Znak niepodzielonego serca

Kamil Gąszowski

|

Gość Świdnicki 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

– Dziewictwo jest związane bardzo mocno z macierzyństwem, bo jest związane z miłością – mówi Małgorzata Przybylska.

Uroczystość konsekracji odbyła się 8 grudnia w Mieroszowie. Uroczystość konsekracji odbyła się 8 grudnia w Mieroszowie.
Kamil Gąszowski /Foto Gość

Kamil Gąszowski: Uroczystość konsekracji jest pewną klamrą spinającą na Twojej drodze. A jak się ona zaczęła?

Małgorzata Przybylska OV: Zawsze bardziej lub mniej żyłam wiarą. Nigdy nie wykluczałam żadnej z dróg powołania w Kościele. Aczkolwiek w młodości stan dziewic konsekrowanych był dla mnie zupełnie nieznany. W sumie nic dziwnego, skoro pierwsza konsekracja w naszej diecezji odbyła się 18 lat temu. Decyzję o wyborze życia w czystości podjęłam dużo wcześniej przed piątkiem 8 grudnia 2023 r. Odbyło się to sam na sam z Jezusem, to był mój prywatny ślub.

Nie myślałaś nigdy o zakonie?

W liceum byłam w klasie o profilu matematyczno-fizycznym z elementami architektury. Chciałam iść na architekturę. Ale wymyśliłam, że zostanę karmelitanką. Poszłam na teologię z myślą, że na studiach będę się rozwijać, a potem wstąpię do zakonu. Po jakimś czasie stwierdziłam, że karmelitanki to jednak nie jest to i po roku żałowałam, że podjęłam taką decyzję. Ale z koleżanką wymyśliłyśmy, że przeniesiemy się z Wrocławia do Lublina i to akurat była bardzo dobra decyzja, ponieważ w ramach jednych studiów mogłam chodzić na inne zajęcia, które mnie interesowały. Wystarczyło napisać podanie o udział w zajęciach na innym wydziale. Później zaczęłam pracować w szkole, chociaż wcześniej nie chciałam być nauczycielką. Bycie katechetką i w ogóle nauczycielką leżało poza sferą moich zainteresowań. Uważałam, że absolutnie nie nadaję się do pracy z ludźmi. Jednak w czasie studiów i praktyk okazało się, że mam naturalny dar. Nie muszę się starać o to, żeby mieć dobry kontakt z grupą. Moje pomysły, wszystkie talenty mogę na różne sposoby realizować w szkole.

Czy ziarenko, które zakiełkowało w młodości, spowodowało, że zawodowo czujesz się spełniona?

Teologia miała być tylko przygotowaniem do zakonu i mimo że uznałam tę decyzję za błąd, okazuje się, że było to najlepsze posunięcie w życiu, jeśli chodzi o pracę.

W jaki sposób rozeznałaś, że stan dziewic konsekrowanych jest Twoim powołaniem?

Moje decyzje w stosunku do Boga były związane ze strachem. Bardzo kocham Kościół i jest to miłość świadoma, nie jestem naiwna. Wiem, jaki ten Kościół jest, bo wiem, jaka ja jestem. Był taki czas, kiedy doświadczyłam odejść bardzo dobrych znajomych, nie tylko z Kościoła, ale też z życia zakonnego i kapłaństwa. Było to związane ze zgorszeniem. Tłumaczyłam Jezusowi, że nie wiadomo, ile będę żyła. Czy wiem, co się wydarzy? Ile głupich rzeczy mogę w życiu zrobić. Po co mam być zgorszeniem dla kogokolwiek, kto będzie wiedział o mojej decyzji, a zrobię coś, co będzie z nią sprzeczne.

W momencie, gdy podjęłam w sercu decyzję co do drogi życia tak na serio, zaczęły dziać się „dziwne” rzeczy. W trakcie rekolekcji, które zupełnie nie były związane z wyborem powołania, trafiałam na słowo Boże, które zaczęło mnie prowadzić. Pan Bóg pokazywał, że te moje prywatne śluby to jeszcze nie wszystko, że powinien być następny krok. Potem pojechaliśmy ze znajomymi do Zakopanego. Zabraliśmy też ze sobą naszego ówczesnego wikarego ks. Jurka Kozłowskiego. Były z nami młode dziewczyny, które nigdy nie były w Tatrach i chciały wejść na Giewont.

To był dzień słynnej burzy na Giewoncie...

Tak. Rzadko trzymam się łańcuchów, ponieważ jestem niska i jak ktoś szarpnie, od razu przewracam się na skały. Tamtego dnia, kiedy zaczęło padać i zrobiło się ślisko, stwierdziłam, że muszę się złapać, bo spadnę. Ale nie zdążyłam, bo wtedy uderzył pierwszy piorun. Wiele osób zostało rannych, ale schodząc, mijaliśmy jedną dziewczynę i miałam świadomość, że ona umiera. Nigdy wcześniej nie byłam przy czyjejś śmierci. Modliliśmy się za nią, jeden ze znajomych, Zbyszek, pomógł ją wyciągnąć.

Czy to był moment Twojej decyzji?

Potrzebny był mi ten czas zejścia z Giewontu do schroniska na Hali Kondratowej. Zdałam sobie sprawę, że nie wiem, czy jeszcze będę żyła 70 lat, czy tylko jeden dzień. Jeśli moje życie nie jest w moich rękach, to i cała reszta też nie. Powiedziałam wtedy w sercu: „Dobrze, Panie Jezu, masz to”.

Mówiłaś, że nie znałaś stanu dziewic konsekrowanych. Jak się o tym dowiedziałaś?

Przeglądając internet, natrafiłam na informację na ten temat. Ale kiedy przeczytałam, że Inga Pozorska z Mocnych w Duchu z Łodzi została dziewicą konsekrowaną, przyznam szczerze, że wydało mi się to dziwne. Uważałam, że nie ma sensu obnoszenie się z taką decyzją, że takie rzeczy zostawia się dla siebie.

W końcu uznałaś, że to Twoje powołanie. Jak do tego doszłaś?

Kiedyś przyjaciółka powiedziała mi, że chciałabym żyć „na kocią łapę”. Patrząc na młodych, którzy nie chcą podejmować wiążących decyzji, zdałam sobie sprawę, że sama miałam takie podejście. Chodziłam z tą myślą przez dłuższy czas. Nie lubię tak mówić, ale nie umiem znaleźć innego słowa – czułam się do tego zaproszona. Ale zadawałam pytanie: „Co się Tobie, Panie Jezu, nie podoba w moim życiu?”.

Rozumiem, że czułaś się zaproszona, żeby wejść w konkretną rzeczywistość, z której już nie ma odwrotu.

Słowo, które było mi trudno przyjąć, to fragment Psalmu 116: „Wypełnię me śluby dla Pana przed całym Jego ludem”. W tamtym czasie dotyczyły one mnie, chociaż mają zupełnie inny kontekst i odnoszą się do Jezusa, który składał ofiarę.

W Wielki Czwartek, podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej, śpiewa się ten psalm u nas, w Mieroszowie, każdą zwrotkę na inną melodię. Jednego roku nikt nie chciał się tego podjąć i miałam to zrobić ja. Tłumaczyłam, że może być inaczej zaśpiewany, ponieważ wiedziałam, że te słowa nie przejdą mi przez gardło – nie wypełnię i nie chcę wypełnić.

Zaśpiewałaś?

Tak, ludzie tutaj są bardzo uparci. (śmiech)

Dawałaś sobie prawo do niezgody i pewnej walki z Panem Bogiem?

Nawet ucieczki. Zawsze bardzo mocno odnajdywałam się w postawie Jonasza. Uważałam, że podjęłam decyzję, ale skoro pytałam Jezusa, co jeszcze Mu się nie podoba, to dostałam odpowiedź.

Jak Ty rozumiesz ten stan, do którego zdecydowałaś się wstąpić?

W dokumentach pojawia się pewne słowo, które najtrudniej było mi przyjąć. Chodzi o znak. A znak nie może być ukryty. To była pierwsza rzecz, na którą musiałam się zgodzić.

Ty masz być znakiem?

Tak. Jest wprost napisane, że dziewica konsekrowana ma być znakiem miłości Kościoła do Chrystusa i jakby znakiem przyszłego świata, nieba.

Jak ten znak się przejawia? Czy sam fakt, że zostałaś dziewicą konsekrowaną już nim jest?

Mogę się trochę przyczepić do tego zwrotu? Nie można zostać dziewicą. Mogę tylko ofiarować to, co posiadam. To się dokładnie nazywa – stan dziewic Bogu poświęconych. Nie chodzi o samo dziewictwo, ale o to, żeby to, co mam, oddać Bogu, Kościołowi. Oddać całą siebie. W tym sensie mogę być znakiem. Każdy element mojego życia powinien być znakiem tego, że jestem Chrystusowa. Jest mi może trochę łatwiej, bo jestem katechetką. Ważne jest, że jestem z tymi dziećmi, i sposób, w jaki z nimi jestem. Mogę być znakiem, kiedy robię z nimi pierniczki czy ciasto czekoladowe…

Wydaje mi się, że mało kto może dziś powiedzieć, że jest szczęśliwy. Kiedy patrzę na Ciebie, widzę szczęśliwą kobietę. Skąd to bierzesz?

To pytanie o autentyczność chrześcijaństwa. Nie dotyczy tylko stanu dziewic konsekrowanych, lecz w ogóle chrześcijan. Odkryłam jakiś czas temu, że nie potrafię mieć serca podzielonego. Kiedy jeszcze w gimnazjum prowadziłam katechezę, słuchaliśmy raz z uczniami konferencji ks. Pawlukiewicza pt. „Seks – poezja czy rzemiosło?”. Radzi w niej dziewczynom, które zastanawiają się, czy chłopak może je kiedyś zdradzić, aby popatrzyły, czy ściąga na egzaminie, czy jest uczciwy. Bo tym samym sercem, którym kochamy, oszukujemy. Nie da się mieć serca aż tak podzielonego.

Czystość może być znakiem serca uczciwego?

I niepodzielonego. Mogę być znakiem prawdy, że moje życie to nie jest oszustwo. Jeszcze lepiej, jeśli uda mi się przy tym być po prostu normalnym człowiekiem.

Czy Twoje powołanie jest też powołaniem do samotności?

Rzadko kiedy jestem samotna. Muszę właściwie podjąć wysiłek, żeby znaleźć czas na ciszę, na to, żeby być sama. Takie chwile muszę sobie świadomie zarezerwować. Ksiądz biskup mówił o tym podczas konsekracji, że nie ma powołania do samotności. Inaczej nie da się realizować powołania do miłości, bo ona musi wychodzić na zewnątrz. Z drugiej strony, kiedy patrzę na znajomych, ludzi żyjących w rodzinach, to w każdym życiu ten element samotności musi być, na przykład jako przestrzeń budowania relacji z Bogiem.

Stan dziewic konsekrowanych może kojarzyć się z Maryją Dziewicą i tajemnicą, którą przeżywamy obecnie w Kościele – wcieleniem Syna Bożego. Czy życie dziewicy konsekrowanej może być jakby zaktualizowaniem doświadczenia Maryi?

Moi rodzice bardzo długo, delikatnie dopytywali, kiedy będą mieli wnuczka. Mówiłam: „Mamo, które dziecko mam ci przywieźć? Mam aktualnie setkę w przedszkolu i 200 w szkole”. Tak właśnie jest – to są moje dzieci. Kiedy widzę, jak rozkwitają, albo odkryję w nich jakiś talent i pomogę im go rozwinąć, daje mi to dużo radości. A jeszcze bardziej jestem szczęśliwa, gdy widzę, jak moje dzieci przeżywają nie tylko I Komunię Świętą, ale też potem przystępują do sakramentów. Podobnie jeśli chodzi o dorosłych. Nasze przygotowanie do I Komunii wygląda tak, że w jednym miejscu mają swoje spotkania dzieci, a w drugim ich rodzice, którzy słuchają tych samych treści, lecz na innym poziomie i w innej formie. Co roku jedna, dwie rodziny zostają potem w Kościele. To jest rodzenie do życia wiarą.

Paradoksalnie jako dziewica konsekrowana spełniasz się jako matka.

Nie może być inaczej. Macierzyństwo jest wpisane w to powołanie. Dziewictwo jest bardzo mocno związane z macierzyństwem, bo jest związane z miłością. A jeśli nie ma rodzenia życia, to i nie ma miłości. Wtedy znaczy, że jestem bardziej dla siebie niż dla innych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.