Pomnik bł. Jana Pawła II staje się pretekstem do rozgrywek partyjnych i antyklerykalnych demonstracji.
Najpierw jest pierwsza fala: dyżurnych antyklerykałów-frustratów czujnych na wszystko, co zawiera słowa klucze: "ksiądz", "biskup", "Kościół" – najlepiej w powiązaniu z "Murdzek", "Pałac", "Lewandowski". I już zaczyna się jazda z nienawistnymi komentarzami. Ci żałują tylko, że nie mamy rodzimego pedofila w sutannie.
Zaraz potem ruszają domorośli myśliciele; ci przypominają sobie, ilu to mamy biednych, jak szkoły dostają za mało i że w ogóle, to ta prowincja się stacza po równi pochyłej – toczy się i toczy, odkąd w mieście rządzi obecny prezydent, a te wszystkie inwestycje, odbudowy, udogodnienia to "psu na budę" – no niby tak, skoro oni siedzą przed komputerami, zamiast cieszyć się piękniejącym miastem ("piękne miasto" ocenia każdy gość i turysta). A może po prostu jak zwykle: "Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma"?
W końcu głos zabierają autorytety – znaczy się intelektualiści różnej maści – ci wyrokują, co i jak, ogłaszając tęsknotę za tolerancją, niezależnością władzy, Kościołem Franciszkowym itp. – wszystko wydumane, stereotypowe i płytkie, ale polane smakowitym sosem mądrych słów, znowu według klucza: "nowoczesny", "postępowy", "otwarty", a nawet "Ewangelia".
Gdzie tak się dzieje? Ano w biskupim mieście, tym, któremu patronuje sam bł. Jan Paweł II, tym samym, w którym powyższy schemat powtarza się po raz kolejny, tym razem z racji stawiania Patronowi Miasta pomnika. Znowu karnawał nienawiści, mędrkowania i ignorancji, w którym wyborcze gierki i własny interes są ważniejsze niż sztuka, kultura czy historia; historia, którą zachowujemy i w którą się wpisujemy.