Pielgrzymka to zawsze wydarzenie, które dzięki fizycznemu zmęczeniu wyostrza wewnętrzne widzenie świata.
Właśnie wróciłem z pielgrzymki, którą po raz dziesiąty zorganizowały elżbietanki – z Żar do Rokitna, do Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej. Siedem dni w drodze. W grupie kilkudziesięciu osób wyróżniały się profeski wieczyste: siedem sióstr, które pod koniec sierpnia złożą śluby wieczyste. Wśród nich dwie z diecezji świdnickiej: s. Milena z Wałbrzycha i s. Gabriela ze Świdnicy.
Towarzyszenie siostrom w bezpośrednim przygotowaniu do zawierzenia swego życia Jezusowi aż do końca życia to mocna szkoła. Bez wątpienia. A jednak w pamięci wielu obraz rozmodlonych, radosnych, a niekiedy "szalonych" sióstr został przesłonięty przez dwa obrazki z ostatniego nabożeństwa wieczornego – adoracji Ukrzyżowanego.
Pątnicy w symboliczny sposób mieli oddać swoje krzyże Jezusowi, włączyć je w Jego krzyż, żeby nie walczyć samemu, żeby ocalić sens, żeby mieć siłę. To było mocne, przejmujące doświadczenie przypieczętowane dwoma gestami: splecionymi, małżeńskimi dłońmi i nieśmiertelnikiem.
Otóż na sam koniec długiej, spontanicznej procesji i modlitwy zawierzenia, tuż przy krzyżu Pana, w jego bezpośredniej bliskości, do miejsca adoracji podeszło małżeństwo: Piotr i Renata. Podeszli razem, trzymając się za ręce. Splecione dłonie położyli na krzyżu. Wszyscy pozostali wpatrywali się w tych dwojga ze łzami w oczach. I kiedy wydawało się, że to już wszystko, co Pan zgotował swoim zdrożonym uczniom podczas tego wieczoru, do krzyża podszedł on: żołnierz, Leon, który ze swoimi synami dołączył do pielgrzymki jakoś tak po drodze, jakby przypadkiem. Wiedzieliśmy o nim niewiele: czterdziestolatek, był na wojnie w Iraku i w Afganistanie, jest uwielbiany przez swoich synów (to było widać na każdym kroku), małomówny. Kiedy podszedł do krzyża, zdjął z szyi nieśmiertelnik – żołnierski identyfikator, położył go na krzyżu i modlił się. Wszystkim zaparło dech w piersiach.
Świadkowie w spódnicach i w spodniach – to ludzie, którzy potrafią dzisiaj bardzo często o wiele więcej niż ci w sutannach i habitach. Mocni wiernością, odważni i zdeterminowani budzą szacunek, podziw i każą pytać o Źródło. Zlaicyzowane społeczeństwo, konsumpcyjny, hedonistyczny stosunek do świata, relatywizm etyczny, niewiara w prawdę – i oni. To ich czas, czas nowej ewangelizacji.