Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Słowo na Tydzień Wychowania

Tekst katechezy bp. Ignacego Deca z 15 września podpowiada szereg motywów modlitwy, refleksji i postanowień w kontekscie wychowania.

Wychowywać… ale jak?

Niech  będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica. Serdecznie pozdrawiam wszystkich słuchaczy Radia Maryja, w szczególności zaś całą Rodzinę Radia Maryja, która o tej porze uczestniczy w porannej katechezie.

Jesteśmy w połowie miesiąca września. Za nami słoneczne lato, czas wakacji, urlopów i wypoczynku. Liturgia Kościoła dnia wczorajszego i dzisiejszego prowadzi nas na Kalwarię, pod Krzyż Chrystusa, przy którym czuwa Matka Boża Bolesna.  Na Golgocie – z woli Chrystusa - zostaje naszą Matką, Matką nas wszystkich. Jutro, w trzecią niedzielę września, będzie obchodzony w Kościele Powszechnym XLVI Dzień Środków Społecznego Przekazu, a w Kościele w Polsce rozpocznie się II Tydzień Wychowania, którego hasłem są słowa; „Wychowywać… ale jak?”. Na sprawę wychowania uwrażliwił nas ostatnio Ojciec św. Benedykt XVI przemawiając w naszym ojczystym języku. Także biskupi polscy przekazali nam swoje sugestie w czytanym w pierwszą niedzielę września Liście pasterskim. 

W związku z rozpoczętym rokiem szkolnym i rozpoczynającym się II Tygodniem Wychowania, proponuję, abyśmy dzisiejszą katechezę poświęcili tej ważnej i aktualnej problematyce – edukacji młodego pokolenia. Pragnę przypomnieć, że przed rokiem, w podobnym czasie, gdy miał się rozpocząć I Tydzień Wychowania, podjęliśmy na falach Radia Maryja, w ramach katechezy sobotniej, także ten temat, zwracając głównie uwagę na instytucje wychowawcze, jakimi są :rodzina, szkoła i Kościół. Była mowa o koniecznej współpracy między tymi podmiotami wychowawczymi. Patrząc na dzisiejsze życie, zwłaszcza na życie  społeczne, proponuję, abyśmy  dzisiaj podjęli refleksję nad wychowaniem do podstawowych wartości: do życia w prawdzie, życia w wolności  oraz do życia  w miłości. 

W ramach wprowadzenia przypomnijmy, że spośród istot tego świata tylko człowiek potrzebuje wychowania. W procesie wychowania młodemu człowiekowi nie tylko jest przekazywana wiedza o świecie, o człowieku, o Bogu, a więc prawda o rzeczywistości,  ale przede wszystkim są przekazywane  i promowane wartości moralne, religijne, patriotyczne, które winny wyznaczać odpowiedni styl życia. Ów rozwój  moralno-duchowy, który winien się rozciągnąć na całe życie, narażony jest dzisiaj  na wiele niebezpieczeństw i zagrożeń. Niestety, zagrożenia te płyną dzisiaj w dużej mierze ze środków społecznego przekazu, które nie zawsze zabiegają o przekaz prawdy i o promocję dobra. Często jest wręcz odwrotnie, promują relatywizm moralny i podważają wartość zasad tradycyjnego wychowania. Trzeba zauważyć i zdawać sobie sprawę, że oprócz klasycznych i sprawdzonych instytucji wychowawczych jakimi dotąd były: rodzina, szkoła i Kościół, pojawił się dziś anonimowy wychowawca, który ma na imię media, na czele z Internetem.  Jest on w tym sensie anonimowy, że jest ukryty, zatrudnia i  finansuje tych dziennikarzy i pracowników, którzy realizują jego program, często żerujący na ludzkich słabościach, podważający tradycyjne wartości, mający nierzadko na celu rozkład moralny i duchowy człowieka. Ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny tygodnika „Idziemy”, napisał ostatnio, że „czego nie zrobiła komuna, zrobiły to postmodernizm, dyktatura relatywizmu i nihilistyczne media, bo to one bardziej niż szkoła i rodzina kształtują świat młodzieżowych wartości”[1]. Musimy sobie z tego zdawać sprawę, gdy chcemy uczestniczyć twórczo i pozytywnie w procesie wychowania młodego pokolenia.  Dlatego tak ważna jest obecność katolickich mediów, mediów wolnych, niezależnych od żadnej ideologii czy partii politycznej. Stąd też tak stanowczo domagamy się dzisiaj obecności katolickiej Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie, aby głosić Ewangelię i bronić prawdy i dobra w życiu publicznym.    

Przejdźmy do prezentacji podstawowych wartości, które winny być promowane w procesie wychowania. Są to: prawda, wolność i miłość.  

1. Wychowanie do życia w prawdzie

Wspomniany już dziennikarz, redaktor naczelny tygodnika „Idziemy”, oceniając dzisiejszy proces kształcenia i wychowania młodego pokolenia, stwierdził, że „to brak prawdy, a nie pieniędzy jest dzisiaj największą bolączką systemu wychowania młodzieży”[2].

Przypomnijmy, że prawda jest podstawową wartością nie tylko w nauce, ale w ogóle w życiu. Stoi ona u podnóża innych  wartości takich jak: dobro, piękno, miłość świętość. Przecież może być pozorne dobro, piękno; może być fałszywa miłość i świętość. Dzieje się tak wtedy, gdy nie ma w nich prawdy. Prawda – powtórzmy – jest fundamentem dla innych wartości. Po prostu, nie ma autentycznych wartości indywidualnych i społecznych bez prawdy.

Jest sprawą bardzo ważną w procesie wychowania, by kształtować w uczniach prawdziwy obraz Pana Boga, prawdziwy obraz człowieka i prawdziwy obraz życia społecznego, zwłaszcza rodziny i narodu. Obraz Boga bywa dzisiaj zniekształcany przez rozmaite sekty i ideologie. W dzisiejszej Europie lekceważy się obraz Boga przekazany światu przez Jezusa Chrystusa. Ten obraz dotąd był podstawą kultury europejskiej. Dzisiaj niektórym zależy na tym, by dotychczasowy obraz Boga, objawiony przez Chrystusa i przypominany przez Kościół, odsunąć w cień, zepchnąć na margines. Jeśli już nie da się go zupełnie odrzucić i przekonać ludzi, by żyli tak jak by Boga nie było, to przynajmniej trzeba by przyjąć obraz Boga, na który by mogli się wszyscy zgodzić. Taki właśnie obraz Boga lansują dzisiaj niektórzy przywódcy Unii Europejskiej. A jest on namalowany w „Odzie do radości”, w hymnie Unii. Warto tu przypomnieć słowa Ojca Świętego, jakie wypowiedział 1 czerwca 2012 r. w mediolańskiej La Scali, w najsławniejszej operze świata. Po koncercie, w którym zabrzmiał unijny hymn, Papież podjął polemikę z zawartym w nim obrazem Boga. Wobec obecnych na koncercie artystów, polityków, biznesmenów a pośrednio uczestników Światowego Spotkania Rodzin w Mediolanie, oznajmił, że  obraz Boga w „Odzie do radości” jest niechrześcijański, gdyż ukazuje Boga, który wprawdzie skonstruował świat, ale się z niego wycofał i z tym światem nie ma nic wspólnego. Nie ma zatem żadnego Bożego  objawienia, nie ma przykazań, nie ma wcielenia ani zbawienia. W takim obrazie jest więc miejsce dla Boga Koranu i Tory, jest miejsce dla Buddy, Zeusa i Jowisza, ale nie ma miejsca dla Boga chrześcijan[3]. Kościół nie może zaakceptować takiego obrazu Boga, gdyż jest on niezgodny z obrazem Boga, który nam nakreślił Jezus Chrystus. Kościół także odrzuca typowo masońskie, szczytne skądinąd, hasła o powszechnym braterstwie, wolności i pokoju. Hasła te odcięte od Boga, są zawieszone w powietrzu. Dzisiaj czyni się je  źródłem dewiacji moralnych, które chce się zalegalizować w parlamentach europejskich. Przykładem tu jest prawo do aborcji, eutanazji, jednopłciowych związków partnerskich itd. 

Niemniej ważną sprawą w wychowaniu jest ukształtowanie w młodym pokoleniu prawdziwej wizji człowieka, a więc przekazanie obiektywnej prawdy o człowieku.     

Bł.  Jan Paweł II w przemówieniu do przedstawicieli świata nauki i kultury, wygłoszonym 8 czerwca 1997 r. w Kolegiacie św. Anny w Krakowie, m. on. powiedział: „Innym warunkiem zdrowego rozwoju nauki, na który chciałem zwrócić uwagę, jest integralna koncepcja osoby ludzkiej. Wielki spór o człowieka u nas w Polsce wcale się nie zakończył wraz z upadkiem ideologii marksistowskiej. Spór o człowieka trwa w dalszym ciągu, a pod pewnym względem nawet się nasilił"[4]. Papież wypowiedział te słowa w kontekście bolesnych doświadczeń ubiegłego  stulecia. To właśnie w dwudziestym wieku, jak nigdy przedtem w historii, toczyła się i dziś nadal się toczy  walka o człowieka, a dokładniej bitwa o prawdę o człowieku. Na polu tej walki  ujawniły się w ostatnich dziesiątkach lat  trzy główne stanowiska: totalitarystyczne, liberalistyczne i personalistyczne. Prezentowały one  różne, często wykluczające się i zafałszowane, to znaczy niezgodne z Bożym Objawieniem i doświadczeniem antropologicznym,  koncepcje człowieka. W systemach totalitarnych człowiek został pomylony ze zwierzęciem i sprowadzony do organizmu li tylko biologicznego.  Zarówno totalitaryzm komunistyczny, sowiecki, jak i faszystowski, nazistowski, uważały jednostkę ludzką za egzemplarz  przyrodniczy, podporządkowany całkowicie bądź interesom  klasy panującej, partii (jak to było na Wschodzie), bądź interesom rasy wyższej, nadludzi, übermenschów (jak to było na Zachodzie). Jednostka została całkowicie przyporządkowana kolektywowi. Indywidualny człowiek, według przedstawicieli  tego kierunku, nie ma żadnych praw, przywilejów. Te przysługują jedynie społeczeństwu. Jednostka ludzka została zatem całkowicie uprzedmiotowiona. Tragiczne, gorzkie owoce takiego widzenia bytu ludzkiego, ujawniły się czytelnie w działaniach pionierów tej ideologii. Dobrze je znamy: obozy koncentracyjne, gułagi. represje, zastraszanie, egzekucje zbiorowe, pozbawienie wolności słowa itd.  To w dużej mierze te właśnie ideologie przyczyniły się do wymordowania w XX wieku prawie  200 mln ludzi. Za sprawą systemów totalitarnych powstała paradoksalna sytuacja: wiek, który we wszystkich niemal dziedzinach kultury skoncentrował się na człowieku, zadał temu człowiekowi śmiertelny cios. Stąd też Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae"  napisał: „Wiek XX zapisze się jako epoka masowych ataków na życie, jako niekończąca się seria wojen i nieustanna masakra niewinnych istot ludzkich. Fałszywi prorocy i fałszywi nauczyciele odnieśli w tym stuleciu największe sukcesy"[5].  Chociaż ideologia totalitarystyczna, z biologicznym, przedmiotowym widzeniem człowieka, poniosła  na naszych oczach fiasko, to jednak dokonała wielkiego spustoszenia w życiu wielu środowisk naukowych i społecznych. Przefarbowani potomkowie tej ideologii, ze wspomnianą, sfałszowaną wizją człowieka, nadal stanowią duże zagrożenie dla życia indywidualnego  i społecznego. Odnajdujemy ich niekiedy w życiu publicznym – nawet w świecie nauki i polityki.

Druga ideologia, która zamazuje prawdę o człowieku, to współczesny liberalizm, sięgający swymi korzeniami do haseł rewolucji francuskiej. W kierunku tym z kolei, człowiek został pomylony z aniołem, a niekiedy i z Bogiem. Osobę ludzką uznano za istotę wolną od wszelkich zobowiązań, od wszelkich kodeksów etycznych i religijnych. Przyznano jej władzę do określania dobra i zła, do kreowania według własnych, subiektywnych kryteriów, prawdy i dobra. Przypisano człowiekowi te cechy, które tradycja chrześcijańska odnosiła do samego Bogu. Odżyła więc rajska pokusa: „będziecie jako bogowie". Jakimś przedłużeniem  liberalizmu etycznego  jest dzisiejszy postmodernizm, który neguje wszelkie wartości poznawcze i moralne, podważa moc poznawczą ludzkiego rozumu, neguje obiektywną prawdę i obiektywne dobro, neguje sens i cel życia ludzkiego -  jednym słowem -  jeszcze bardziej niż liberalizm wypacza obiektywny wizerunek człowieka[6]. Konsekwencje aprobaty postaw głoszonych przez współczesny liberalizm i postmodernizm napawają nas dziś przerażeniem. Aborcja, eutanazja, samobójstwa, seks,  wzmożona przestępczość, korupcja, narkomania, mafie, terroryzm, wandalizm, alkoholizm, zanik poczucia odpowiedzialności za własne czyny, utrata orientacji w sferze dobra i zła moralnego, odrzucanie form życia religijnego i instytucji religijnych - to główne symptomy skrajnego liberalizmu i postmodernizmu.

 Powyższe  systemy myślowe, wyznaczają określone działania moralne i stanowią wyraźne zagrożenie dla pojedynczego  człowieka. i narodu  Po prostu są dlatego niebezpieczne, gdyż fałszują prawdę o człowieku, wypaczają prawdę o wolności człowieka, o jego godności, jego podstawowych prawach i obowiązkach. Niestety, taką wizję człowieka lansują dziś niektóre media, zwłaszcza komercyjne a nawet publiczne. Widać, że ich mocodawcy przez „kupionych” przez siebie ludzi realizują swój program walki z Bogiem, Kościołem i z prawdą.

Trzecia wizja człowieka w naszej dzisiejszej kulturze to wizja personalistyczna, którą reprezentuje przede wszystkim chrześcijaństwo. W koncepcji tej przyjmuje się, że człowiek jest jednością cielesno-duchową, nie jest ani czystą materią, jak twierdzili marksiści, ani też czystym duchem, czy też bytem absolutnym, jak głosili inni podstępni wieszczowie. „In medio positus est homo, nec bestia nec deus" – mówiono już w średniowieczu. Człowiek jest ogniwem pośrednim między zwierzęciem i Bogiem, jako byt spinający świat niewidzialnego ducha ze światem widzialnej materii. Ze światem materii łączy go cała somatyka, biologia, natomiast do bytów osobowych, bezcielesnych podobny jest przez swego ducha, który intelektualnie poznaje,  duchowo kocha i w sposób wolny dokonuje wyboru. Człowiek  jest bytem osobowym, który posiada świadomość siebie samego, który potrafi stawać się darem dla drugiej osoby i który czyni to w sposób wolny, to znaczy, który sam determinuje się do takiego a nie innego działania.

2. Wychowanie do życia w wolności

Jesteśmy dziś świadkami kryzysu moralności. Łączy się on z kryzysem pojmowania ludzkiej wolności. Fałszywe rozumienie wolności stanowi dziś ogromne zagrożenie dla życia indywidualnego i społecznego. Musimy znowu odwołać się do idei głoszonych przez wspomniane już  dwa systemy poprzedniego stulecia. W marksizmie odebrano człowiekowi wolność. Wmawiano mu, że nie jest wolny. Wolność to tyle co konieczność zrozumienia prawa i to nie tylko prawa biologicznego ale i społecznego. Totalitaryzm zaś hitlerowski  głosił, że przywilej wolności przysługuje tylko klasie panującej, klasie panów, nadludzi. Zwykły człowiek ma tyle wolności, ile mu udzieli klasa, partia, czy rasa.

Jeszcze większe zafałszowanie wolności człowieka, ale w odwrotnym kierunku,  nastąpiło w liberalizmie. Jean-Paul Sartre, główny ideolog tego kierunku, nazwał człowieka wprost wolnością. Wolność została uznana za absolutny atrybut osoby, ważniejszy  od prawdy  i miłości.  Wolności jednostki nie wolno niczym ograniczać. Człowiek jest z natury wolny i winien wyzwalać się z ograniczeń, ze zniewoleń, które mu narzuca społeczeństwo, czy drugi człowiek, a także różne instytucje, np.: Kościół, partia, czy jakaś inna grupa. Osoba ludzka nie powinna być poddawana żadnym nakazom, czy zakazom, żadnym normom etycznym, społecznym czy religijnym. Bycie wolnym wyklucza istnienie Boga. Bóg musi umrzeć, by człowiek mógł być wolny. Jeżeli zaś nie ma Boga, to wszystko jest dozwolone. Człowiek jest wtedy zupełnie wolny, wyzwolony od wszelkich ograniczeń, nakazów, zakazów, kodeksów moralnych i religijnych. Człowiek sam określa co jest dobre, a co złe, sam zatem ustala prawdę, nie jest jej lektorem, ale kreatorem. Zatem, w filozofii liberalistycznej przymioty dotąd przypisywane Bogu, odniesiono do człowieka. Liberalizm wykreował więc człowieka totalnie wolnego, ale dodajmy człowieka wolnego od wszelkich zobowiązań, norm etycznych i religijnych. Wolność w tym kierunku urosła do rangi absolutnego, najważniejszego przymiotu człowieka. Wolność jest ponad prawdą, co więcej ona może prawdę kreować. Tu ma swe źródło błąd zwolenników kreatywnego charakteru sumienia, przed którym Jan Paweł II przestrzegał w swoich  wypowiedziach, zwłaszcza w encyklice Veritatis splendor.

Hasłem człowieka wyzwolonego są słowa: „róbta co chceta". Na linii tego hasła zwolennicy liberalizmu domagają się od społeczeństwa, od rodziny, od szkoły tzw. bezstresowego wychowania, polegającego na odrzuceniu autorytetu, dyscypliny, pracy nad charakterem i jakichkolwiek wymagań od wychowanków.  Model ten jest dziś rozpowszechniany przez media. Jakakolwiek ingerencja myśli chrześcijańskiej uznawana jest za niedopuszczalną manipulację, lub działanie sprzeczne z duchem tolerancji. Zdarza się, że to dzieci podają dzisiaj do sądów swoich rodziców i ich terroryzują.  

Fałszywa wizja wolności ma swoje konsekwencje w braku odpowiedzialności Jeżeli mi wszystko wolno, to zwykle za nic nie odpowiadam. Jeżeli mam być wolny od wszelkich zobowiązań, nakazów, zakazów, to nie ma tu miejsca na odpowiedzialność.

Wydaje się, że w dziedzinie zatroskania o właściwe pojmowanie wolności dwie potrzeby wysuwają się dziś na czoło. Najpierw ważne jest to, aby wolności przyznać właściwe miejsce w bycie ludzkim. Źle jest, gdy wolności się w człowieku nie docenia, gdy się ją pomniejsza, ale także jest niedobrze, gdy się wolność wyolbrzymia, gdy się ją uważa za absolutny atrybut człowieka. Druga sprawa to potrzeba kształtowania wolności. Wolność jako autodeterminacja, jako samostanowienie jest rysem ontycznym osoby, wpisanym w jej naturę. Jest to jakby rys statyczny. Natomiast wolność w sensie zdolności do konkretnych wyborów moralnych na miarę godności i powołania człowieka, jest dziedziną podlegającą kształtowaniu. Tę przestrzeń wolności kształtujemy przez prawdę i miłość. Im więcej prawdy, tym więcej wolności („Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"- J 8,32). Prawda wyzwala a nie zniewala, jak mówią liberałowie. Także miłość wyzwala, poszerza przestrzeń naszej wolności. Im więcej miłości, tym więcej wolności. Miłość polegająca na posłuszeństwie jest objawieniem wolności. Wolność objawia się i powiększa w miłości.

3. Wychowanie do życia w  miłości

Miłość jest wypadkową prawdy, dobra i wolności. Może być rzeczywista, gdy bazuje na prawdzie, zwłaszcza na prawdzie o dobru, i gdy urzeczywistnia  się w wolności.

Spróbujmy rozważyć wychowanie do miłości w kontekście przypowieści o talentach. Bóg, powołując nas do istnienia, obdarował nas talentami, uzdolnieniami fizycznymi i duchowymi. Z pewnością jednym z nas dał tych talentów więcej, innym mniej. Nie miejmy nigdy do Pana Boga żalu i pretensji, że tylko tyle otrzymaliśmy, że inni może więcej otrzymali, więcej urody, lepsze zdrowie, więcej pomysłowości, pamięci. Nie tylko nie miejmy o to pretensji do Pana Boga, ale także nie zazdrośćmy sobie nawzajem, tych przymiotów, uzdolnień. Bóg naprawdę najlepiej wiedział, co komu przydzielić. Każda i każdy z nas na pewno otrzymał to, co jest potrzebne do zbawienia.

Przede wszystkim wszyscy otrzymaliśmy dar bycia człowiekiem. Na ten podstawowy dar zwrócił uwagę bł. Jan Paweł II 8 czerwca 1991 r. w Teatrze Wielkim w Warszawie w przemówieniu do przedstawicieli świata kultury. Podejmując refleksję nad przypowieścią o talentach, powiedział m.in. tak: „Otóż pragnę podkreślić, że u podstaw każdego z tych wielu zróżnicowanych talentów każdy z nas, każdy bez wyjątku, również nie należący do świata kultury i nauki, dysponuje nade wszystko jednym: uniwersalnym talentem, którym jest nasze człowieczeństwo, nasze ludzkie <być> (esse)”[7].  

To jest właśnie ten fundamentalny talent, na którym jest wszystko nabudowane i ten podstawowy talent winni wszyscy rozwijać. Ten podstawowy talent, jak i inne talenty szczegółowe, są nam dane do pomnażania, rozwijania. Dar – talent człowieczeństwa rozwijamy – jak nas uczył Papież – przez miłość, czyli „przez bezinteresowny dar z siebie samego”. Stąd  musimy się zapytać, co ja robię z samym sobą?, czy rozwijam talent mego człowieczeństwa?. Skoro zaś człowieczeństwo rozwijam przez bezinteresowny dar z siebie, to muszę się zastanowić, co się stało z moją miłością? Ile mam  miłości do Pana Boga, do męża, do dzieci, także do tych, których uczę, które mam na katechezie, które mi czasem dokuczają, a dla których mam być mistrzynią, mistrzem. Czy mogę powiedzieć, że staram się być dla nich darem?  Co stało się z moją miłością? Czy jeszcze potrafię kochać? Czy może tylko udaję, że kocham, że mi zależy na moich podopiecznych?  Ludzie zawsze mieli kłopoty z ewangeliczną miłością. Mają kłopoty także dzisiaj, bo człowiek, bo każdy, każda  z nas ,odkrywa w sobie  bożka, którym jest moje „ja”, a miłość ewangeliczna jest przejściem od „ja” do „ty”, od „ja” do „my”. Z pewnością chcę być kochana,  kochany przez bliskich, zwłaszcza przez tych, których cenię. To nie jest źle, to nie jest grzech, że chcemy być kochani, dowartościowani, szanowani, ale ważniejszą sprawą dla nas, dla rozwoju naszego człowieczeństwa, naszego piękna duchowego, jest nasze poświęcenie, nasze oddawanie się drugim, tym, którym służymy, czyli ważniejsze jest, że kochamy, że rzeczywiście stajemy się darem dla drugich. W miłości pięknieje nasze człowieczeństwo. W miłości spełniamy się jako ludzie, jako żona, matka, mąż, ojciec, kapłan, osoba samotna. Zatem, powtórzmy, rozwijamy się duchowo, upełniamy się w naszym człowieczeństwie, czyli wzrastamy w świętości – przez miłość.

Mówiąc o tym, chcemy jeszcze dodać, że w rozwoju przez miłość, w rozwoju duchowym, nie wolno się zatrzymać. Zatrzymujemy się z konieczności w rozwoju fizycznym: do pewnego czasu rośniemy w górę, przybywamy na wadze. Rozwój biologiczny ma wyraźne granice, których nie jesteśmy w stanie przekroczyć. Natomiast rozwój uzdolnień duchowych, rozwój człowieczeństwa, nasza osobista świętość, nie ma zakreślonych granic. Wiemy dobrze, że możemy być lepsi niż jesteśmy, że możemy być bardziej cierpliwi, bardziej wrażliwi, bardziej dyspozycyjni dla drugich. Możemy być ciągle jeszcze lepszymi ludźmi niż jesteśmy: lepszym księdzem, lepszym zakonnikiem, lepszą siostrą zakonną, lepszą matką, żoną, lepszym ojcem, mężem. Zatem idziemy przez życie ziemskie do Boga, do zbawienia, drogą rozwoju, drogą pomnażania talentów, szczególnie tego talentu podstawowego jakim jest nasze człowieczeństwo.

Zakończenie

W konkluzji końcowej sformułujmy wniosek, iż proces wychowania, rozumiany jako pomaganie drugim, zwłaszcza młodym, we wzrastaniu w człowieczeństwie, czyli w świętości,  może się  dokonywać przez wprowadzanie drugich na drogę odkrywania prawdy, właściwego korzystania z daru wolności i stawania się bezinteresownym darem dla bliźnich.

Taki wychowawczy proces staje się odpowiedzią na słowa Chrystusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mk 8,34).



[1] Ks. H. Zieliński, Bolączki wychowania, „Idziemy” nr 36 z dnia 2 września 2012 r., s. 3.

[2] Tamże.

[3] Por. Ks. H. Zieliński, Niekatolicka oda, „Idziemy” nr 24 z dnia 10 czerwca 2012 r., s. 3.

[4] Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny.  Przemówienia, homilie, Kraków 2005, s. 988.

[5]. Jan Paweł II,  Evangelium vitae,   17.

[6] Por. ks. Z. Pawlak, Filozoficzne aspekty  ruchu postmodernistycznego, „Ateneum Kapłańskie"  1996, t. 127, z. 3(526), s. 355--368.

[7] Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny… dz. cyt.,  s. 736. 

 

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy