Dla wielu najcenniejszym wspomnieniem tych dwóch dni będzie poczucie braterstwa.
Zakończyły się rekolekcje dla kapłanów. W pierwszej turze ok. 220, w drugiej 90. Byłem z tymi pierwszymi. Od początku do końca. Nie jak dziennikarz, którzy wpada, "robi materiał" i już go nie ma (bo trzeba wrócić i wszystko opisać). Byłem zawodowo – ale tylko "też", przy okazji. Najpierw i przede wszystkim byłem rekolektantem.
Krzysiek Ora! – dziękuję! Bo gdyby nie jesienne seminarium odnowy wiary dla księży, gdyby nie Forum Ewangelizacyjne, gdyby nie parafialne odwiedziny ewangelizacyjne i może jeszcze bożociałowy koncert uwielbieniowy – mógłbym zatrzymać się na spoczynkach w Duchu Świętym i nie pójść dalej. Ja jednak byłem przygotowany w drogę. Więc poszedłem.
Uwaga! Padam! – taki był tytuł poprzedniego felietonu... myślałem o zamkniętych proboszczach – i stało się raz, drugi czy trzeci – 25 czerwca w Wambierzycach, podczas modlitwy o wylanie Ducha Świętego – faktycznie poddali się Jego działaniu także ci sceptyczni wobec charyzmatyków z Brazylii. Zrozumieli, że nie o ludzi tu idzie, ale o Boga. Widziałem to. Widziałem też przejęcie starych proboszczów, widziałem ich zdumienie i fascynację. Widziałem ich gorliwość w wołaniu: Przyjdź Duchu Święty! I widziałem jeszcze ich radość, że mogą przebaczyć, okazać wdzięczność i sympatię.
Już dawno nie czułem się w księżowskim gronie tak dobrze. Łączył nas bowiem nie tylko wspólny los w tej samej diecezji – łączył nas Duch Święty. Dlatego wydarzyło się braterstwo.