Im więcej problemów ma ze sobą "normalna" większość, tym mniej szans na życie ma "nienormalna" mniejszość.
Piszkowice – pół setki zazwyczaj głęboko upośledzonych umysłowo dzieci. Szalejów Górny – pewnie także pół setki niepełnosprawnych intelektualnie dorosłych i dzieci. Co ich łączy? – marginalizacja. Są traktowani jak maskotki, jak gadżety dla tych "normalnych", "ustosunkowanych", "rządzących", "politykujących", "nowoczesnych".
O tym, jak postępuje z nimi NFZ, już pisano na łamach "Gościa". Ci ludzie tak naprawdę nie istnieją dla systemu, nie mają takich samych praw jak inni mali pacjenci, pozostawia się ich losowi albo pozoruje działania, które w efekcie nie przynoszą nic dobrego – przynajmniej na dłuższą metę. Dlatego można otrzymać dofinansowanie na zaledwie kilka serii zajęć terapeutycznych, których efekty zostają zaprzepaszczone, gdy tylko przez większą część roku terapii się nie kontynuuje z powodu braku pieniędzy.
Tak, niepełnosprawni są obciążeniem budżetu. Kosztują – a to w dobie kryzysu jest poważne przestępstwo. Szczególnie dzisiaj – tak naprawdę jednak pół biedy, jeśli jest to kryzys ekonomiczny, cała bieda to kryzys wartości. Ten bowiem świadczy o zezwierzęceniu cywilizacji. Jeśli każdego z tych narodzonych można dzisiaj zabić, gdy jest po tamtej stronie szyjki macicy – to dlaczego mamy się nim przejmować – tak naprawdę i na serio – gdy się już urodził? Nie spełnia norm, jest taki nieproduktywny, taki zajmujący, taki wymagający niestandardowych procedur... Zawadza.
Integracyjne szkoły, warsztaty terapii zajęciowej, wolontariaty, dni niepełnosprawnych, paraolimpiady... – wszystko to zbyt często okazuje się tylko fasadą, za którą kryje się niezrozumienie, brak wrażliwości, a w końcu odrzucenie. Oczywiście nie tych, którzy tam pracują, ale tych którzy pozwalają, żeby te instytucje powstały. To marne resztki szacunku i miłości, które charakteryzowały naszą cywilizację, gdy ta była chrześcijańska.
Jednak to za mało, żeby wytrzymać żelazne reguły kalkulacji. Gdy sięga się po zestawienie kosztów i zysków – wtedy prawo dżungli dochodzi do głosu. Tak, gdy trzeba wybierać między "normalnymi" a "nienormalnymi" – zasady doboru naturalnego, zwierzęce zasady, biorą górę nad solidarnością i miłosierdziem. Przegrywa słabszy, inny, niedostosowany.
Tym bardziej jednak jaśnieje, w tym właśnie mroku prymitywizmu i barbarzyństwa ubranych w hasła postępu, kultury, nowoczesności – przykład chrześcijańskiej miłości ludzi kierujących się Bożym prawem, nie ludzkim, stanowionym. Prawem, które każe im walczyć o godne życie dla każdego, bez względu na potencjał intelektualny czy fizyczny. Spotkałem ich w Piszkowicach i w Szalejowie Górnym.