Z 13 na 14 marca cały Kościół zatrzyma się, by wielbić Pana i doświadczać jego miłosierdzia.
Cieszy mnie bardzo inicjatywa papieża Franciszka: 24 godziny dla Pana. To taka rozwinięta formuła naszej Nocy Konfesjonałów. Cieszy, choć liczę się z tym, że słychać będzie z tej okazji nie tylko aplauz większości, ale także jęki mniejszości: a po co? a czemu tak? czy on nie wie, że to demoralizuje? Albo w wersji bardziej konkretnej: dosyć mamy pracy! Nie zna realiów Kościoła! Kolejna akcyjka!
Czekam na to wszystko, bo wiem, że z radością będzie można tych ostatnich zaprowadzić do kościoła, żeby mogli się przekonać, jaki jest tego wszystkiego sens i komu jest to potrzebne. I przyznam się Państwu, że jeszcze bardzo bym chciał, żeby (jeśli są księżmi) np. o drugiej w nocy usiedli mimo wszystko do konfesjonału, a jeśli są świeckimi, mimo wszystko uklęknęli przed Najświętszym... Bardzo bym chciał tego właśnie dla ich zbawienia, żeby poczuli smak tego czasu: miłosiernego i hojnego Pana, który bierze sobie na własność kolejne ludzkie historie i kolejne ludzkie "tu i teraz".
Smak, który rodzi się nie z kalkulacji, ale z miłości. Czas, z którym Pan robi, co zechce i dzieli nim, jak chce. Czas, który Mu służy do tego, co sam sobie w swym miłosierdziu zaplanował.
Tak, tak! To czas nie tylko dla tych, którzy wtedy będą uwielbiać Pana i kosztować Jego miłosierdzia, ale czas łaski dla całego Kościoła. Także dla tych, którzy w jego sens nie wierzą, którzy zajęczą się na śmierć tylko dlatego, że im się w głowie nie mieści..., że oni sensu nie widzą..., że oni wiedzą najlepiej...
Ojcze Franciszku! - dziękuję!