Obywatele drugiej kategorii, łączcie się! - można wzdychać, gdy ma się przed sobą taki widok.
Filiżanki po kawie uprzątnięte, okruchy z przepysznego ciasta z rabarbarem i migdałami pozbierane, jest miejsce na świecę. Płonie. Przy stole siedzą: bibliotekarka i kierownik kamieniołomu, opiekunka dzieci i strażak, anglistka i drogowiec, lekarka i bankowiec, jest też ksiądz. W pokoju obok bawią się dzieci, jedne nadają się do żłobka, inne chodzą do podstawówki. Strażak zaczyna śpiewać "Duchu Święty przyjdź! Napełnij nas i rozpal nas, miłość nam daj" – reszta podejmuje. Są gotowi pochylić się nad słowem Bożym, są gotowi wspólnie się modlić, a potem po przyjacielsku dzielić się życiem. Dzisiaj rozmawiają o ojczyźnie, radości i spełnieniu w pracy i o jej ciemnej stronie.
Nie są kosmitami. Mają około czterdziestki, potrafią się bawić, cenią profesjonalizm, znają wagę dumy z wierności sobie i Bogu, są ludźmi honoru. Kochają – to najważniejsze, jednak nie tak jak kocha świat (zgodnie z obowiązującą modą, relatywizmem wartości czy poprawnością), ale tak jak brzmi "nowe przykazanie" – a światu to się nie podoba. Dlaczego?
I jeszcze dzieci: kiedy dorośli modlą się i dzielą swoim doświadczeniem życia (a to nie tylko praca i odpoczynek, nie tylko rozrywka i pasje, to także wiara), one się bawią. Jednak przez cały szczebiot dziesięciorga maluchów przebija się głos jednego z najstarszych, trzecioklasisty – Miłosza. Śpiewa piosenkę o Bogu. Tak po prostu, zwyczajnie, jakby nigdy nic. Nikt się nie dziwi (ani z dorosłych, ani z dzieci), życie toczy się dalej (rodzice rozmawiają o wierze, ojczyźnie i pracy, a dzieci bawią się w najlepsze), słowem: jest normalnie – na spotkaniu kręgu Domowego Kościoła.
– Boże, dzięki Ci, że to wciąż możliwe – wzdycha ksiądz.