Nowy numer 13/2024 Archiwum

Radość Ewangelii (07.01.2019)

Mt 4,12-17.23-25: Gdy Jezus usłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: „Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska, Zajordanie, Galileja pogan. Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło”. Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”. I obchodził Jezus całą Galileję, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.

Jeśli Bóg chce kogoś posłać do wielkiego zadania, najpierw poddaje go próbie. W ten sposób Bóg przygotowuje - nawet swojego Syna. Jezus, zanim udał się do Galilei, spędził czterdzieści dni na pustyni, poszcząc i walcząc z pokusami szatana. Szatan zaś ma ciekawą właściwość: jeśli kogoś nie kusi, to znaczy, że uważa go już za swojego, że przygotowuje takiego do piekła. Bóg, gdy przygotowuje do Nieba, poddaje próbie. Szatan, gdy przygotowuje do piekła, głaszcze…

No dobrze: ale najwyraźniej po okresie próby i walki na pustyni, Jezus wylądował w „piekiełku” Galilei… W cienistej krainie śmierci, pośród tych co siedzą w ciemnościach. Najwyraźniej wylądował w otchłani. I to Jezus będzie robił całe życie, a nawet po śmierci: będzie zstępował do otchłani. I co więcej: Ewangelista  Mateusz na określenie zamieszkania Jezusa w Galilei i to jeszcze w Kafarnaum używa sformułowania, które mówi o byciu permanentnym mieszkańcem jakiegoś miejsca, o permanentnym przywiązaniu do tego czy innego miejsca zamieszkania. Jezus permanentnie zamieszkał wśród nas, w otchłani, w cienistej krainie śmierci - by przemienić tę krainę swoją Obecnością w raj. W Niebo. I to tak permanentnie zamieszkał wśród nas, że nawet Krzyż Go nie zdołał przekonać do wyprowadzenia się - ale wskutek Krzyża jeszcze głębiej z nami się zjednoczył. Chrzest Jezusa i Jego kuszenie to odpowiednik Męki i Śmierci Krzyżowej. Zamieszkanie w Galilei to odpowiednik zstąpienia do otchłani. Krzyż objawia niepojętą Prawdę o Bogu, który jest Miłością tak dogłębną, że nic nie jest w stanie Go powstrzymać przed tym, by stać się Bogiem-Z-Nami. On nie chce być po prostu Bogiem. On chce być z nami. Chce abyśmy byli z Nim, tam gdzie JA JESTEM. Z Nim i w Nim. I pragnienie Jego Miłości jest tak potężne, że Jezus utożsamia się z grzesznikami zanurzającymi się w Jordanie - choć sam grzechu nie ma. Że Jezus utożsamia się ze złoczyńcą na krzyżu, choć sam nic złego nie uczynił. I pierwszy, który to odkrywa - potęgę Miłości Tego, który stał się Bogiem-Z-Nami - to właśnie złoczyńca. Zobaczył Obecność Tego, który nic złego nie uczynił - a wszedł w mój krzyż, krzyż na który sam sobie zasłużyłem, bo takie jest Jego pragnienie, by być ze mną, bym ja był z Nim. Krzyż, cierpienie, niepowodzenie, choroba, epilepsja, dolegliwość, paraliż, kuszenie przez złego ducha itd - to wszystko próbuje nas przekonać o kłamstwie: że Boga tu nie ma. Bo jakby był, to by tego nie było. Tymczasem to wszystko mówi o Miłości Boga, który razem z nami tego wszystkiego doświadcza - głodu i upału pustyni, kuszenia przez złego ducha, cierpienia i wyszydzenia, śmierci nawet - a jednak nas w tym doświadczeniu nie opuścił, choć to nie On uczynił zło. Niepojęta Miłość, której nie jest w tanie zgasić nawet to, że ja stałem się złoczyńcą i zamieszkałem w cienistej krainie śmierci, z dala od Świątyni, od Jerozolimy… A nawet Jerozolimę i Świątynię przemieniłem w jaskinię zbójców… A On przychodzi. Przychodzi, by permanentnie zamieszkać wśród nas. W Tabernakulum. W Eucharystii. W konfesjonale. W Sakramentach. W każdej chwili codzienności, w moim codziennym krzyżu. O tym przypominają Sakramenty, które są doświadczaniem tego samego działania Pana i tej samej Jego Obecności, o których mowa jest w drugiej części dzisiejszej Ewangelii.

I właśnie tak Jezus pokonuje kłamstwo: cierpiąc, doświadczając na naszych oczach wszystkiego tego, o co mamy pretensje do Boga i co próbuje nam wmówić, że Go tu nie ma. Że zapomniał. Że nie kocha… Jakbyś tu był… Zejdź z Krzyża a uwierzymy… czy nie jesteś Mesjaszem? Zdejmij więc nas z krzyża… A tymczasem Pan nie przyszedł zdejmować z krzyża ale przemienić krzyż w Niebo - swoją Obecnością. Niebem jest Obecność Umiłowanego - o ile Jezus jest moim Umiłowanym… Jeśli jest - to Niebem jest adoracja, Komunia Święta, Niebem jest codzienność - bo to Jego Obecność. Jeśli Jezus nie jest Umiłowanym - to wszystko staje się piekłem samotności, niespełnienia, rozczarowania itd. Nawracajcie się! - woła Jezus. Dosłownie znaczy to „przemieniajcie myślenie” ze starego, odziedziczonego po Adamie - w nowe myślenie. Myślenie kategoriami Królestwa, które w Jezusie stało się permanentnie bliskie, na wyciągnięcie ręki, na zmianę kierunku patrzenia. Zły łotr nic nie zrozumiał, nic nie zobaczył - umarł w piekle - bo patrzył tylko na siebie i swoje oczekiwania. W Jezusie widział tylko narzędzie spełniania swoich oczekiwań a nie Cel. Nie Umiłowanego. Jezus jest spełniony w Galilei, w otchłani, na Krzyżu, wśród celników i grzeszników, wśród chorych i cierpiących, wśród epileptyków i opętanych - jest spełniony wśród tych wszystkich, których my odrzucamy ze wstrętem bo to Jego umiłowani są. Nieważne gdzie, nieważne jak - ale z umiłowanymi. Na Krzyżu, w otchłani - ale z umiłowanymi. I wszędzie Jezus czyni Miłość, kocha umiłowanych. Ze wszystkimi, których przyniesiono Jezusowi, On czyni jedną rzecz: On ich terapeo, czyli troszczy się o nich z Miłością. To, że Miłość ich uzdrawia - to inna sprawa. Ale Jezus po pierwsze troszczy się o nich z Miłością. Jego cel nie jest w efekcie, który uzyskuje - Jego cel to okazać miłosną troskę tym wszystkim, których spotyka, których do Niego przyprowadzają, których do Niego przynoszą. To my doświadczamy rozczarowania bo mamy nie wiadomo jakie cele - ale na pewno nie Miłość… nie wyznawanie Miłości… zawsze chcemy coś zyskać - naszym celem nie jest po prostu miłosne troszczenie się o brata czy siostrę, choćby nie mieli czym odpłacić, choćby tym że im się polepszy. A Jezus miał jeden cel: zatroszczyć się o każdego umiłowanego, wyznać Miłość właśnie przez Obecność - i to Obecność pełną Miłosnej troski. Zmiana myślenia. Chcesz zobaczyć Królestwo? To pozwól żeby płynęło przez twoje ręce jak przez ręce Jezusa. Królestwo zbliżyło się do ciebie - w Komunii Świętej zamieszkało permanentnie w otchłani twojego serca czyniąc cię „nosicielem” Królestwa, „nosicielem” Miłości Wcielonej, zdolnym Ją rozdawać braciom i siostrom tak ja Jezus. Tylko wciąż i nieustannie pojawia się pytanie: o co mi chodzi tak naprawdę? O bycie z Jezusem i czynienie wraz z Nim Miłości czy o nasycenie swojego egoizmu, swoich oczekiwań? Miłość syci - egoizm czyni wiecznie głodnym i wiecznie ślepym. Nawracać się nieustannie. Nieustannie na Miłość Prawdziwą - na Jezusa. Nawracać się poznając Go. Po to zamieszkał wśród nas - żebyśmy mieli Światło. To ja decyduję, czy żyję wpatrzony w Światło czy w ciemność. Od czasu, gdy Jezus się narodził, gdy zamieszkał w Galilei, gdy umarł i zmartwychwstał - od tego czasu jeśli widzę ciemność, to tylko dlatego, że patrzę w niewłaściwym kierunku. W siebie zamiast w Jezusa. On JEST.

I właśnie dlatego kusi szatan: żeby odwrócić moją uwagę. I dlatego Ojciec mu pozwala: żeby wytrenować mnie w skupieniu uwagi na Światłości. Bym żył coraz głębiej zapatrzony w Światłość, coraz bardziej w codziennym Niebie. Kłopot jest wtedy, gdy daję się wciągnąć w dyskusję z ciemnością… Nie. Mam się uparcie nawracać - uparcie zmieniać kierunek myślenia, kierunek skupienia: jeśli tylko zauważę, że patrzę w ciemność, natychmiast szukać spojrzenia Pana, jak Piotr na dnie otchłani, na dziedzińcu arcykapłana. Natychmiast wracać do Światłości. Jeśli wdam się jakiekolwiek dyskusje z ciemnością - natychmiast polegnę. Moją Opoką jest Pan. Światłość świata. Ten, który JEST Prawdą.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy