Testament ojca

Kamil Gąszowski

|

Gość Świdnicki 14/2024

publikacja 04.04.2024 00:00

– Nie mam cennych pamiątek rodzinnych, biżuterii, ale mam książki, modlitewniki z dawnych czasów i mam te listy – mówi Mariola Mackiewicz.

M. Mackiewicz zachowane dokumenty traktuje jak skarb. M. Mackiewicz zachowane dokumenty traktuje jak skarb.
Kamil Gąszowski /Foto Gość

Wyciąga pożółkłe listy pisane drobnym maczkiem, koperty adresowane cyrylicą, z których ktoś powycinał znaczki, kilka starych gazet i jedno jedyne zdjęcie, przedstawiające kapłana leżącego na katafalku. To wszystko, co pozostało po przyjacielu rodziny. Są jeszcze wspomnienia, a te są wcześniejsze niż świadomość istnienia leżących na stole dokumentów. – Były skrzętnie chowane, nikt o tym nie wiedział. Byłam wścibską dziewczynką i z podsłuchanych rozmów dowiadywałam się o ważnej dla taty osobie – księdzu Julianie Borówce. To były niepewne czasy, wszyscy się bali. Dopiero po 1989 roku zostałam wtajemniczona – mówi M. Mackiewicz.

Dobry duch

Julian Borówko najprawdopodobniej urodził się w 1886 r. „Dwutygodnik Diecezjalny Wileński” donosi w wydaniu na 22 czerwca 1910 roku, że z rąk bp. Jana Cieplaka otrzymał on sakrament święceń i został skierowany do fary w Grodnie. Już dwa lata później został proboszczem w Narewce. Pełnił tę funkcję do 1920 r. W tym czasie dokończył budowę kościoła. Pracował potem w Borunach i Zabrzeziu. 25-lecie kapłaństwa świętował jako wikary w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Wilnie. Dekretem z 14 stycznia 1938 roku został skierowany do posługi proboszcza w Repli, leżącej na terenie dzisiejszej Białorusi.

Jak podaje „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego”, Repla była folwarkiem w gminie Werejki, oddalonym od powiatowego Wołkowyska o 32 wiorsty. Powierzchnia wsi była w części płaska, w części górzysta, bezleśna, gleba dobra. O kościele parafialnym jest wzmianka, że został wybudowany w 1732 r., odnowiony w 1850 r. Ma kształt prostokąta, z dwiema wieżami, długi na 29 łokci i na 17 łokci szeroki, ma pięć ołtarzy. Parafia katolicka liczyła 3241 dusz. Jedną z nich był Marian Szaciło, ojciec Marioli Mackiewicz, któremu ks. Julian udzielił I Komunii Świętej, a potem błogosławił jego małżeństwo. – Mój tato był półsierotą. Dziadek zmarł, gdy ojciec miał 14 lat. Ks. Borówko wiedział, jaka tragedia spotkała naszą rodzinę. Stał się dla taty patronem duchowym, miał z nim bliskie relacje. Wspierał go i był dla niego dobrym duchem – wspomina. Opowiada, że tata miał talent plastyczny, pięknie rysował. Gdy był w szkole podstawowej, a były to czasy stalinizmu, wraz z innymi dziećmi miał za zadanie namalować portret Stalina. To musiał być jakiś konkurs, bo zdobył główną nagrodę i pojechał do Leningradu. W podróży towarzyszył mu ks. Borówko. – Być może to, że mój tato zawsze był blisko Kościoła, a gdy przeszedł na emeryturę i został kościelnym, zaangażował się jeszcze bardziej, wynikało z tego, co dostał w dzieciństwie – mówi Mariola Mackiewicz. Pewne jest, że replański proboszcz skłonił pana Mariana do podjęcia decyzji, która miała kolosalne znaczenie dla całej rodziny. – Otóż mój tato pod wpływem właśnie księdza Borówki z ostatnią falą repatriacji postanowił przyjechać do Polski. Zabrał ze sobą listy, które kapłan pisał do swoich parafian ze zsyłki na Sybir. Wyjechali wiosną 1958 roku, a ja urodziłam się w listopadzie. Czyli jestem jeszcze dzieckiem stamtąd.

Zsyłka

„Nie zadowolili się bolszewicy prześladowaniem księży na miejscu, ale rozpoczęli ich masowe aresztowania. Między innymi również został aresztowany i nasz proboszcz ks. Julian Borówko. W Wigilię Bożego Narodzenia 1947 r., w śnieżną mroźną noc, został zabrany przez enkawudzistów ze swego mieszkania chory proboszcz i wywieziono go saniami w nieznanym kierunku. Siedział w więzieniu w Wołkowysku, a później w Grodnie. W Grodnie był sądzony. Otrzymał 25 lat więzienia i został wywieziony na Wschód” – tak pisze w gazecie „Głos znad Niemna” Adolf Jałowczyk, daleki krewny Marioli Mackiewicz.

To był donos. Szef lokalnego organu władzy, tzw. sielsowietu, oskarżył ks. Borówkę, że namawia Polaków, żeby wyjeżdżali z terenów objętych przez Związek Radziecki, ponieważ wszyscy będą zesłani na Syberię. Winą proboszcza było jeszcze to, że propagował pismo katolickie „Siła Wiary”. – W listach ksiądz tłumaczył, że tak dosadnie nie powiedział, bo wiedział, ze szpiclów nie brakuje. Władze obu państw umożliwiały repatriację i rzeczywiście ks. Borówko tłumaczył parafianom, że warto podjąć taką decyzję – mówi M. Mackiewicz.

Listy przychodziły na adres Władysława Szaciło, wujka pani Marioli. Kierowane były jednak do wszystkich parafian. Wysyłane były z Barnauł, leżącej 4 tys. km w linii prostej od Repli, stolicy Kraju Ałtajskiego. Władysław zbierał wtajemniczonych parafian w jednej chacie i czytał, co ksiądz im napisał. W kościele spotykać się nie mogli, bo ten został przeznaczony na spichlerz. A pisał o tym, jak mają zachować się w tych trudnych czasach, przemycał informacje z życia codziennego, wspominał o lekturach z czasów młodości, które go inspirowały. – Był autorytetem moralnym i drogowskazem jednocześnie. Widać w nim postawę niezwykle szlachetnego kapłana. To jest dowód, że można zamknąć człowieka w nieludzkich warunkach, traktować go podle, a on nie zapomni o swoim człowieczeństwie – przekonuje Mariola Mackiewicz. – Wyczytać można wstrząsającą informację o okrucieństwie Sowietów. Kiedy z obozu wywożono ciała zmarłych, to dla pewności dłutkiem przebijano kostki u stóp, aby się upewnić, czy ktoś nie udaje. To była dygresja ks. Borówki o tym, jakim można stać się człowiekiem za sprawą systemu totalitarnego. Pisał do parafian, aby oni nigdy tacy się nie stali. Przypominał, że trzeba szanować każdego człowieka – dodaje.

Dla Marioli Mackiewicz listy są także świadectwem życia jej przodków. – Wymieniany jest w nich Antoni Szaciło, który był doradcą księdza. Czytam o wielu osobach z mojej rodziny, których nie znałam. Wujek Władysław musiał cieszyć się dużym zaufaniem u księdza, skoro był pośrednikiem między nim a parafianami – uważa.

Może na fali odwilży po śmierci Stalina, a może dzięki staraniom parafian, których ślad pozostał w listach, ks. Borówko został zwolniony z zesłania w 1954 r. Po powrocie przepracował w Repli jeszcze 10 lat. Zmarł tuż przed Niedzielą Palmową, 31 marca 1964 r.

Do kraju tego

Z Nowosadów, gdzie mieszkała cała rodzina jej taty, do kościoła parafialnego w Repli jest niecała godzina drogi piechotą. Idzie się prosto, potem trzeba skręcić w prawo, trochę pod górkę i nagle wyłania się piękny kościół. Takie są pierwsze wspomnienia siedmioletniej wtedy Marioli z odwiedzin w rodzinnych stronach ojca. Rodzice tęsknili za krajem ojczystym. Mimo obostrzeń jeździli tam regularnie. Pierwszy raz była tam kilka lat wcześniej, jeszcze przed śmiercią ks. Borówki, a więc musiała się z nim spotkać, ale z tamtej wizyty nic nie pamięta. – Dla dziecka ta droga w upalny dzień to była udręka, ale nie zapomnę tego, co zobaczyłam w kościele. Nie było księdza, ornat był rozłożony na ołtarzu i parafianie sami odprawiali nabożeństwo. Po śmierci ks. Borówki władze sowieckie przez 24 lata nie pozwoliły nikomu objąć probostwa. Z dzieciństwa mam taki obrazek rodzinnych stron – zdyscyplinowani parafianie, w których duch nie zginął, trzymający się jako wspólnota.

Z wizyty u rodziny pamięta swoje zdziwienie, że mieli w ogrodzie pomieszczenie, gdzie ukryte było mnóstwo książek. „Bo to polskie książki są” – wyjaśniała jej babcia. Zdziwiona była też tym, że mama przed wyjazdem w każde wolne miejsce pakowała różańce i książeczki do nabożeństwa. – Woziliśmy je dla rodziny i zaprzyjaźnionych osób, których dzieci potajemnie przystępowały do Komunii. To było dla mnie bardzo pouczające. Miałam zaszczepione, że tym ludziom trzeba pomóc. Gdybyśmy tam zostali, taki sam los spotkałby nas. Rodzina dziwiła się, że moi rodzice wyjechali aż pod niemiecką granicę, ale zazdrościli im jednego – że mogli chodzić do kościoła.

Zachować od zapomnienia

Mariola Mackiewicz jest polonistką. Pracuje w II Liceum Ogólnokształcącym w Świdnicy. Na lekcjach porusza temat wizerunku kapłana w tekstach kultury. Zaczyna się od „Monachomachii”, gdzie wizerunek duchowieństwa jest przedstawiony bardzo krytycznie. Potem uczniowie sami poszukują, w jaki sposób ksiądz staje się bohaterem literackim czy filmowym. Pojawia się postać ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Jana Kaczkowskiego. Nauczycielka podsuwa im ważną dla siebie postać ks. Józefa Tischnera. – Nie wymagamy dzisiaj od księży heroicznej postawy, bo czasy są już inne. Chociaż w sytuacji, kiedy ludzie odwracają się od Kościoła, potrzebni są kapłani oddani swojej pracy. Ks. Julian Borówko jest pięknym przykładem księdza skromnego, ale wspierającego i opiekującego się swoimi wiernymi. Mój tato tego doświadczył jako półsierota – mówi Mariola Mackiewicz.

Dodaje, że kiedy ojciec był kościelnym w bazylice świdnickiej, próbował zainteresować historią ks. Borówki znajomych księży. Rozmawiał nawet o nim z kard. Gulbinowiczem, który przekonywał go, że trzeba coś z tym zrobić. Listy, a także wspomnienia swojego dawnego proboszcza spisane na maszynie powierzył niczym testament swojej córce, mówiąc: „W tobie pokładam nadzieję, masz talent do pisania”. – Na pewno powinnam to uporządkować dla samej siebie, dla mojej rodziny i tych wszystkich, którzy te dokumenty pieczołowicie przechowywali i przemycali. Chciałabym, żeby z nich powstało pełne opracowanie o księdzu Julianie, skupiające się na jego działalności, walce z cierpieniem i jego wierze, którą przekazywał parafianom i współwięźniom.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.