publikacja 18.01.2024 00:00
O św. Andrzeju Świeradzie, łączniku między Wschodem i Zachodem, mówi o. Jeremiasz Pająk, mieszkający w pustelni w Sokołowsku prawosławny mnich.
– Kościół już jest jedno. Jest eschatologią zrealizowaną, ale jeszcze niedopełnioną – mówi pustelnik.
Kamil Gąszowski /Foto Gość
Kamil Gąszowski: Skąd u prawosławnego mnicha zainteresowanie św. Andrzejem Świeradem, który jest świętym katolickim?
O. Jeremiasz Pająk: Mamy prawo fascynować się tym, co święte. Ludzie fascynują się mnóstwem różnych rzeczy, mają pasje, a my, chrześcijanie, mamy pasję Chrystusową – „paschę nową”.
Zainteresowanie św. Świeradem było dla mnie naturalne, bowiem człowiek startujący w życiu duchowym, mniszym szuka odniesienia do świętych swojej ziemi, do kultu, który jest żywy na co dzień, do korzeni wiary. Cerkiew prawosławna prowadziła i znowu prowadzi badania w kierunku poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co było u początków chrześcijaństwa na ziemiach polskich. Czy Kościół łaciński zdominował misję chrześcijańską, czy były jeszcze inne źródła? W związku z tym odkryto takie „źródełko” – święty Świerad, atletę ducha pochodzącego z przełomu X i XI wieku, który żył jak mnich prawosławny. Te wątki pojawiły się gdzieś na marginesie żywotów innych świętych, to były dosłownie krótkie ustępy. Ale potem zagubiły się gdzieś na przestrzeni wieków. Warto zauważyć, że już podczas przygotowań do jubileuszu Tysiąclecia Chrztu Polski kard. Karol Wojtyła zachwycał się postacią Świerada. Mówił wtedy wyraźnie o śladach misji cyrylo-metodiańskiej, czyli Kościoła greckiego na terenach polskich. Istnieją więc udokumentowane ślady wiary chrześcijańskiej na naszej ziemi niezwiązane z oficjalną wersją chrztu Mieszka I.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.