Jeśli w ciągu roku żyjecie raczej obok siebie albo "mimo siebie", nie będzie łatwo zapobiec wakacyjnej katastrofie.
Znacie to? Najpierw biała gorączka podczas pakowania (– Gdzie schowałaś mój zestaw do nurkowania? Tyle razy mówiłem: nie ruszaj, niech leży...), potem nerwy w trakcie drogi (– Trzeba było sikać jak tankowaliśmy! Teraz rozglądaj się za pampersem!), oskarżenia na miejscu (– Mówiłam: zadzwoń i się upewnij! A teraz sam sobie gotuj, skoro aneks kuchenny to zlew i czajnik bezprzewodowy).
Wakacje są bardzo rodzinne. Okazuje się jednak, że bywa to całkiem poważne wyzwanie dla urlopujących. W ciągu roku zbyt często niestety ani małżonkowie, ani rodzice, ani dzieci nie przebywają ze sobą tak intensywnie jak podczas urlopu, wyjazdu czy choćby weekendu. Dlatego "obecność" w tak dużym stężeniu bywa uciążliwa, niewygodna czy nawet przykra.
Co wtedy? Pomysły mam dwa. Po pierwsze: muzyka łagodzi obyczaje, ale i mobilizuje do częstych spotkań w rodzinnym gronie nie tylko z okazji wakacji – więc warto brać przykład z muzykujących rodzin.
Po drugie: dobrym pomysłem na łagodne i pokojowe przeżycie wspólnego urlopu okazuje się także bliskość Boga. Duch Święty bowiem wprowadza ład, koi i daje radość – a to wystarczy, żeby wracać do domu odświeżonym – fizycznie, psychicznie i duchowo (o weekendzie kajakowym też warto poczytać).
Wakacje z rodziną – jest na to sposób.