Pamiętam doskonale wrażenie, jakie wywarła na mnie pierwsza kolędowa płyta rodziny Pospieszalskich.
To było w roku 1994. Wtedy zdecydowali się podzielić ze światem tym, co intymne, rodzinne, przy choince z mamą i tatą. I chociaż przyznają: „Coś gdzieś się rozlazło w tym naszym spontanicznym, domowym śpiewaniu. Te kolędy przestają już nas tak kręcić, gdy śpiewamy je w domu podczas wigilii czy przy choince. Pewna prywatność oraz ten urok nieskrępowanego i niezobowiązującego swobodnego śpiewania stał się rodzajem jakiejś dyscypliny. Robimy to na pokaz, więc skupiamy się na ich bardzo dobrym wykonaniu. Przez to, że zaczęliśmy tym kupczyć i handlować, coś straciliśmy…”, ja jednak nie wyobrażam sobie, żeby moje prywatne bożonarodzeniowe świętowanie mogło się zaczynać inaczej niż rytuałem delektowania się kolędami Pospieszalskich. Od 20 lat zaraz po Pasterce, gdy wracam do siebie, zasypiam przy „Wśród nocnej ciszy” – niepowtarzalnej, bo Pospieszalskich. Oni stracili, ja zyskałem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.