To był najtrudniejszy kondycyjnie dzień. Trzeba było przejść całe 30 km.
To był najtrudniejszy kondycyjnie dzień. Zaczęło się w Kupieninie a skończyło w Międzyrzeczu, gdzie pielgrzymi dotarli około godziny 18.30. Po drodze, na tzw. poligonie, zrobili sobie pamiątkową fotografię, taki jest zwyczaj na tej pielgrzymce. 12 lipca w sumie pokonali 30 km. Przez większą część dnia cieszyli się dobrą do wędrówki pogodą, dopiero po wyjściu z Paradyża, zaczęło padać.
– Paradyż, niezwykłe miejsce – komentuje Małgorzata Kowalska. – Stary, pocysterski klasztor, gdzie obecnie znajduje się seminarium diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, ma niepowtarzalny klimat. W seminaryjnym kościele odprawiliśmy Mszę św. a potem w kleryckim refektarzu poczęstowano nas znakomitą pomidorówką - dodaje.
Mimo trudnego dnia, wieczorem w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Międzygórzu, był czas na godzinę świadectw i kompletę. – Trwało to długo, bo półtora godziny, jednak warto było wsłuchać się zarówno w cześć pierwszą jak i drugą opowieści pielgrzyma – mówi Anna Lebda.
Najpierw żona, potem postulantka, dalej siostra zakonna i na końcu kapłan opowiedzieli o tym w jaki sposób doświadczyli Boga, który powołał ich do realizacji ich powołania życiowego. Żona opowiadał m.in o pięciu prostych zasadach, których nigdy nie łamią ze swoim mężem: Postulantka zanim trafiła do klasztoru była zawodowym żołnierzem. Siostra zakonna uszyła sobie suknię ślubną (jako pracę dyplomową w technikum) a niedługo potem wstąpiła do elżbietanek. Z kolei ksiądz nigdy nie miał innego planu na zycie i od dzieciństwa widział czego chce w życiu, co nie przeszkodziło mu doświadczyć roku wielkiego zakochania.
W drugiej części pielgrzymi mówili o tym co przeżyli przez czas wędrówki do MB Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie.