Kilkaset osób nie tylko zasiadło do wigilijnej wieczerzy, ale przyjęło Komunię podczas Mszy św. Narodzenia Pańskiego – dzięki "Nocy Konfesjonałów".
Kilka dni temu, z okazji pierwszej w Świdnicy "Nocy Konfesjonałów" na portalu społecznościowym wymieniliśmy się z moim kolegą, księdzem, kilkoma uwagami na temat tej akcji duszpasterskiej. Ja, gorliwy zwolennik. On, niemniej gorliwy przeciwnik pomysłu.
Jego argumenty, zacytuję, bo i tak nasza rozmowa była publiczna: "Jako »oburzony« sprawą nadal nie widzę dobra w tym, że Panu Bogu daje się śmieci! Mieszkańców Arabii Saudyjskiej, marynarzy i kierowców ciężarówek spowiada się zawsze, nawet w ostatniej chwili, bo inaczej nie mogą. Wszyscy inni mają spowiedź 10 godzin dziennie w katedrze... jeśli mają ważniejsze rzeczy... to nie nazywajmy ich "robotnikami ostatniej godziny". PS. Porównanie o tyle nietrafione, że dziś księża są zwykłymi pracownikami szkoły, potem pracują w parafii i kiedy przychodzi czas na świętowanie każe im się marznąć w konfesjonale tylko dlatego, że ktoś najpierw musiał zadbać o zmianę opon, prezenty i kutię!" - rozumiem, jednak jestem przekonany, że to mowa na czasy sprzed powiedzmy 20 laty. Wtedy, gdy życie i mentalność naszych wiernych (bo przecież tylko oni chcą się dzisiaj spowiadać!) były inne. Skoro jednak nie potrafiliśmy uchronić świeckich przed laicyzacją, to teraz nie ma się co pastwić nad ich stanem, ale wyciągać do nich rękę w taki sposób, by było to dla nich możliwe do przyjęcia. A to oznacza m.in. "Noc Konfesjonałów".
I wiem, co mówię, bo razem z kilkunastoma księżmi siedziałem tej nocy w konfesjonale, spowiadałem do 00.10 i wiem, komu wtedy służyłem, kto żebrał o Boże Miłosierdzie, komu kamień spadł z serca... byłem świadkiem Miłosiernego Ojca, Dobrego Pasterza i Ducha Pocieszyciela.
I jeszcze jedno. W kolejce do konfesjonałów ustawili się tego wieczoru przede wszystkim ci, których brakuje nam w kościele: ludzie w przedziale wiekowym 20-30 lat. Noc konfesjonałów jest dla nich. Gdyby nie ona, nie poszliby do spowiedzi wcale.