Nowy numer 13/2024 Archiwum

Radość Ewangelii (28.12.2017)

Mt 2,13-18: Gdy Mędrcy odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego. Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców. Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma.

Czym jest Egipt? We wstępie do Dekalogu jest nazwany domem niewoli. Ale szczerze mówiąc chyba trudno jakoś jednoznacznie określić Egipt… Dla Józefa, syna Jakuba, Egipt był i domem niewoli, i domem wywyższenia, ocalenia. Dla braci Józefa, synów Jakuba, Egipt był ocaleniem w czasie głodu, ziemią dobrobytu i ratunku. Dla ich potomków stał się domem niewoli, niemniej jednak wyprowadzeni przez Mojżesza na pustynię ciągle tęsknili do Egiptu i wspominali go z nostalgią - bo jedli tam jarzyny i w ogóle mieli lepiej niż tu, na pustyni… Więc czym jest Egipt? Domem niewoli czy dobrobytu? Zagrożeniem czy ocaleniem? Fakt, Jeremiasz przestrzegał w czasie inwazji babilońskiej, by nie uciekać do Egiptu, ale poddać się Babilończykom, przez co w ogóle był uważany za zdrajcę narodu i więziony z wyrokiem śmierci… A tu w dzisiejszej Ewangelii znowu Egipt jawi się jako azyl i miejsce ocalenia… Więc czym jest Egipt?

Tak samo można zapytać o to, czym jest raj? Dobrobytem czy więzieniem? Okazuje się, że może być jednym i drugim na raz - że tak naprawdę nie zależy to od samego w sobie raju, nie zależy to wszystko od warunków zewnętrznych, ale od wewnętrznego nastawienia człowieka. Wszystko zależy od serca ludzkiego: ta sama rzecz może być dla człowieka pomocą i źródłem radosnego spełnienia, a może stać się źródłem niewoli i zniszczenia. Jak to się dzieje? Ano gdy moje serce przylgnie i pojawi się namiętność posiadania na własność… Gdy mój egoizm zacznie się sycić tą rzeczywistością - wówczas stanie się ta rzeczywistość więzieniem i źródłem mojego zniszczenia… Dlatego Pismo Święte mówi o pożądliwości oczu, pożądliwości ciała i pysze tego życia. Właśnie o to w tym chodzi od początku: mieć samemu, samemu skonsumować, nasycić się samemu i po swojemu, nie wierząc w to, że Bóg ma na celu moje pełne i prawdziwe nasycenie. Mało tego: gdy zacznę widzieć nasycenie poprzez pryzmat mojego egoizmu - czyli pożądliwości oczu i ciała - i gdy moja pycha uzna, że to jest jedyny sposób nasycenia, to wówczas Bóg stanie się w moich oczach w ogóle zagrożeniem, jak dla Heroda albo dla Izraelitów na pustyni, ulegających pragnieniom egoizmu i pychy. Zapomnieli, że jęczeli w niewoli - ale za to ich namiętności były nasycone… Jakże często tak funkcjonujemy: zgadzamy się na niewolę w zamian za nasycenie… Nasycenie po swojemu, nasycenie zgodnie z pragnieniami pychy i egoizmu. A dzisiejsza Ewangelia pokazuje, co jest produktem pychy i egoizmu: jedna wielka śmierć, płacz i rozpacz oraz „nie-bycie”. Dzisiejsza Ewangelia kończy się bardzo znaczącym stwierdzeniem greckim: ouk estin… Po polsku to traci swoją wyrazistość… To jest wprost nawiązanie do Imienia Boga: JESTEM. Tylko że tu pojawia się w wersji „nie-jestem”… Pycha i egoizm doprowadza do „nie-bycia”. Tak jak Bóg JEST - bo nie ma w Nim cienia żadnego, jest tylko Światłość, nie ma cienia egoizmu ani pychy (a o to został Bóg oskarżony przez węża i o to Go podejrzewamy nieustannie…) i dlatego nie ma w Nim ani kropli śmierci, „nie-bycia”. Śmierci prawdziwej. Okazuje się - co widać w Chrystusie - że Bogu nie przeszkadza w niczym śmierć cielesna - bo Go nie dotyczy śmierć prawdziwa, którą Apokalipsa nazywa śmiercią drugą. Śmierć, która polega na „nie-byciu”. Nie na śmierci ciała, ale na „nie-byciu”.

Tu trzeba wejść w dwie rzeczy. Po pierwsze człowiek został stworzony aby być „istotą ŻYWĄ”. To bycie istotą żywą wynikało z napełnienia Oddechem Boga, Tchnieniem, Duchem Boga. Czyli, jak to precyzuje Nowy Testament (że Jezus nam to przywrócił) na uczestnictwie w Naturze Boga. Uczestnictwie - nie posiadaniu tej Natury ale na tym, że Bóg w swojej niepojętej Miłości zechciał nam swojej Natury udzielać. Jakby dokonywać nieustannie „sztucznego oddychania”. Jezus to robi - od momentu zwieszania głowy na Krzyżu, poprzez wszelkie przychodzenia jako Zmartwychwstały, nieustannie daje nam Ducha, Tchnienie. Tchnie na Apostołów. Tchnie na nas w każdym Sakramencie. Jezus nieustannie „oddycha” Ojcem, Jego Miłością - i nam przekazuje Oddech Ojca. Jezus żyje i śmierć nad Nim nie ma władzy - bo oddycha Oddechem Ojca. Żyje, bo ten Oddech nieustannie przekazuje. Bo to jest Oddech Miłości - Naturą Boga jest Miłość. Miłość istnieje i żyje tylko wtedy, gdy się wyznaje, gdy jest przekazywana. Nie można Jej wyłącznie spożywać - trzeba Ją dawać. Dlatego niedobrze jest być człowiekowi samemu - człowiek potrzebuje przekazywać Miłość, Oddech Boga, bo inaczej umrze. Dlatego pycha i egoizm są śmiercią prawdziwą, śmiercią najgłębszą, sięgającą fundamentów istnienia człowieka jako człowieka… Pycha i egoizm zatrzymują Oddech, chcą tylko konsumować, posiadać, sycić się. A Bóg syci się gdy się udziela, daje, wyznaje… Pycha i egoizm są przeciwieństwem Miłości dlatego Miłość w ich oczach jawi się jako pustka, otchłań, pustynia, brak i śmierć. Pycha i egoizm chcą mieć, brać, konsumować - Miłość chce dawać, sycić sobą innych i tak staje się nasycona… I tu jest właśnie kłopot między nami a Bogiem: że wyprowadzeni na pustynię, gdzie jesteśmy syceni czystą Miłością Boga i gdzie możemy bez zakłóceń tę Miłość sobie wzajemnie przekazywać, stajemy się nerwowi i uważamy, że jesteśmy pokrzywdzeni - bo egoizm i pycha przestają być nasycone. Na pustyni one cierpią głód i giną, dlatego w ich oczach pustynia jest miejscem śmierci… I dlatego Izraelici na pustyni się buntują. Dlatego my się buntujemy - nie wierzymy Bogu, że to jest właśnie nasycenie. Że On nas prowadzi do Pełnego Nasycenia, które nigdy się nie skończy: do oglądania twarzą w Twarz, do oddychania Duchem Ojca w Jedności z Chrystusem i do nieustannego przekazywania sobie wzajemnie Oddechu Ojca… Do nasycenia w uczestniczeniu w wewnętrznym Życiu Trójcy, w krążącej bez końca i bez granic Miłości… Nie wierzymy - zarażeni pychą i egoizmem, zarażeni śmiercią uważamy śmierć za pełnię życia… a to jest nie-bycie…

Po drugie - już krótko - potomstwo w oczach Izraelity było zapewnieniem sobie przyszłości. Kto nie ma potomstwa, nie ma przyszłości, jest skazany na nieistnienie. Herod zabijający dzieci własnych poddanych skazuje się na nieistnienie. Król, który nie ma poddanych, jest nikim. Nasz Król, Jezus, oddaje życie za swoich poddanych - i dlatego Jezus JEST, o paradoksie Miłości! Dlatego JEST - i dlatego jest Królem. Herod staje się tym, który nie jest i przestaje być królem, przestaje być - bo sam zabił swoje królestwo kierowany pychą i egoizmem, kierowany nienasyceniem… Uznał w Miłości zagrożenie - a Miłość przyszła, aby mieli Życie i to w obfitości… Pan przyszedł, by dać nam Życie.

Więc czym jest Egipt? Wszystko zależy od nas. Gdy kierujemy się Miłością i Jej prawami - staje się Rajem, doświadczaniem Królestwa Bożego, Królestwa Miłości. Gdy kierujemy się pychą i egoizmem - staje się więzieniem i krainą śmierci, królestwem śmierci. Czym jest pustynia? Gdy kierujemy się pychą i egoizmem - jest krainą śmierci i zniszczenia, bratobójczej walki o przetrwanie. Gdy kierujemy się Miłością - staje się Ogrodem… To MY mamy władzę nad stworzeniem - i to my decydujemy, komu tę władzę podporządkujemy. I to jest wielki problem: że MY mamy władzę - a tak łatwo uznajemy, że to stworzenie ma władzę nad nami, tak łatwo się podporządkowujemy stworzeniu… A to my decydujemy. Ja decyduję, kogo uznam za swojego pana: czy Pana, który jest Królem Miłości, czy Heroda, który jest królem pychy i egoizmu. Czyim myśleniem będę się kierował? I wtedy poprzez mnie będzie panował Jezus, Król Miłości dającej Życie, albo Herod, zabójca. Herod, który później objawi się w Barabaszu, fałszywym mesjaszu, który jest zabójcą… Który syci pychę i egoizm, syci i podtrzymuje śmierć we mnie…

A mogę wybrać panowanie Miłości. Cichej i pokornej. Nienarzucającej się. Miłości, która zawsze ocaleje - i ocaleją ci, którzy się do Niej przyłączą. Józef bierze Dziecię i Matkę. Jak Jan bierze do siebie Matkę - a z Matką zawsze jest Jej Dziecko… I - jak mówi dzisiejsza Ewangelia - Józef powstaje. Dosłownie, po grecku: egeiro. To jest czynność, którą wykonał Jezus wstając z martwych. Józef poddając się wezwaniu Miłości, wezwaniu Boga, staje się zmartwychwstałym, staje się Istotą Żywą, żyjącą Życiem Tego, który poddał się jego władzy: Życiem Dziecięcia i Jego Matki. Proszę zauważyć, że Józef nie ma „swojego życia” w naszym rozumieniu - życie Józefa jest całkowicie skoncentrowane wokół Dziecka i Matki - życie Józefa jest totalnie poddane Tym, którzy poddali się jemu: Dziecięciu i Matce. Właśnie tak to funkcjonuje jak u Józefa: przyjąć Dar i podporządkować wszystko w sobie i w swoim życiu Temu, który stał się Darem dla mnie. To jest przedziwna wymiana Miłości: On jest Darem dla mnie - ja dla Niego. Tak to funkcjonuje w Trójcy: nieprzerwane wzajemne obdarowanie. Dlatego w Bogu „wszyscy żyją”… To jest właśnie Życie w pełni. Tylko potrzeba ciągłego przełamywania w sobie starego człowieka, skazanego na śmierć. Starego człowieka, który uważa, że życie jest w walce o siebie i o swoje. A tymczasem to jest śmierć - Życie jest w przyjmowaniu Daru i stawaniu się darem… Eucharystia: jestem obdarowany - i idę stawać się darem dla innych w poddaniu się Temu, który złożył się we mnie jak Dar. On mi nigdy nic nie narzuci - przeciwnie: podda się mojej każdej decyzji. Miłość w moim sercu nawet da się ukrzyżować, jeśli ja uznam, że nie chcę kochać… a potem wróci, by kolejny raz zaproponować mi udział w Jej Życiu, w Jej Przyszłości, która nie ma ograniczeń… Niepojęta Miłość Pana, która nigdy nie rezygnuje, nigdy się nie poddaje, nigdy nie przestaje wracać, być Darem - bo to jest Życie Pana, Życie Miłości: być Darem… Niemniej jednak ja mam możliwość zamknięcia się w upartym odrzucaniu Daru. W upartym zabijaniu w sobie Daru, zabijaniu w sobie Miłości w imię nasycenia pychy i egoizmu.

Wszystko sprowadza się dziś do pytania: co naprawdę syci? Wszystko sprowadza się do tego, by uwierzyć Bogu, że On prowadzi mnie do Pełnego Nasycenia w oglądaniu twarzą w Twarz, w uczestniczeniu w Jego Naturze, w Jego Życiu które jest nieprzerwanym krążeniem Miłości… Fakt, w oczach pychy i egoizmu to jest kroczenie w pustkę, w pustynię - ale jeśli się zdecyduję, jeśli uwierzę i zaufam, jeśli zacznę kierowany wiarą i ufnością poddawać się Miłości, wówczas zobaczę jak w miarę mojego wzrastania w Miłości pustka i pustynia okazuje się być Ogrodem, Domem Ojca w którym zawsze byłem i zawsze będę, tylko pycha i egoizm czyniły mnie ślepym. Uparcie poddawać się Miłości - Prawdziwej Miłości - wbrew wszystkiemu, kierując się na razie wiarą i ufnością. Aż zobaczę - i wtedy będę. Wtedy się wyjaśni, kim JESTEM. Widzi się tylko Miłością - Prawdziwą, a nie wymyśloną po ludzku. Owszem, mam wybór - mogę iść w walkę o siebie, o swoje, w walkę o budowanie zabezpieczeń w rozumieniu tego świata, mogę poddawać się namiętnościom, zachciankom, lękowi, pragnieniu posiadania, zabezpieczania się na tym świecie, konsumowania itd. - ale tak pójdę w śmierć, w nie-bycie, w nie-widzenie. Miłość. Tylko Miłość otwiera oczy, wszystko wyjaśnia, daje Mądrość Prawdziwą. Tylko Miłość daje Życie. Jest Życiem. Poddać się Życiu - które dało się mi. Jak Józef: wziąć Dziecię i Matkę i poddać się Im. Życie jest w poddaniu się - tylko we właściwym poddaniu się. W przyjęciu i poddaniu się Życiu, które wyznaje mi się i daje mi się w Eucharystii i Sakramencie Pokuty, w Misterium Krzyża, które jest Misterium Miłości. Tu jest prawdziwa Mądrość i prawdziwe Drzewo Życia. Mądrość jest w poddawaniu się - poddawaniu się Miłości - nawet za cenę ogołocenia, poniżenia i śmierci pychy i egoizmu. Nawet jeśli to po ludzku oznacza wchodzenie w ciemność, w pustynię, w Egipt. Jeśli idę prowadzony Miłością - to idę do Życia. Jeśli idę prowadzony pychą i egoizmem - idę do nie-Życia. Tu się ściera nieustannie mądrość Krzyża i mądrość tego świata. A ja wybieram nieustannie między tymi mądrościami. Obym wybieram mądrze! Obym wybierał to, co sprawia, że powstaję, budzę się, otwieram oczy - a nie to, co prowadzi do upadku, snu śmierci, oczu szczelnie zamkniętych…

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy