Nina Kuniszewska spotkała się z wychowankami poprawczaka - na zaproszenie dyrektora szkoły, Wojciecha Frankowicza.
Nina Kuniszewska świecka misjonarka z Wałbrzycha do końca września odwiedza Polskę. - Spotykam się z rodziną, znajomymi, ale też odwiedzam grupy misyjne i parafie, które pamiętają o mnie, modlą się i wspierają mnie w mojej posłudze - opowiada.
Wspólnoty, które pomagają Ninie to nie tylko Kółka Misyjne, ale także Żywy Różaniec czy Apostolstwo Dobrej Śmierci.
- To przede wszystkim ludzie, którzy rozumieją sens misji i są wrażliwi na konkretnego człowieka, w tym przypadku na mnie - uśmiecha się podczas rozmowy w Zakładzie Poprawczym i Schronisku dla Nieletnich w Świdnicy.
Nina przyjechała do wychowanków na zaproszenie dyrektora zakładowej szkoły, Wojciecha Frankowicza, który także prywatnie okazuje misjonarzom wiele serce.
- Zależało mi, żeby chłopcy usłyszeli świadka, który opowie im nawet nie tyle o Bogu, bo to mają tutaj na miejscu, ale raczej o innym świecie, o Boliwii i Peru, gdzie warunki życia, pod każdym względem są dużo trudniejsze od naszych - uzasadnia.
Nina została posłana na misje w maju 2010 r. Pracowała najpierw w stacji misyjnej w Boliwii, a od dwóch lat pomaga w peruwiańskim San Ramon.
- Przygotowujemy dzieci do sakramentów, odwiedzamy chorych, prowadzimy katechezę - wylicza swoje obowiązki na misjach.
- Poza tym robimy wszystko to, co jest pilne i potrzebne, począwszy od sprzątania, a na burzeniu ścian kościoła i stawianiu nowych skończywszy - dorzuca wyjaśniając, że uczestniczyła w przebudowie miejscowej świątyni, która nie była przystosowana do panującego w regionie klimatu.
Na pytanie, co dalej, odpowiada: - Co Bóg da!
A wychowankowie placówki? - Jest odważna!; - Ja bym tak nie potrafił, no ale skoro Bóg tego od niej chce...; - To inny świat, duża przestępczość, inne zasady, niełatwe życie; - Ona wierzy w to co robi, to daje jej siłę - komentowali.