Każdy ma to "coś", skoro nosi sutannę, nie każdy jednak tego "czegoś" chce.
W czasie, gdy już przywykamy do tego: że "najważniejsza jest jakość, a nie ilość" i w ten sposób oswajamy się z coraz słabszą frekwencją na nabożeństwach, we wspólnotach i podczas duszpasterskich akcji - inicjatywa Wojtka Draba, księdza ze Świdnicy, zaskakuje swoim rozmachem.
Oto w każdy piątek, salka domu parafialnego pęka w szwach. Osiemdziesiąt osób słucha chciwie księdza. Wielu notuje, niektórzy zadają pytania.
Ksiądz nie mówi dowcipnie, lekko czy tanio. Mówi wprost, bezkompromisowo, bez podlizywania się słuchaczom: o Bogu, który kocha i tej Jego miłości, która porządkuje cały świat.
Skąd to wie? Ano z Pisma Świętego a jego niedzielne fragmenty, które komentuje, naświetlają tylko jakiś aspekt tej fundamentalnej prawdy. Bóg jest Miłością - Wojtek Drab potrafi o tym mówić, że aż chce się słuchać. No i słuchają.
Ale na początku tak nie było. Wojtek Drab, ksiądz, zaczynał bowiem tak jak wielu: od garstki. Skąd się wzięły tłumy? Z trwającej kilka lat ciężkiej i konsekwentnej pracy.
Bo jego spotkania biblijne to nie kwestia akcji raz na jakiś czas (z akcentem na "jakiś"). Zaprasza raz w tygodniu, na kilkadziesiąt minut i nawet w wakacje! - Bo ludzie chcą stałości, chcą pewności, że to co dobre jest dostępne i wierne - wyjaśnia swoją strategię.
Oczywiście, praca, nawet ciężka i szczera to za mało, musi być Boża iskra, musi być to "coś" co się wyczuwa właśnie u tego a nie innego człowieka, ale to "coś" ma każdy z wyświęconych - nie mam wątpliwości.
Ono różnie wygląda - to jasne, ale co ważniejsze można to "coś" stłumić, można je zignorować, można się go wyprzeć, można je zmarnować - i wtedy nawet ciężka praca będzie orką na ugorze. Skończy się depresją - oracza.
Ale gdy się je odkryje, gdy się jemu poświęci, gdy przestanie się kalkulować, gdy porzuci się zachowawcze wygodnictwo i bezpieczny dystans - gdy się zaryzykuje - wtedy Duch Święty robi swoje a owocem Ducha jest... także frekwencja.