w ten sposób staje w pokorze. Największą siłę ma człowiek pokorny. Jeśli nie masz pokory, jesteś słabeuszem – przekonuje Mariusz.

Uwolniony

Ledwo ruszyli, a Maks już skręcił nogę. Do pokonania mieli całkiem spory kawałek drogi, mocno pod górkę, w ciemności rozpalonej jedynie latarkami. Szli ekipą kilku chłopaków, których prawie nie znał. Następnego dnia obudził się z w miarę zdrową nogą, ale z godziny na godzinę wzbierały w nim złość i gniew. Na jednym z przystanków, kiedy już powoli się ściemniało, a do mety mieli jeszcze kilka kilometrów, miał już serdecznie dość. Zostawił grupę, z którą miał iść i z którą mieli się wspierać, i wydarł do przodu. – Byłem wściekły. Tylko nerwy dodawały mi sił, żeby dojść do bazy. Postanowiłem, że zabieram swoje rzeczy, dzwonię po kogoś i uciekam stąd – opowiada Maks o swoim pierwszym męskim weekendzie, który przeżył w ubiegłym roku.

Nie spodziewał się jednak, że na mecie będzie czekać na niego ekipa mężczyzn, którzy powitają go z radością. Gdy usłyszał okrzyki uznania za trud, który pokonał, cała złość z niego opadła. – Później były chyba dwa najpiękniejsze dni w tamtym roku, który był bardzo ciężki – dodaje.

Maks jeszcze kilka tygodni przed ekstremalnym weekendem był uzależniony od narkotyków. – Przez 5 lat brałem ciężkie dragi. Chciałem z tego wyjść, przechodziłem terapię, brałem leki, ale nic nie pomagało. Zaczęło mi się sypać życie, dostawałem psychozy. Moja żona też miała dość, chociaż wtedy jeszcze nic nie wiedziała o moim uzależnieniu. Przegrywałem życie – opowiada Maks.

Do kościoła chodził rzadko, jednak gdy już tam trafił, modlił się, aby Bóg zabrał od niego uzależnienie. – Poszedłem do spowiedzi, ale nie po to, żeby się wyspowiadać, tylko żeby powiedzieć księdzu, że mam już dość. Starałem się jak mogłem, żeby uwolnić się od narkotyków, ale cały czas wracałem – mówi.

Na spowiedzi ksiądz dał mu książeczkę do modlitwy zawierzenia Sercu Pana Jezusa i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Maks wiedział, w jakiej jest kondycji, nie miał przekonania, że cokolwiek może się zmienić, ale zaczął sumiennie odmawiać modlitwę. Po kilku dniach zdał sobie sprawę, że choć przez ten czas nic nie brał, wcale go nie ciągnie. – To było coś niesamowitego. Nie potrzebowałem brać, ale nie miałem pewności, że za dwa tygodnie nie wrócę do nałogu – opowiada.

Kilka tygodni później usłyszał w tym samym kościele zaproszenie na weekend Niezłomnych. – W ciągu tych brzydkich lat miałem czterech przyjaciół. Razem braliśmy narkotyki i imprezowaliśmy. Kiedy przestałem brać, zostawili mnie. Straciłem przyjaciół i nie miałem nikogo, z kim mógłbym porozmawiać – mówi Maks.

Trafił na ten weekend, bo prosił Boga, aby dał mu prawdziwą męską przyjaźń. Zasmakował jej już zaraz na starcie, kiedy jeden z towarzyszy zaproponował, że poniesie wraz z nim plecak, w którym od czwartku do niedzieli nieśli ze sobą wszystko, co najpotrzebniejsze. – Jestem przekonany, że ta droga była dla mnie zaplanowana. Dała mi dużo siły. Wcześniej byłem bardzo słaby psychicznie i fizycznie. Ksiądz zaprosił nas do modlitwy. Poprosiłem o wytrwałość w walce z nałogiem. Gdy odmówiliśmy modlitwę i chłopaki położyli na mnie ręce, popłakałem się. Czułem się tutaj jakby wszyscy byli moimi braćmi – dodaje.

Choć stracił starych przyjaciół, którzy zostawili go wtedy, gdy najbardziej ich potrzebował, dzięki Niezłomnym zyskał czterech nowych. I wie, że na nich może liczyć zawsze. Kiedy przeżywał trudności i pojawiała się myśl, żeby wrócić do ćpania, wystarczyło wykonać telefon do jednego z nich. Wsparcie, jakie otrzymał, okazało się bezcenne.

– Niezłomni potrafią złamać każdego twardziela, ale też pokazują, ile jesteś wart. Już wcześniej doświadczyłem mocy modlitwy, a po tym weekendzie jestem całkowicie pewien, że moc Boga jest tak wielka, iż teraz nie boję się niczego. Relacja z Chrystusem daje mi wewnętrzny pokój i świadomość, że nie jestem sam – wyznaje.

Dawid i Goliat

„Panie, jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić” – męski śpiew, niekoniecznie czysto, za to z mocą niesie się po zboczach Gór Sowich. W sobotnie popołudnie symbolicznie oddali Bogu swoje słabości, przybijając je do wielkiego krzyża. Niosą go potem do bazy, zmieniając się na dźwięk gwizdka. – Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Na wszystko potrzeba czasu – przekonuje ks. Bogdan Kania, jeden z pomysłodawców Ekstremalnego Męskiego Weekendu.

Wielu z uczestników jest zaskoczonych tym, co się dzieje. Adam przyjechał na weekend ze znajomymi, z którymi wspólnie prowadzą kancelarię prawniczą działającą na terenie Polski, Czech i Słowacji. Pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego. Jest Czechem, ale mówi perfekcyjnie po polsku. – Byłem na Mazurach i zobaczyłem kogoś w koszulce Niezłomnych. Postanowiłem sprawdzić, co to jest – opowiada Adam. – Prowadzę usystematyzowane życie, a ten element zaskoczenia i pozorny brak planu jest dla mnie dużym przeskokiem – dodaje.

Na zboczu góry Borecznej panuje dziwnego rodzaju zamyślenie. Nikt nie patrzy w telefon, nikt nie rozmawia. To prawdopodobnie efekt zmęczenia, ale też w powietrzu unosi się trudne do uchwycenia poczucie zaskoczenia. Okazali słabość, a jednak wciąż żyją. Doświadczyli słabości, tak często głęboko skrywanej, ale są w tym razem, a to daje siłę. Inną niż ta, którą daje świat.

Paweł jest przekonany, że doświadczenie ściągnięcia maski twardego faceta jest możliwe tylko przez pot, krew i łzy. – Nikt tego tutaj nie osądza, przeciwnie – możemy liczyć na wsparcie. Mężczyzna się otwiera, kiedy przeżywa trud. To, że jesteśmy na co dzień zamknięci na braterstwo, nie jest błędem w facetach, a błędem w świecie – przekonuje.

Najbardziej dotknęła go historia Dawida, który walczył z Goliatem. To na niej oparte było nauczanie podczas tegorocznego weekendu. – To była historia podana w męski sposób. Poruszyło mnie to, jak bardzo lenistwo jest związane z pożądliwością. Jeśli się nudzisz, otwierasz się na strzał. Niesamowite jest doświadczenie Dawida bycia pominiętym przez ojca. Mimo to został wyznaczony przez Boga do pełnienia tak ważnej misji – dodaje.

Andrzej w dniu rozpoczęcia weekendu przeżywał z żoną rocznicę ślubu. Miał lekkie wyrzuty sumienia, ale żona zachęcała go, żeby wziął w nim udział. Jest przekonany, że ta wyprawa pozwoli mu bardziej kochać. – Zapragnąłem szukać relacji z żoną – przyznaje Andrzej. Maks w tym roku znowu pojawił się na Niezłomnych, zdrowy i wolny od wszelkich nałogów. – To był wspaniały rok w trzeźwości i miłości do Pana Boga, który dał mi siłę – mówi mężczyzna

Niektóre imiona zostały zmienione.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.