Kto by pomyślał, że budowa nowego kościoła może mieć takie ciekawe tło formalno-prawne.
To naprawdę przedziwna sytuacja: bez dekretów dotyczących nowej parafii, ale za zgodą i poparciem biskupa proboszcz jednej parafii buduje kościół na terenie parafii sąsiedniej. Zaskakujące, ale możliwe - tak się dzieje na Owczej Górze w Kłodzku.
Osiedle terytorialnie należy do dwóch wspólnot: parafii franciszkańskiej i parafii przy szpitalu. Tutaj są księgi metrykalne, tutaj mieszkańcy dzielnicy przygotowują się do przyjęcia sakramentów. Ale gdy w styczniu zapuka do ich drzwi ksiądz, będzie nim nie brązowy franciszkanin, ewentualnie "szpitalny" proboszcz, ale ks. Janusz Garula. I to po raz trzeci z rzędu. Ten sam, który tuż za miedzą ostatnich domostw Owczej Góry wznosi kościół (galeria TUTAJ).
Jak to możliwe? Wyjaśniła mi to parafianka z Wojciechowic, w których proboszczuje ks. Janusz Garula. Małgorzata Drobik, pakując obiady, które za chwilę zawiezie na budowę wspomnianego kościoła, żeby pracujący tam górale nie ustali w pracy i nie musieli tracić czasu na dojeżdżanie na stołówkę, kwituje całą tę formalno-prawną prowizorkę: - Kościół jest jeden, więc wspieramy budowę na Owczej Górze jak tylko potrafimy, i dzielimy się z jej mieszkańcami naszym superksiędzem, bo jesteśmy wszyscy razem braćmi i siostrami, inaczej nie mielibyśmy prawa ze spokojnym sumieniem odmawiać Ojcze nasz – rzuca, wsiadając do samochodu.
Ot, taka lekcja eklezjologii w wydaniu pani Małgosi. Konieczna, gdy fakty są nie do opisania przez dokumentację urzędniczą.
I jeszcze jedno. Ks. Janusz Garula chodzi w koszulce z napisem: "Survival", czyli "szkoła przetrwania". Wcale się nie dziwię.