25 stycznia zakończyliśmy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Nabożeństwo ekumeniczne w katedrze dało sporo do myślenia nad kondycją tęsknoty za jednością.
Po raz pierwszy w historii diecezji modlitwa w katolickiej katedrze podczas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan odbyła się poza Mszą św. Czemu do tej pory zawsze podczas Mszy św., a w tym roku inaczej - i czy to "inaczej" stanie się regułą? To już inna sprawa.
Jeśli nie Msza, to co? Mówiło się o nieszporach z udziałem ewangelików i prawosławnych, a stanęło ostatecznie na nabożeństwie słowa Bożego. Było pięknie, jak to u nas, gdy nasi klerycy przygotowują asystę… jednak to, co mnie niepokoi, to fakt, że niewielu z nas sprawa w ogóle obchodzi.
Do tej pory widać to było na spotkaniach w Kościele Pokoju czy w cerkwi - spotkaniach, w których brała udział garstka wiernych. U nas zawsze było tłumnie, bo odprawiano Mszę św., która z kolei była jedną z kilku wpisanych do parafialnego grafika.
W tym roku Mszy nie było. Nie było „dwa w jednym”: niedzielna Msza św. i modlitwa o jedność. I co? Okazało się, że właściwie wszędzie sprawa ekumenizmu obchodzi tych samych ludzi: zarówno u prawosławnych, jak i katolików oraz u luteranów. „Tych samych” – tzn. bardzo, bardzo niewielu.
Ekumenizm to ciągle poważne wyzwanie dla wszystkich chrześcijan, skoro niewielu zależy na tym, żebyśmy razem spotykali się przy Źródle i czerpali z niego Wodę Żywą.