Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nie szukajmy rewelacji w głosie demona!

Łk 4,38-44: Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią. On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”. I głosił słowo w synagogach Judei.

Ciekawe, że Jezus nie chce być głoszony przez demony. Zdecydowanie nie je wybrał na głoszenie Prawdy o sobie… Tak a propos to jest bardzo ważna wskazówka dla tych wszystkich, którzy szukają rewelacji u egzorcystów - co tam ciekawego słyszeli od diabła… co też diabeł im objawił… Dzisiejsza (i nie tylko dzisiejsza, bo takich fragmentów jest więcej) Ewangelia pokazuje wyraźnie: Jezus NIE ŻYCZY SOBIE być głoszonym przez demony. Dlaczego? Bo zły duch sprzeniewierzył się swojej misji i zamiast Światła Prawdy przyniósł ciemność kłamstwa i śmierci. Jezus bardzo wyraźnie łączy kłamstwo z zabójstwem. W Ewangelii św. Jana Jezus mówi właśnie o tym: że diabeł od początku jest zabójcą, bo jest kłamcą… A my jak durni szukamy Prawdy u tego, który jest kłamcą… Szukamy Prawdy i wsłuchujemy się w słowa tego, któremu sam Jezus konsekwentnie nakazywał milczeć. Szukamy Prawdy u tego, któremu sam Jezus zakazał głoszenia siebie… Głupota powtarzana od czasów Ewy, która poszła rozmawiać z kłamcą. Ciekawe, że nasza pycha jest tak potężna, że choć za każdym razem doświadczamy, że diabeł kłamie, że wszystkie informacje jakie podaje służą tylko zwodzeniu nas na drogę śmierci, że wszystkie obietnice jakie składa są fałszywe - za każdym razem się o tym przekonujemy! - to jednak wciąż i wciąż uparcie sądzimy, że tym razem to nam się uda… Ile jeszcze tysięcy czy milionów lat ma minąć, żebyśmy wreszcie wyciągnęli wnioski? Tylko Jezus jest Prawdą i tylko On jest Prawdomówny, TYLKO I WYŁĄCZNIE On objawia Ojca. Nikt nie zna Syna tylko Ojciec - i nikt nie zna Ojca tylko Syn i ten, komu SYN ZECHCE OBJAWIĆ. A my ciągle szukamy objawienia na okrętkę, poza Synem… od pseudoinformatorów…

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

To zresztą dotyczy nie tylko egzorcystów i samozwańczych egzorcystów oraz wszystkich tych, co się ekscytują doświadczeniami z egzorcyzmów. W ogóle nie rozumiem - choć sam jestem egzorcystą - skąd taka dzika i chora moda na egzorcystów… Właśnie: może trzeba to podkreślić, żebym nie był podejrzewany o jakąś awersję do posługi egzorcysty: sam pełnię tę funkcję na podstawie prawomocnego dekretu mojego Biskupa Diecezjalnego. I wiem co mówię, gdy twierdzę, że diabeł jest kłamcą. A to czerpię od Jezusa, który nie życzy sobie, by jakakolwiek Prawda docierała do nas poprzez kłamcę. Jezus w Ewangelii wyraźnie sobie tego nie życzy. Wyraźnie. I to nie jest jedyna taka scena. Mało tego: Kościół w przepisach dotyczących posługi egzorcysty wyraźnie podkreśla, że rytuał egzorcyzmów nie przewiduje żadnych dialogów ze złym duchem. Jedynie rozkaz. Tyle. Tak jak Jezus: milcz i wyjdź.

To wszystko zresztą dotyczy nie tylko posługi egzorcysty, ale każdego z nas. Każdy z nas - nie tylko egzorcysta - doświadcza działania kusiciela. Każdy z nas doświadcza pokus, zwodniczych obietnic, doświadcza lęków… Każdy z nas jest narażony na zniechęcenie, wewnętrzne ciemności, rozdrażnienie, zwątpienie itd. itd. itd. Każda forma ciemności, jaka we mnie się odzywa, jest poddana tej samej regule: z ciemnością, z pokusą, z fałszywymi obietnicami, z lękami itd. Się nie rozmawia. One nigdy nie objawiają Prawdy. Bo sam Jezus sobie tego nie życzył. Nie rozmawia się z tymi rzeczywistościami. Żeby nie wiem jak pozornie zgadzały się z faktami - nie rozmawia się z nimi bo nie one zostały wybrane przez Boga do głoszenia Objawienia, od głoszenia Prawdy. Właśnie dlatego, że demon zawiódł i że zawiedliśmy my, ludzie - czyli istoty wezwane do przekazywania Prawdy o Bogu, który jest Miłością - to Bóg sam stał się Człowiekiem i w Chrystusie przyniósł nam Prawdę. Prawda stała się Ciałem i przychodzi do nas osobiście, osobowo - bo wszystko inne i wszyscy inni zawiedli…

I to jest fascynujące w Bogu: Jego wierność. On chce się objawiać - i gdy wszystkie istoty stworzone do tego, by kontemplowały i objawiały Prawdę o Miłości zawiodły - On sam w uporze swojej Miłości przyszedł wyznawać się tym, których umiłował ponad wszystko: ludziom. Ludziom wydźwigniętym z dna stworzenia - ponad wszelkie stworzenie. Ludziom, którzy woleli wsłuchać się w słowo kłamstwa niż kontemplować Prawdę o Miłości, która ich dźwignęła z dna ku sobie. I gdy wiedzeni słowem kłamstwa pogrążyliśmy się w otchłani, w ogniu piekielnym - On sam, w swojej niepojętej Miłości, zstąpił za nami w otchłań by wyprowadzić nas Słowem Prawdy o Miłości niepojętej. Słowem, które stało się Ciałem… Staje się Ciałem na ołtarzach całego świata by objawiać nam nieustannie Prawdę. Słowem, które trwa jako Ciało w tabernakulach całego świata, byśmy mieli nieskrępowany dostęp do Prawdy Osobowej. Osobowej Miłości. A my ciągle szukamy nie wiadomo gdzie i nie wiadomo u kogo… Gnani gorączką złota, gorączką posiadania, doświadczania, gromadzenia, gorączką szukania usilnie skrótów, gorączką pychy i egoizmu szukamy nie wiadomo czego i nie wiadomo gdzie, aż padamy sparaliżowani i trawieni ogniem… na stosie pogrzebowym…

Właśnie tak to działa: pycha i egoizm gnają człowieka do szukania nie wiadomo czego w przekonaniu, że to co jest i to co mam to na pewno nie to - bo nie spełnia oczekiwań pychy i egoizmu, które noszę w sobie. Gnany pychą i egoizmem kończę zawsze na stosie pogrzebowym, trawiony ogniem. Ogniem albo wstydu, albo wściekłości, albo zniechęcania i depresji… Tylko tu proszę nie sądzić, że potępiam chorych na depresję - nie mówię tu o chorobie…

A dlaczego tak się dzieje? Bo nie chcę objawiać w sobie i moim życiu Boga, który jest Miłością. Miłością, która przychodzi by służyć - tak jak Jezus ostatecznie się objawił na Ostatniej Wieczerzy jako Ten Który Służy. Miłość Służebna, która znajduje radość w pokornej służbie. Znajduje spełnienie, tak się wyznaje, tak wyznaje Prawdę o sobie: w pokornej służbie. Aż po ukrzyżowanie. A nam się to nie podoba: miłosna i pokorna służba… Przynosimy wszystkich, którzy potrzebują od nas miłosnej służby Jezusowi: zbieraj ich sobie, nie chcemy ich, bo są dla nas ciężarem… Dzieci, które podejrzewamy że urodzą się jako takie, którym trzeba będzie służyć - poddajemy na wszelki wypadek aborcji… Chorych, starych - którym trzeba służyć - poddajemy eutanazji… zabieraj ich sobie. Nie chcemy. Wszystko, co kosztuje wysiłek pokornej i miłosnej służby - nazywamy złem, niewygodą, szukamy sposobu na pozbycie się. A Jezus najwyraźniej znajduje radość w trosce o tych wszystkich, których Mu przynoszą jako balast, ciężar nie do zniesienia. Wszelkich chorych, słabych, niedomagających, dręczonych przez złe duchy - On poddaje terapii. Tak się objawia Prawdziwy Bóg. Bóg, który jest Miłością. Miłością, która służy.

Kiedy Jezusowi przyprowadzają chorych - On kładzie na nich ręce i poddaje ich czemuś, co język grecki nazywa terapeo. Wykonuje taką właśnie czynność, która winna nam się kojarzyć z naszą „terapią”. Przy czym po grecku terapeo nie znaczy po prostu leczyć, uzdrawiać. Takie znaczenie ma słowo iaomai. Natomiast terapeo oznacza czynność troszczenia się o kogoś z Miłością i z Miłości do niego. Nie oznacza wprost leczenia czy wyleczenia, nie oznacza wprost uzdrowienia - ale oznacza zatroszczenie się, usłużenie komuś z Miłością i z Miłości. Okazanie praktycznej Miłości, w oczach której właśnie ta osoba - słaba, chora, nieproduktywna, będąca po ludzku kłopotem i ciężarem - jest warta usłużenia, zatroszczenia się o nią. Właśnie tak Bóg wyznaje się nam - objawia nam Prawdę o sobie w Chrystusie: że przychodzi zatroszczyć się o nas, będących pod władaniem kłamstwa, upadłych i bezsilnych, o nas zdrajców - zatroszczyć się z Miłością i z Miłości… My, którzy jesteśmy dla Boga jednym wielkim kłopotem i ciężarem - co widać w Chrystusie Umęczonym - jesteśmy w Jego oczach warci miłosnej służby, miłosnej troski… To dociera do nas, bijących się w piersi od początku Eucharystii, gdy Słowo na ołtarzu staje się Ciałem i przychodzi do nas w Komunii Świętej zatroszczyć się o nas. Z Miłością i z Miłości. I do tego zostali zaproszeni Aniołowie, i do tego zostaliśmy zaproszeni my, ludzie: do tego, by wraz z Bogiem, we Wspólnocie z Nim troszczyć się z Nim, z Miłością, o siebie nawzajem i o całe stworzenie. Ale weszliśmy w dialog z tym, którego motto brzmi „nie będę służył” no i uparcie powtarzamy to, czym nasiąkliśmy… A ponieważ uparta Miłość Boga uparcie zaprasza nas do współsłużenia - to uważamy, że wszystko jest coraz gorzej… Bo zamiast spełniania oczekiwań naszego egoizmu i pychy doświadczamy nieustannego zaproszenia do współtroski miłosnej o siebie nawzajem i o całe stworzenie. Współtroski z Miłością Osobową we Wspólnocie Miłości. I to zaproszenie w oczach pychy i egoizmu jest nie do zniesienia… Gorączka, ogień palący - Ogień Miłości, która wciąż przychodzi i zaprasza. Pycha i egoizm drą się z bólu w tym Ogniu. Dla nich ten Ogień to ogień pogrzebowy, ogień palący niby piec, ogień niszczący, ogień nie do zniesienia…

Dlatego Jezus przychodzi i pokazuje gorączce jej miejsce. Gorączka pychy i egoizmu opuszcza teściową Piotra - i teściowa rusza służyć. Zaproszenie do służby przestaje być dla niej czymś okropnym i nie do zniesienia, paraliżującym i palącym - staje się spełnieniem. Tak zbawia nas Jezus. Nie zmienia Boga - ale objawia Boga. Boga, który jest Miłością i zaprasza do współsłużby, współtroski o siebie nawzajem i o całe stworzenie. W oczach Miłości ten, kto jest słabszy, bardziej bezsilny, bardziej potrzebujący - jest bardziej „łakomy” bo tym bardziej mogę się spełnić w miłosnej służbie takiemu człowiekowi… My takich omijamy szerokim łukiem - a Jezus idzie przede wszystkim do takich… I tak - kierowani pychą i egoizmem - rozmijamy się z Jezusem i jeszcze jęczymy w paraliżującej nas i palącej gorączce pychy i egoizmu, w oczach których zaproszenie do miłosnej i pokornej służby jest nie do zniesienia…

Dać się uzdrowić Jezusowi. Przestać szukać rewelacji w głosie demona. Głosie, który podpala gorączkę pychy i egoizmu. Zacząć słuchać Prawdy Osobowej. Zacząć kontemplować Prawdę Osobową, Tego Który Służy. Napełniać się Jego Miłością, która gasi płomienie pychy i egoizmu. Która doprowadza do odkrycia spełnienia i radości w miłosnej współsłużbie. Która otwiera oczy na Prawdę, która mi towarzyszy i która zaprasza, bym wraz z Nią, z Prawdą Osobową, w Duchu i Prawdzie służył braciom i siostrom i całemu stworzeniu i tak wyznawał Niewidzialnego - w widzialnych gestach służby. Miłosnej i pokornej służby. Służby z Radością samego Boga.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy