Dająca życie

Kamil Gąszowski

|

Gość Świdnicki 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

O prezentach, roli kobiet w Kościele i konferencji dla kobiet „Córka Króla” zaplanowanej na 16 marca w Strzegomiu mówi Agnieszka Lesiów.

– Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, a Kościół wtedy ma wszystkie barwy, kiedy oboje są słyszani – mówi organizatorka spotkania. – Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, a Kościół wtedy ma wszystkie barwy, kiedy oboje są słyszani – mówi organizatorka spotkania.
Kamil Gąszowski /Foto Gość

Kamil Gąszowski: Czy kobiety lubią dostawać prezenty?

Agnieszka Lesiów: Rozróżniam trzy typy kobiet w kontekście prezentów. Pierwszy z nich stanowią te, które preferują obdarowywać same siebie – konkretnie tym, czego aktualnie potrzebują, jednak w większości za stratę pieniędzy uważają kupowanie prezentów dla siebie w ogóle, a tym bardziej takich, które nie są przydatne. Drugi typ to kobiety, które lubią dostawać prezenty, ale tylko te, które są zgodne z ich oczekiwaniami. W przeciwnym razie wyrażają swoje rozczarowanie w bardzo widoczny sposób. Trzecia grupa to kobiety, które cieszą się z każdego prezentu, niezależnie od jego trafności.

Obdarowywanie to nie tylko kwestia materialna. Każdy z nas potrzebuje być obdarowany, bo każdy ma potrzebę bycia zauważonym. Ludzie, niezależnie od płci, potrzebują uwagi. Bóg jest tym, który obdarowuje. Nie może być sam, hermetycznie zamknięty, dlatego stworzył cały świat, przez który daje siebie. Jesteśmy do Niego podobni, a więc zarówno kobiety, jak i mężczyźni potrzebują nie tylko być obdarowani, ale też obdarowywać innych.

Spotkanie odbywa się pod hasłem „Obdarowana”. Czym kobiety są obdarowane przez Pana Boga?

Myślę, że tego właśnie będziemy się dowiadywać w trakcie konferencji. Myślę, że jesteśmy obdarowane umiejętnością dostrzegania piękna świata. Mówi się, że kobiety mają swego rodzaju siódmy zmysł, a widzę to w naszej zdolności do przewidywania, radzenia sobie w trudnych sytuacjach i unikalnym sposobie postrzegania świata. Nasze obdarowanie pomaga wypełnić mężczyznom dary, jakich Bóg im udzielił, i na odwrót. Myślę szczególnie o emocjonalności i głębokim postrzeganiu barw życia. Kiedyś mi to przeszkadzało, dzisiaj odkrywam, jakie to niesamowite. Widzę, jak dzięki mojej emocjonalności rozwija się mój mąż, który na początku o emocjach wiedział tyle, że można być uśmiechniętym albo złym.

Możemy nasze dary i zdolności postrzegać negatywnie, a chodzi o to, żeby w każdym obdarowaniu znaleźć pozytywną stronę…

Tak. Czasem katolik może być traktowany jako ktoś, kto patrzy zero-jedynkowo. Jeśli coś jest złe, to nic się z tym nie da zrobić. Nauczyłam się i wiem, że to jest wielka łaska od Pana Boga, że kiedy coś mnie rozzłości i skupię się na tych emocjach, wtedy lepiej do mnie nie podchodzić. Ale kiedy usiądę, dam sobie chwilę i przyjrzę się dokładnie swoim emocjom, to nawet złość mogę wykorzystać pozytywnie i wziąć się za sprzątanie. (śmiech) Kiedy pojawiają się trudne emocje, np. złość, warto zrobić sobie retrospekcję, popatrzeć w głąb siebie – zauważyć, dlaczego się pojawiła, co było jej zapalnikiem, jakie będą jej konsekwencje. Nie zawsze mi to wychodzi, ale generalnie udaje się z każdych emocji wydobyć coś, co przyniesie korzyść.

W tym kontekście można spojrzeć z drugiej strony na każdą sytuację. Chore dziecko zawsze jest zmartwieniem dla matki, ale czas choroby może być okazją, aby zostać z nim w domu, przytulić i pobyć razem. Czy gdyby było zdrowe, spędziłabym z nim tyle czasu? Pewnie nie. Taka perspektywa pozwala łatwiej wychodzić z choroby, znosić z większą cierpliwością takie sytuacje.

To już jest piąta edycja konferencji „Córka Króla”. Jaka potrzeba stała za stworzeniem tej inicjatywy?

Kiedyś pojechałyśmy na konferencję, bardzo poważną i znaną, ale, zamiast duchowego wzbogacenia, wróciłyśmy napełnione jedynie posiłkami. Miał na niej wystąpić specjalny gość z zagranicy i nikogo nie uprzedzono, że jednak nie przyjedzie. To doświadczenie skłoniło mnie do przemyśleń. Po powrocie do domu nie spałam przez dwie noce. Wiedziałam, że Duch Święty coś we mnie tworzy i zrozumiałam, że w naszej diecezji powinna powstać konferencja dla kobiet, która będzie naprawdę służyć wzrostowi duchowemu. Rozmawiałyśmy o tym w gronie kobiet z naszej wspólnoty i pytałyśmy Pana Boga, dlaczego wkłada w nasze serca taką sprawę. Wtedy pojawił się obraz z raju, gdy Ewa zerwała z drzewa owoc. Bóg pokazał nam, że to wydarzenie doprowadziło do nieładu, który ciągnie się do dzisiaj. Odpowiedzią na to jest Maryja, która pomaga Bogu, rodząc Jezusa wprowadzającego utracony ład. Wizja konferencji wyrosła z inspiracji tymi dwiema postaciami biblijnymi. Zrozumiałyśmy, że Bóg potrzebuje dziś kobiet, ich decyzji na wzór Maryi. Zatraciłyśmy swoją delikatność i wewnętrzne piękno. Wiele z nas nie tyle nie chce, co boi się zostać matkami. Woli być bezpłodnymi, a przecież Bóg stworzył nas, abyśmy rozdawały życie, zarówno fizyczne, jak i duchowe – to jest niesamowity dar.

Rozeznałyśmy, że Bóg chce wyposażać kobiety w swoje dary, aby wprowadzać porządek w świecie. Dlatego akcentujemy obecność Maryi, która ma nam pokazywać, jak poddać się Bogu bez lęku, że stracę wolność. Ta konferencja jest potrzebna, aby odkrywać wartość kobiet pod względami duchowym, psychicznym i cielesnym.

Mówi się, że nasz Kościół jest „żeńsko-katolicki”. Po co więc jeszcze dodatkowa konferencja?

Rzeczywiście, w Kościele jest wiele kobiet, a ta konferencja ma na celu również to, aby każda z nas zastanowiła się, czy wszystko robi zgodnie z wolą Boga. Aby mężczyzna, który jest obok mnie: mąż, przyjaciel, kolega z pracy, nieznajomy napotkany na ulicy, poznał Boga i odnalazł swoje miejsce w Kościele, chciał w nim być i miał z tego radość, a nawet poczucie spełnienia i satysfakcji. Jestem Bogu bardzo wdzięczna, że wszędzie, gdzie posługuję, nawet w trakcie tej konferencji, robię to razem z mężem. Ośmielę się powiedzieć, że niekiedy kobiety wolą iść same do kościoła, żeby tam odpocząć.

Od męża?

Tak. Często w domach nie ma rozmowy między kobietą i mężczyzną o odczuwaniu Pana Boga, bliskiej relacji z Nim. Jest to traktowane jako wstydliwy temat. Rozmawiam z wieloma kobietami i wiem, że nie ma tu szczerości. Jeśli powiem mężowi, że Bóg coś mi powiedział, to uzna mnie za wariatkę. Jednym z celów konferencji jest zachęcenie kobiet do otwartej rozmowy o wierze i spojrzenia w głąb siebie. Warto zastanowić się, czy to mąż nie chce, czy to ja blokuję te rozmowy.

Wiele kobiet spotyka się z murami niezrozumienia, ale ważne jest, aby zadać sobie pytanie, skąd te mury się wzięły. Konferencja ma pomóc w odkryciu, że komunikacja i wspólne dążenie do Boga mogą zburzyć te mury. Kłamstwem jest, że nic się nie da zrobić. Podejrzewam, że wiele kobiet dobrze wie, że trzeba zacząć rozmawiać, a rozmowa jest najtrudniejsza. Bo możemy usłyszeć, że za dużo chodzimy do kościoła i może mąż ma rację w tej kwestii, bo po prostu brakuje mu nas. A może warto, żeby mąż zobaczył, że zamiast odmawiać kolejny Różaniec, żona usiądzie obok niego i obejrzy z nim mecz, nawet jeżeli w ogóle nie rozumie zasad tej gry.

Wiele kobiet żyje w przekonaniu, że jeśli będą się modlić za mężów, to oni się w końcu nawrócą. To się zdarza, ale bardzo rzadko. Prawda jest taka, że mąż nawróci się wtedy, kiedy ja się nawrócę. Wiem, że wielu mężów też się cieszy, że ich żony chodzą do kościoła, bo mają wtedy chwilę oddechu. Ale czy o to chodzi w naszym życiu? Ten „żeńsko-katolicki” Kościół zaczyna się w naszych domach, gdzie nie ma rozmowy, nie ma relacji. We wspólnocie Kościoła mogę być cudowna i wspaniała, a w domu jestem zamknięta i nawet nie szukam pomocy, aby móc się otworzyć.

Jakie owoce przyniosły poprzednie edycje konferencji „Córka Króla”?

Zacznę od zmian, jakie zauważyłam w zespole organizacyjnym. Osoby zaangażowane w organizację konferencji rozwijają się, poszerzają swoje horyzonty, stają się bardziej odważne w prezentowaniu własnych pomysłów. Z szarych myszek przekształcają się w osoby pełne kreatywności, co jest odbiciem naszego Boga – niesamowitego artysty.

Efekty konferencji dla kobiet są równie wyjątkowe. Podczas modlitw prowadzonych w trakcie wydarzenia kobiety otwierają się, dzieląc łzy i doświadczenia. Przekonują się, że nie są same w swoich trudnościach, co daje im siłę i poczucie wspólnoty. Ta wymiana doświadczeń, zarówno podczas oficjalnej części, jak i rozmów kuluarowych, jest kluczowym elementem spotkania. Ono jest dopiero początkiem, dlatego cieszę się, kiedy wracają za rok i przyprowadzają swoje koleżanki.

Jak widzisz miejsce kobiet w Kościele?

Pełnią rolę matek, nie tylko w aspekcie fizycznym, ale także duchowym. Ostatnie słowa papieża Franciszka podkreślają potrzebę słuchania kobiet, co traktuję jako ważne dopełnienie. Współpraca z kapłanami i wymiana perspektyw są dla mnie przykładem, jak Kościół powinien funkcjonować – jako wspólnota, w której zarówno kobiety, jak i mężczyźni, mają równie ważny głos. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, a Kościół wtedy ma wszystkie barwy, kiedy oboje są słyszani. Jak w małżeństwie. Nie da się żyć w rodzinie, nie idąc razem, bo szybko odczujemy, że któraś noga kuleje.

Chodzi więc o równowagę w Kościele?

Tak, jest ona kluczowa. Inspiruje mnie książka „Dzikie serce”, którą pierwszy przeczytał mój mąż. Byliśmy może pół roku po ślubie i pomyślałam, że ja też muszę ją przeczytać, żeby wiedzieć, z kim mieszkam. Każda kobieta powinna ją przeczytać, bo ważne jest poznawanie siebie nawzajem. Bardzo podoba mi się to, co robi papież Franciszek, który wprowadzając kobiety na decyzyjne stanowiska w Kościele, podkreśla ich znaczenie. To znaczy, że on naprawdę liczy się z ich zdaniem, bo wie, że kobieta jest tą, która nosi życie. Daje życie także Kościołowi. Trzeba jednak zawsze pamiętać, że nie da życia bez mężczyzny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.