Mistrzostwo Pawła Fajdka przypomniało, że zanim ktoś będzie mistrzem, jest uczniem stawiającym pierwsze kroki. Taka kolej rzeczy.
Na lokalnym portalu informacyjnym Maksymilian napisał: "No, a w Zetce zrobili wywiad z mieszkańcami Wierzbna, bo to ponoć stamtąd pochodzi. To jak to w końcu jest? Rozumiem, że o złotego medalistę to się wszyscy upomną. Najpierw Wierzbna, bo tam mieszka(ł), później Żarów, bo to jego gmina, następnie Świebodzice, bo tam się urodził, dalej Świdnica, bo to w końcu powiat, później Wrocław, bo (Z)Dolny Śląsk, następnie Zamość i na końcu cały kraj:-)" O kim to? Oczywiście o mistrzu świata w rzucie młotem, Pawle Fajdku.
Taka jest anatomia każdego zwycięstwa: ma bardzo wielu ojców i matek też sporo. O Pawle nie wspominano podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie, tam spalił trzy rzuty. Nikt się o niego nie upominał - oprócz oczywiście najwierniejszych przyjaciół i krewnych. Teraz się udało i jemu i wszystkim innym! "Mój ci on" - krzyczą z przekonaniem.
Wrzawa miła jest. 15 sierpnia feta w Żarowie - z udziałem mistrza. Tu przecież stawiał pierwsze kroki... ku mistrzostwu. Wtedy jednak nikt nie traktował chłopaka z honorami, co więcej brakowało pieniędzy na wszystko. Buty zrobił sobie z korków, a skórzane rękawice oddal mu rodzony ojciec - bo nie było myślenia perspektywicznego - u działaczy i samorządowców - a tak naprawdę po prostu u nas, w Polsce.
Tak nie wychowuje się mistrzów. Gdyby nie rodzina, która wspierała swego syna, dzisiaj Paweł Fajdek nie byłby na ustach całego sportowego świata. Jego sportowy życiorys to mocna lekcja dla każdego, kto zajmuje się kształceniem dzieci i młodzieży - w każdym kierunku. To są przyszli mistrzowie, nobliści, gwiazdorzy i biskupi - ich zwycięstwo zaczyna kiełkować już w przedszkolu, w szkole, w juniorach, na parafii i w ognisku muzycznym. Bez troski o początek, nie będzie dumy z dojrzałości.