Kolejne przestępcze i barbarzyńskie praktyki ujawnione dzięki nagraniom ukrytą kamerą weryfikują człowieczeństwo - także społecznościowych znajomych.
Od dwóch lat mam swój profil na fecebooku. Jestem aktywnym fejsbukowiczem, pewnie dlatego, że sporo czasu spędzam przy komputerze: pisanie tekstów do wydania papierowego i na nasz portal internetowy tego wymaga ode mnie.
Pomiędzy jednym a drugim akapitem zerkam na społecznościową tablicę i co jakiś czas uaktualniam swój profil. Tak, jestem na bieżąco.
Poza tym używam tego medium jako okazji do propagowania wartości chrześcijańskich w tym pro life. I jestem w tym bezkompromisowy, co więcej - nic nie psuje mi tak nastroju jak kłamstwa rozpowszechniane na temat Kościoła oraz okrucieństwo wobec nienarodzonych.
I nic mnie tak nie zasmuca, jak sytuacja, gdy któryś z moich fejsbukowych znajomych okazuje się zatwardziałym piewcą kościelnych stereotypów i kłamstw albo ignorancji na temat ludzkiego życia.
Wtedy nie wytrzymuję - dochodzi do starcia. Grzecznie, ale stanowczo próbuję przekonać do swoich racji. Jaki efekt?
Tracę moich "znajomych". Wypierają się mnie. Porzucają. Odlajkowują. Nie dlatego, że mamy różne poglądy polityczne, nie dlatego, że jestem miernym księżyną, nie dlatego, że im ubliżyłem albo ich obraziłem. Broń Boże!
Tracę znajomych, zawodzę ich z tego powodu, że jestem pro Church i pro life. Rozczarowuję, bo jestem wierny Kościołowi i ludzkiemu życiu. Tylko dlatego. Nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego z innych powodów.