Ja, Dyzma

Czasami stawanie pod krzyżem jest bardziej potrzebne nam samym niż Skazańcowi.

Takich dni się nie zapomina: byłem klerykiem trzeciego roku, w środę (była to pierwsza z wielu następnych) po nabożeństwie pokutnym i spowiedzi w seminaryjnej kaplicy poszedłem z kolegami na tzw. "wyjście charytatywne" na oddział hematologii dziecięcej we Wrocławiu. Spotkałem dzieci chore na białaczkę i ich rodziców, cierpiących z powodu śmiertelnego zagrożenia życia ich pociech. Gdy wstrząśnięty wracałem do seminarium, wiedziałem już, że moje seminaryjne "problemy" to kłamstwo. 

Podobną reakcję zaobserwowałem kilkanaście dni temu u chłopaków z poprawczaka, gdy wracali z DPS sióstr de Notre-Dame w Świebodzicach do zakładu. Byli zdumieni, że ktoś w życiu może mieć gorzej niż oni. Że ich sprawy, ich przeszłość nie jest taka tragiczna, na jaką wygląda, bo oto są niemalże ich rówieśnicy, którzy w swej niepełnosprawności umysłowej i fizycznej znajdują się w trudniejszym położeniu.

Po czymś takim narzekanie i użalanie się nad sobą to niesprawiedliwość.

Pewnie dlatego "lubimy" Wielki Piątek. Przygotowani do tego dnia przez wielkopostne nabożeństwa pasyjne, wreszcie wchodzimy w Tajemnicę. Pełna duchowych emocji i napięcia celebracja męczarni i śmierci pozwala nam spojrzeć na naszą codzienność z zupełnie innej perspektywy.

Sedno sprawy dobrze wyraża dialog Jezusa z Dobrym Łotrem, którego późniejsza tradycja ochrzciła imieniem Dyzma. Patrzymy więc na Sprawiedliwego i już nie dziwimy się, że my sami musimy ponosić konsekwencje grzesznego życia. Zasłużyliśmy. Ale to nie wszystko. Wtedy bowiem dajemy sobie także prawo do konsekwentnego utożsamienia się z Dobrym Łotrem. Wzdychamy więc z ożywczą ulgą, pewni Jezusowej odpowiedzi: Jezu, pamiętaj o mnie. I pamięta. Wracamy do domu – inni. Tak rodzi się nadzieja.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..