– To wydarzenie nas zjednoczyło – mówi rok po powodzi ks. Bartłomiej Łuczak, proboszcz par. św. Marcina w Żelaźnie.
Na początku była bezradność. Ks. Bartłomiej Łuczak mógł stać na balkonie plebanii i patrzeć, jak wioska, w której proboszczem był dopiero od trzech lat, zamienia się w wielkie jezioro. Pływało wszystko. Nurt był tak silny, że przewrócił kombajn, a kontener morski wypełniony ciężkim sprzętem, niesiony prądem rzeki, wbił się w jeden z budynków.
Bezradny był także wtedy, gdy z grupą strażaków stał na moście i zawracał kierowców. Mogli tylko obserwować wzbierającą rzekę.
Bezradni byli wtedy, gdy sieć komórkowa padła, a dzwony, które uruchomili, aby ostrzec przed nadciągającą falą, zostały zagłuszone przez huk wody.
To był czas, o którym wielu chciałoby zapomnieć. Ale zapomnieć się nie da. Bezradność trwała jednak tylko chwilę. Potem zaczął się czas wytężonej pracy.
Jeden z tysiąca
O życiu Kościoła można opowiadać różnie. Można szukać sensacji, a wtedy opowieść o księdzu Bartku powinna zaczynać się tak: „Rzucił sutannę i zamienił ją na mundur”.
Można też podejść do tematu inaczej i zachwycać się ofiarnością miejscowego kapłana, który raz w sutannie, raz w hełmie strażackim krążył po wsi z megafonem, a do ołtarza wracał z błotem na butach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł