Starzy ludzie – to coraz większy problem dla postępowej cywilizacji. Koszty utrzymania, anachroniczne myślenie, wstecznictwo bardzo obciążają i budżety, i wizję nowoczesności.
Dom Dziennego Pobytu w Świdnicy. Temat najgorętszy, najpotrzebniejszy i najradośniejszy: Franciszek, papież. – Na szczęście nasz – uśmiecha się dobrotliwie staruszka. Zagadnięta o znaczenie jej westchnienia, odpowiada: – Jest stary, tak jak ja, a Bóg twierdzi, że właśnie teraz jest Mu najbardziej potrzebny. Zupełnie inaczej niż moje dzieci o mnie – poważnieje.
Stary papież – a przecież ten wymarzony, ten na nasze czasy, ten medialny miał być młody, rzutki, świeży – dlaczego? Bo tak chciał świat. Bo tego domaga się logika cywilizacji białego człowieka. Nowoczesność nie lubi starości: spycha ją do domów bezwstydnie nazywanych "Złotej jesieni" czy "Pogodnej starości", które są gettami, gdzie można ze spokojem ukryć zniedołężnienie, zmarszczki, luki w pamięci.
Do niedawna ludzkość kierowała się mądrością starych ludzi, hołubiła ich i dawała im najważniejsze miejsce w społeczeństwie. Do niedawna starość była oznaką błogosławieństwa, a opieka nad starym ojcem czy matką – tylko ona cieszyła się Bożym: oddam ci stokroć więcej. Romantyzm zniszczył miłość i szacunek wobec starości. On pierwszy postawił młodość na piedestale, oddał jej bałwochwalczą cześć i żółtodziobom dał prawo urządzania świata. I tak już zostało. Nie dziwi zatem, że współczesność jest tak niedojrzała, niesprawiedliwa i postawiona na głowie – jest przecież efektem grzechów młodości.
Dlatego Franciszek jest zadrą, stary papież psuje obraz postępu, bo przecież w kulturze Zachodu w wieku siedemdziesięciu kilku lat wybiera się miejsce na cmentarzu, a nie rozpoczyna najważniejszy etap swojego doczesnego życia. W kulturze Zachodu dominuje przeświadczenie, że starość tylko kosztuje, a jej nieproduktywność ciąży ekonomicznym wskaźnikom, tabelkom i strzałkom wykresów. Franciszek jest przykry dla wszystkich biznesmenów żerujących na kulcie młodości, dla leciwych pań udających podlotki i starszych panów zachowujących się jak smarkacze. – Jest stary, to takie nieelegenackie. Jest stary, to takie smutne. Jest stary to takie nienowoczesne – wzdychają.
A Pan Bóg wie swoje, więc swoje zrobił, a że nie jest nowoczesny, postępowy i medialnie poprawny – to już problem "młodych-stareńkich" i ich zaplecza. Nie nasz.