– Rodziłaś upośledzone dziecko i od razu rozumiałaś, że zostajesz z nim sama. Nie pomogą ci otoczenie, państwo, nawet Kościół – wspomina Zofia Łomnicka. – Miałam szczęście, że mąż był silniejszy ode mnie.
Spotkali się, bo w latach 80., kiedy rodziły się ich dzieci, nikt się nimi nie przejmował. Maluchy i ich rodziny były wstydliwym problemem. A oni potrzebowali solidarności.
Subskrybuj i ciesz się nieograniczonym dostępem do wszystkich treści