O Przystanku Jezus, a tym bardziej o Przystanku Woodstock słyszałem zawsze z drugiej ręki.
Oglądałem relacje, czytałem artykuły i nigdy nie spotkałem człowieka, który podzieliłby się ze mną wrażeniami z tej imprezy. Zajmujące były dla mnie kontrowersje, spory czy oceny wokół tego, co tam się dzieje, niemniej nie na tyle, żeby chcieć się z tym wszystkim zmierzyć osobiście. Tym razem jednak stało się inaczej. Spotkałem Michała, a ten zaczął opowiadać, dlaczego tam pojechał, co tam zobaczył i co przeżył (s. III). Słuchałem go z otwartym i pełnym radości sercem. Widziałem bowiem chłopaka, który po prostu płonął – miłością do Jezusa, którego spotkał tam w Kostrzynie nad Odrą. To, co do mnie przemówiło najmocniej, to nie tyle słowa, co żar w głosie i łzy w oczach. Ja też tak chcę – pomyślałem, a głośno powiedziałem: Za rok jadę na Przystanek Jezus! Gdy to usłyszałem zrozumiałem, że coś z tego ognia, którym płonął Michał, przeszło na mnie. Dzięki!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.