Obdarowani w tym czasie ale i obdarowujący - co tak naprawdę chcemy wyrazić? O co nam idzie? Czy można z tego gestu „wycisnąć” więcej?
Prezent jako znak miłości Boga – chciałoby się tak to przeżywać. Oczywiście warto tak patrzeć na ten gest dobroci, pamięci i troski. Bóg przecież okazuje nam czułość także w bardzo namacalny sposób: nasze życie, zdrowie, „chleb powszedni”, pogoda, siła w cierpieniu, bliska osoba w bólu czy smutku.
Jednak prezent to najpierw znak naszej osobistej więzi z obdarowanym.
Co zatem chce wyrazić ten kto obdarowuje? I tu zaczyna się przygoda.
Otóż prezent czy nam się podoba czy też nie jest znakiem naszej zażyłości, prawdy o tym jak bardzo się znamy, co o sobie wiemy, jaka jest siła naszej relacji. To także szansa na wyrażenie naszych tęsknot, pragnień i dobrych życzeń co dzisiaj ma niebagatelne znaczenie. Na co dzień bowiem nie jest łatwo podejmować dialog na ważkie tematy a prezent może taką sytuację prowokować.
Więcej: obietnica dialogu, poświęconego czasu, serdecznej uwagi, małżeńskiej randki - to doskonały prezent, dużo bardziej wyczekiwany od kolejnych skarpetek, pierścionka czy perfum.
Zatem: obdarować kogoś w sposób celny to nie kwestia zasobności portfela, tylko serca. Prezenty kupowane naprędce, z konieczności, albo dla „świętego spokoju” – z trudem będą znakiem Bożego obdarowania i naszej miłości.
A gdy już zagoniona codzienność nie pozwoli nam z uwagą podejść do tematu poszukiwania prezentu i trzeba będzie zdać się na uniwersalny (czyt. bez wyrazu) gest – na ratunek może przyjść słowo jakie towarzyszy wręczaniu prezentu albo rytuał z nim związany.
Bo słowo, szczególnie to rzadkie, wyczekane czy nawet wyproszone, może objawić więcej niż rzecz.