Odbył się koncert. Odbyła się i modlitwa, której przewodniczył bp Ignacy Dec.
Wielki Post to bardzo dobry czas na nawrócenie, wszak oto w nim chodzi.
Każdy ma prawo popełniać błędy, to jasne... trzeba się z tym liczyć, że nie jesteśmy nieomylni, zarówno prywatnie jak i służbowo... więc od Środy Popielcowej, każdy z honorem może porzucić drogę nieprawości i zwrócić się ku prawdzie, dobru i pięknu. Taki piękny, człowieczy gest.
Liczę bardzo na to, że tym skończy się ostatecznie awantura o Vadera. Wszak tylko krowa nie zmienia swoich poglądów (czytaj: nie jest zdolna do nawrócenia). O to, by świdniczanie krowami nie byli modlił się bp Ignacy Dec i wierni, którzy w sobotę o 19.00 spotkali się w kościele św. Krzyża w Świdnicy.
Na niektóre owoce tego, co się wydarzyło nie trzeba będzie długo czekać, na inne pewnie przyjdzie poczekać dłużej, ostatecznie wszystkie strony zdadzą sprawę ze swej postawy na Bożym Sądzie.
Tymczasem pozwolę sobie na gorzką refleksję. Bo z okazji koncertu słychać było nie tylko (ale przede wszystkim) głosy wielkiego poparcia "wielkiej" bo "światowej" satanistycznej sztuki, nie tylko prośby o opamiętanie, ale także odzywały się głosy pobłażania bluźnierstwom oraz lekceważenia problemu..., bo w końcu satanizm to nie jest rozwalanie grobów, palenie kotów i darcie się na scenie "Ave Satan".
Choć w tym drugim przypadku (koty), myślę, że poruszenie "oświeconych" byłoby zdecydowanie mocniejsze i sięgnięto by po wszelkie możliwe sposoby, żeby prześladowców zwierząt ścigać, potępiać i napiętnować (tak jak np. zwiera się szyki, by oprotestować występy cyrkowe zapowiadane w Świdnicy w najbliższym czasie).
No ale skoro na scenie kotów tym razem nie zarzynano, tylko nawoływano ("na szczęście" po angielsku, więc nikt niczego nie zrozumiał, bo w tej muzyce nie oto chodzi!) do anarchii, buntu i przekleństwa w imię Szatana, to nie ma problemu... niech sobie ryczą.
Jednak, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Oby tylko, gdy ona nadejdzie, nie zniszczyła zbyt wiele...