Wędrując po Sudetach można spotkać dziesiątki całkowicie zarośniętych, zdewastowanych i zbezczeszczonych cmentarzy...
Pochodzący z Walimia Łukasz Kazek postawił sobie za cel uratować od zapomnienia takie miejsca. W tym celu założył fundację „Świat, którego już nie ma”. Pierwszym jej projektem jest próba przywrócenia tożsamości zapomnianym nekropoliom.
Gmina Walim ma sześć takich miejsc. Ich znaczna ilość wynika z długiej histori miejscowości. Stary cmentarz leżał przy kościele katolickim. Na nim grzebano także okoliczne gminy swych zmarłych. W związku z szybkim rozwojem handlu pod koniec XVIII wieku przybyło też ludności i w miarę upływu czasu zaczęło brakować miejsca na cmentarzu.
Dla ówczesnych właścicieli majątku i niewielu lepiej usytuowanych mieszkańców gminy istniały krypty w kościele ewangelickim pod wieżą kościelną (obecny kościół św. Jadwigi). Dla pozostałych mieszkańców wsi szukano rozwiązania, jednak pierwsze próby nie powiodły się ze względu na wysokie żądania pieniężne właścicieli nadających się na te cele działek. Dzięki darowiźnie jednego z mieszkańców gminy jako pierwszy założono w 1788 r. własny cmentarz w Sędzimierzu. W 1806 r. założono cmentarz w Siedlikowie, a w 1832 r. w Rzeczce.
W międzyczasie zamożniejsze walimskie rodziny wybudowały na swoich gruntach prywatne krypty. Były to kaplice grobowe rodziny Seyler, Klingberg (w stylu klasycznym), Schneider (najpiękniej położona) i Gocksch (na wylocie z Walimia w kierunku Rzeczki).
Po licznych próbach i dyskusjach oraz orzeczeniu powiatowego lekarza dr Rau, że stary cmentarz stał się z powodu przepełnienia wręcz szkodliwy dla zdrowia, zawarto 27 października 1845 r. umowę, na podstawie której gmina Walim zakupiła parcelę przy obecnej ul. Cmentarnej na nowy cmentarz. Przy okazji mieszkańcy Grządek założyli z własnej inicjatywy w 1846 r. swój cmentarz. Do 1870 r. katoliccy mieszkańcy grzebali jeszcze zmarłych na starym cmentarzu, przy kościele katolickim, aż do jego ostatecznego zamknięcia.
Po 1945 r. Polacy założyli własny cmentarz katolicki na zboczach góry naprzeciwko kościoła św. Barbary. Po opuszczeniu wsi przez ostatnich niemieckich mieszkańców cmentarze podupadły, większość nagrobków została rozbita. Na miejscu cmentarzy w Siedlikowie i Grządkach są teraz łąki. Na cmentarzu przy ul. Cmentarnej zniknęły wszystkie niemieckie nagrobki, pozostały jedynie grobowiec rodziny Websky i masywne nagrobki braci Wersig, których nie udało się zniszczyć, może ze względu na ich rozmiary. W międzyczasie zaczęto na tym cmentarzu ponownie chować zmarłych.
Warto jeszcze wspomnieć o obyczaju wystawiania trumien ze zmarłymi, jeśli warunki mieszkaniowe to dopuszczały, w domu, dokąd przychodził kondukt pogrzebowy który przeprowadzał nieboszczyka na cmentarz. Konduktowi towarzyszył przeważnie chór kościelny. Prawie wszystkie kamienice czynszowe wybudowane przez fabrykę dla robotników posiadały małą kostnicę na podwórku, w której zmarli leżeli do czasu pochówku. Ponieważ mieszkania w tych domach były bardzo małe, była to jedyna możliwość przechowania ich do czasu pogrzebu, który zgodnie z pruskimi przepisami z roku 1819 r. mógł odbyć się dopiero 3 dni po śmierci. Oprócz tych domowych kostnic do dyspozycji stała jeszcze mała kostnica na cmentarzu.